Chciał kilkaset tys. zł za represje podczas stanu wojennego. Dostał dużo mniej

Archiwum, w środku sędzia Pankiewicz fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl
Sąd Okręgowy zasądził 15 tys. złotych dla działacza opozycyjnego Zbigniewa Fijaka.

Fijak w 1980 roku rozpoczął działalność w „Solidarności”. W tym czasie pracował na Uniwersytecie Jagiellońskim i to właśnie tam organizował struktury związkowe. W czasie stanu wojennego działał w podziemiu. Aparat represji jednak zatrzymał go w 1982 roku, a w 1983 Fijak został skazany na dwa lata więzienia. Ostatecznie nie trafił za kraty, bo dzięki znajomościom został przyjęty do szpitala psychiatrycznego. Następnie został objęty amnestią.

Opozycjonista otrzymał już od Skarbu Państwa 25 tys. złotych zadośćuczynienia. Jednak przed krakowskim sądem domagał się blisko 400 tys. złotych. Pieniądze miały mu się należeć za kilka miesięcy aresztu oraz za uniemożliwienie zrobienia mu kariery naukowej.

Sąd jednak nie zgodził się z taką argumentacją, że przez to, iż Fijak był represjonowany za działalność polityczną, nie mógł napisać doktoratu, a następnie uzyskać tytułu profesora.

Bez problemów

Sędzia Barbara Pankiewicz w ustnym uzasadnieniu wyroku wskazała, że na uczelni znalazł się w 1979 roku i miał trzy lata na napisanie doktoratu. Mimo wszystko nawet go nie zaczął.

– Analiza teczki personalnej pokazuje, że będąc na uczelni, nie miał pan żadnych problemów, aby napisać pracę doktorską. Tak samo było po zatrzymaniu, kiedy wrócił pan do pracy na etacie dydaktyczno-technicznym – mówiła sędzia.

W uzasadnieniu roszczeń Fijak twierdził, że po 1983 roku nie był już zmuszony do napisania pracy w ciągu trzech lat. Ten argument wzbudził zdziwienie sądu. – To nie działalność polityczna, tylko pana swobodny wybór był powodem nienapisania doktoratu – powiedziała Pankiewicz.

Dlatego wywód, że przez zatrzymanie Fijak nie mógł zdobyć stopnia doktorskiego, a następnie profesorskiego i z tego powodu zarabiał mniej, jest pozbawiony racji. Sąd uznał, że Zbigniew Fijak nie miał nawet chęci do napisania pracy.

Niemniej sąd uważa, że wnioskodawcy należy się zadośćuczynienie w wysokości 15 tys. złotych za represje, jakich doznał. Kwota, jakiej się domagał, była jednak za wysoka. Fijak był bowiem w szpitalu po to, aby uniknąć kary więzienia, po znajomości. Nie był wobec niego stosowany rygor jak wobec regularnych pacjentów, mógł też wychodzić na przepustki.

Wyrok jest nieprawomocny. Zbigniew Fijak najpewniej złoży w tej sprawie apelację.