– W Polsce zanotowanych jest 47 gatunków komarów, choć tak naprawdę tylko około 30 z nich jest regularnie obserwowanych. Są takie, które mają tylko jedno pokolenie w roku. Te w stadium larwy oraz poczwarki rozwijają się znacznie dłużej od tych z krótkim okresem rozwojowym trwającym zaledwie kilka lub kilkanaście dni – te mogą mieć kilka pokoleń. Mamy szczęście, że u nas nie ma gatunków malarycznych, tzn. przenoszących pierwotniaka świdrowca wywołującego u ludzi malarię. Nasze samice upiją trochę krwi i nic się szczególnego nie dzieje u większości ludzi – mówi kierownik Zakładu Entomologii Uniwersytetu Jagiellońskiego dr hab. Stanisław Knutelski.
Dawid Kuciński: W tym roku z powodu tego, że wiele rzek wylało, można spodziewać się zwiększonej ilości komarów?
Dr Stanisław Knutelski: Nie sądzę, bo przy tej pogodzie woda szybko paruje i rozwój komarów w małych kałużach może nie zostać dokończony. Stąd nie powinno być ich w tym roku więcej niż w poprzednim. Może być ich nawet mniej, gdyż maj był dość suchy i ciepły w tym roku. W dzikiej przyrodzie miejscami wylęgu komarów są przeważnie kałuże, stawy, brzegi strumieni i rzek, mokradła i bagna, a w mieście najlepsze warunki dla rozwoju tych insektów to ogródki działkowe czy wysypiska, a nawet balkony w mieście, gdzie choć trochę wody stoi i jest cień. Muchówki te wykorzystują do składania jaj każde miejsce, gdzie jest choć trochę stojącej wody. Może to być porzucona lub pozostawiona w lesie lub na działce zwykła puszka po konserwie, kubek plastikowy, słoik, butelka, miednica lub nawet doniczka na balkonie. Idealne dla rozwoju komarów są na przykład porzucone w różnych miejscach opony. W jednej takiej oponie może zakończyć rozwój nawet 5000 komarów. Z tego powodu nie wolno w niektórych krajach wstawiać kwiatów do wazonów z wodą, gdyż to też jest jedno z bardzo dobrych miejsc lęgowych. Po prostu wystarczy dla nich odrobina wody i wnet pojawią się w niej larwy, a potem z nich wylęgnie się chmara komarów, spośród której samice są zdeterminowanymi krwiopijcami.
Czyli przydomowe studnie, sadzawki i baseny tylko sprawią nam kłopot?
Może nie wszystkie z wymienionych. Komary nie lubią wody ruchomej, głębokiej i zimnej, jaka zazwyczaj jest w studni. Podobnie nie powinniśmy mieć kłopotów z basenami regularnie użytkowanymi, gdzie woda zwykle się rusza bez przerwy i często jest wymieniana. Muchy te wybierają raczej nieduże akweniki i kałuże, gdzie woda jest stojąca i lekko ocieplona. Stąd sadzawki poprzez odpowiednie miejsca dla wylęgu komarów mogą sprawić w tym sensie kłopot. Natomiast same w sobie są atrakcyjne i niekłopotliwe. Ale muszę powiedzieć, że w tym roku nie dostrzegam zwiększonej liczebności komarów. Owszem, 2-3 lata temu po długotrwałych ulewach w czerwcu i lipcu było znacznie gorzej, nie dało się spać przy otwartym oknie, a w tym roku ani jeden jeszcze komar nie wpadł wieczorem lub nocą do mieszkania, co było ich zwyczajem.
Jakie są najlepsze metody domowe, aby odstraszyć te insekty? Olejki, specjalne rośliny?
Są jakieś ludowe sposoby, ale one mogą działać indywidualnie, na przykład na jeden gatunek. Być może na komary działają jakieś środki chemiczne naturalnie wydzielane przez rośliny jak kocimiętka. Ekstrahuje się też sok lub olejki eteryczne z niektórych gatunków roślin w celu odstraszania komarów. A to, czy komar akurat ukłuje jednego osobnika, a nie drugiego, zależy od wielu różnych czynników, m.in. zapachu potu, rodzaju płci i wieku ludzi, a nawet koloru ich ubrania i oczywiście pory dnia. Samice komara wabi kwas mlekowy potu, dwutlenek węgla i inne kairomony żywiciela, ale także tzw. „feromony zaproszenia”. Wysysając krew samica wydziela feromon, który przywabia inne samice, czym więcej samic żeruje, tym więcej przylatuje nowych. Samice komara niektórych gatunków są tak zdeterminowane, że potrafią przelecieć w poszukiwaniu krwi nawet 20 kilometrów. Statystycznie komary częściej atakują kobiety i dzieci oraz ludzi ubranych na ciemno, a robią to najcześciej o zmierzchu i w nocy.
Widziałem jeszcze aplikacje na smartfony, które emitują dźwięki i tym samym odstraszają komary.
(śmiech) To, co ludzie wymyślają, to raczej zabawki dla dzieci, bzdury! Ktoś po prostu chce zarobić. Nie ma na razie pomysłu, jak skutecznie walczyć z komarami i nie wyrządzać przy tym krzywdy środowisku, trzeba prowadzić badania, doświadczenia, żeby opracować coraz bardziej skuteczne metody ograniczania liczebności komarów, zwłaszcza tych najbardziej groźnych dla człowieka.
Możliwe jest przygotowanie jakiegoś systemowego rozwiązania, które zlikwidowałoby ten problem?
My na szczęście nie mamy większych problemów z komarami. Problemy mają ludzie żyjący w Afryce oraz w innych rejonach świata, gdzie muchy te przenoszą malarię – od tysiącleci jedną z najgroźniejszych chorób na świecie, ale także rozprzestrzeniają one żółtą febrę, dengę (gorączka Nilu), filariozę, zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych (West Nile virus) i gorączkę doliny Rift. Na całym świecie corocznie na samą malarię choruje (same tylko przypadki kliniczne) około 300 do 500 milionów ludzi, a umiera od 1,1 do 2,7 mln, w tym milion dzieci poniżej 5 roku życia. To jest dopiero problem, z którym ten świat nie może sobie poradzić od zarania dziejów.
Warto przytoczyć, że na malarię zmarł m.in. Aleksander Wielki i przez tą chorobę upadło wiele królestw i potęg – zniszczyła np. potęgę Aten, cesarstwo rzymskie i jego wrogów – króla Alaryka i Wizygotów, Hunów, a potem Wandalów, wyprowadzili się nawet papieże z Rzymu. W krajach, gdzie są endemiczne ogniska malarii i gdzie dokonuje ona masowych zniszczeń, prowadzone są faktycznie jakieś systemowe rozwiązania, mniej lub bardziej skoordynowane akcje, ale tam przy okazji zatruwa się środowisko, rozpylając z samolotów DDT (pestycydy, insektycydy), które się akumulują przez wiele lat w różnych tkankach organizmów, osłabiają system odpornościowy i są mutagenne (kancerogenne).
Dotychczas nie znaleziono bardziej skutecznej metody do ograniczania liczebności komarów malarycznych w tych rejonach świata. Może na koniec dodam – uważajmy na komary, ale szczególnie w krajach tropikalnych i subtropikalnych, gdzie coraz częściej wybieramy się na urlopowanie. Tam komary są naprawdę niebezpieczne. U nas ogólnie nic się strasznego nie dzieje poza dyskomfortem, że one bzyczą, a po ich ukłuciu swędzi nas lekko zapuchnięte miejsce. Drobne kłopoty mogą mieć jedynie osoby uczulone na ślinę komarów, którą one wpuszczają nam po przekłuciu kłujką naszej skóry.
reklama