Droga farsa czy rzetelne badania przyszłych kierowców?

Samochody egzaminacyjne fot. Tomasz Soczewka

„Proszę stanąć… no, tam może być. Zamknąć jedno oko. Co to za literka? Nie, nie, jeszcze raz. Tak, dokładnie. Teraz proszę stanąć na lewej nodze, prawej, podnieś lewą rękę. Zbadamy teraz pana krew. Nie ma pan cukrzycy. Dziękuję” – tak wyglądało badanie kilkuosobowej grupki kursantów w jednej ze szkół jazdy w Krakowie w listopadzie zeszłego roku. Lekarz za półgodzinną obecność zebrał od każdego po 50 złotych. Od lipca 2014 roku badania powinny być bardziej rzetelne. Na pewno są droższe.

„Farsa”

– W ogóle nie wiem czy mogę to nazwać badaniem, bo zadano mi kilkanaście pytań w stylu „Czy ma pani chory kręgosłup? A oczy zdrowe?”, pobrano krew i już. Nie zajęło to więcej niż 5-7 minut, w dodatku podczas uzupełniania karty pomyliłam się i miałam problem. Zapłaciłam 80 złotych plus koszt pobierania krwi – relacjonuje badanie Agnieszka, która kilka tygodni temu skończyła kurs na prawo jazdy.

Kolejna relacja, tym razem Malwiny. Prawo jazdy od dwóch lat. – Przyszedł pan i powiedział, że jest lekarzem. Cała sala, w tym ja, uwierzyliśmy, bo mądrze wyglądał i był zabawny. Później kazał stanąć raz na jednej, raz na drugiej nodze i patrzył czy się mocno kiwamy. Następnie mieliśmy zrobić „jaskółkę” i wręczono nam kwestionariusz. Tam pytania o alkoholizm, alergie. Generalnie ślepy i kulawy przeszedłby te badania – ocenia. – Prowizorka i śmiech na sali – przypomina sobie Marek, który zdał egzamin na prawo jazdy siedem lat temu. – Pytanie: zdrowy? Odpowiadam: zdrowy, więc ok. I 80 złotych – mówi. Najbardziej szokująca jest historia człowieka, który do badań podchodził z jednym okiem. Gdy lekarz kazał mu zasłonić zdrowe oko, ten po prostu zmienił dłoń i tym samym okiem przeczytał litery…

„My nie oceniamy”

Od początku roku 2014 do egzaminu na kategorię B było ponad 28,5 tysiąca podejść. – 9370 osób zdało za pierwszym razem – informuje Henryk Adles, egzaminator nadzorujący z Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego.

Pytamy o to, czy w trakcie egzaminu były przypadki przerwania jazdy z powodu dysfunkcji zdrowotnych. – My praktycznie nie ingerujemy w decyzję lekarza, bo takiego prawa nie mamy. Nie ma przypadków, że ktoś ma orzeczenie dopuszczające do prowadzenia pojazdów, a my stwierdzamy jakieś dysfunkcje – twierdzi Adles.

MORD nawet nie ma u siebie dokumentacji. Wszystkie orzeczenia trzymane są w wersji elektronicznej w starostwie lub Urzędzie Miasta Krakowa. – To jest poza nami. Jeżeli faktycznie wydarzyłby się taki przypadek, to zgłosilibyśmy to władzom – tłumaczy Henryk Adles. Kiedy opowiadamy egzaminatorowi historię z człowiekiem z jednym okiem, który aby nie zasłaniać zdrowego, zmienił po prostu rękę, Adles uśmiecha się tylko i mówi, że konkretnych procedur nie zna.

Procedury znają jednak kontrolerzy z urzędu marszałkowskiego. – Kontrolę przeprowadza upoważniony przez marszałka województwa uprawniony lekarz. Celem realizacji ustawowego zapisu Departament Transportu i Komunikacji zatrudnia medyka do przeprowadzania takich kontroli – mówi Paulina Korbut z biura prasowego UMWM. W 2013 roku było ich 30.

Od lipca jest inaczej?

W lipcu zaczęło obowiązywać nowe rozporządzenie ministra zdrowia. Badanie na kategorię B kosztuje minimalnie 200 złotych. Aby mieć C trzeba dodatkowo przejść psychotest za kolejne 150 złotych (od 2015 roku). Zmieniły się też procedury. Teraz lekarz musi zbadać narząd wzroku, słuchu (oraz równowagi), układ ruchowy, sercowo-naczyniowy, oddechowy i nerwowy (orzec czy kandydat nie cierpi na padaczkę), określić czynności nerek, wykluczyć cukrzycę oraz zbadać stan psychiczny. Dodatkowo sprawdzić, czy nie ma objawów wskazujących na uzależnienie od alkoholu (i środków odurzających) bądź nadużywanie go. W dalszym ciągu jednak to kandydat określa swój stan zdrowia, wypełniając formularz. Natomiast za badania specjalistyczne (neurolog, okulista, psycholog) trzeba zapłacić 210 złotych. W Małopolskim Ośrodku Medycyny Pracy usłyszeliśmy, że nic się nie zmieniło. Poza opłatą.

– Na pewno badanie jest dłuższe, dokładniejsze, bo bardziej szczegółowe. Ale dużo czasu zabiera biurokracja, wypełnienie dokumentacji medycznej – mówi doktor Marek Góra, który bada kierowców w szkole jazdy LOK. Pytamy również o to, czy wykluczy to nierzetelne ocenianie stanu zdrowia. – Wszystko zależy od lekarza. My badamy dokładnie narządy słuchu, równowagi, układ pokarmowy. Właśnie jest u mnie kursant już 15 minut – twierdzi dr Góra.

„Absurdalna kwota”

Właściciel szkoły jazdy OES Mariusz Szczepanik nie widzi problemu w samych badaniach, ale tym, że są one tak drogie. Już po pierwszych zmianach w egzaminowaniu oraz procedurach związanych z rejestracją kandydatów przedsiębiorca zanotował 30-40% spadek w liczbie kursantów. – Merytorycznie swoją wartość być może zmieniły. Jednak ich cena jest absurdem! – mówi Szczepanik. Podobnie twierdzi dr Góra. – Powinno to kosztować od 50 do 100 złotych. Teraz jest za dużo, ale to nie my tak ustaliliśmy – mówi.

– Kursant płaci 1000 złotych tylko za sam kurs i za badanie 1/5 tej kwoty, ja tego nie rozumiem. Skąd taki student ma wziąć kolejne pieniądze na badania? To może skończyć się kolejnym spadkiem osób chcących zdawać egzamin na prawo jazdy – twierdzi przedsiębiorca.

*Imiona kursantów zostały zmienione