W Polskich służbach mundurowych pracuje około stu trzydziestu psów. Jak wygląda ich praca na co dzień, z jakimi sytuacjami się spotykają i jak zostać przewodnikiem takiego psa mówi Aniela Wiecheć - opiekunka owczarka niemieckiego Argosa, należącego do OSP Mników, Patryk Chudziak - przewodnik białego owczarka szwajcarskiego Bagiry należącego do grupy poszukiwawczo - ratowniczej OSP Goszcza i Justyna Nosek, opiekunka Fujin, którą szkoli na psa tropiącego.
Iza Kaim- Kalinowska, LoveKraków.pl: Mamy w Polsce kilka rodzajów psów pracujących w służbach - psy ratownicze w GOPR, TOPR i WOPR, mamy również psy pracujące w Państwowej Straży Pożarnej i Ochotniczej Straży Pożarnej. W ramach której z tych organizacji działacie?
Aniela Wiecheć, przewodniczka Argosa: Jesteśmy w Ochotniczej Straży Pożarnej i podlegamy pod Państwową Straż Pożarną. Jeśli chodzi o akcje terenowe, to nimi zajmuje się policja i na ich prośbę jesteśmy wzywani.
Czyli pies z przewodnikiem są w straży pożarnej, ale o tym, kiedy będą pracowali decyduje policja, która wzywa na akcję?
Justyna Nosek: W przypadku poszukiwań terenowych tak. Bo w przypadku zawaleń zespół dysponuje straż pożarna. Jeśli zawali się budynek, powstanie gruzowisko i jest ryzyko, że są tam ludzie to tam dysponowany jest zespół: przewodnik i pies. Różnie to bywa w przypadku policji, bo oni przeważnie dysponują najpierw grupę poszukiwawczą, czasem też przewodnika z psem.
Jaka jest różnica pomiędzy przewodnikiem z psem a grupą?
Aniela Wiecheć: W Ochotniczej Straży Pożarnej jest stworzona specjalistyczna grupa poszukiwawcza. W jej skład wchodzą nawigatorzy, planiści, przewodnicy z psami, do tego jest sprzęt - GPS-y, quady, mapy, drony, przyczepki ratownicze. Natomiast ja z Argosem jesteśmy zespołem ratowniczym w straży pożarnej. Tak też może być, w jednostce nie ma stworzonej żadnej grupy i w momencie zaistnienia potrzeby, jesteśmy dysponowani jako zespół.
Czyli też możecie poszukiwać na przykład zaginionej osoby?
Aniela Wiecheć: Tak, oczywiście.
Patryk Chudziak, przewodnik Bagiry: Nie zawsze jest potrzebna cała grupa, czasem potrzebne jest wykorzystanie tylko człowieka z psem.
Aniela Wiecheć: Bo na przykład ludzi jest już wystarczająco, zostały zadysponowane jednostki z całego rejonu.
Justyna Nosek: Mogły przyjechać grupy, które nie mają psów. Tak na przykład przez jakiś czas działała grupa z Myślenic. Bo to ważne, że do akcji może zostać zadysponowany tylko pies z aktualną certyfikacją PSP. Takie certyfikacje w przypadku psów terenowych odnawia się co roku, a w przypadku psów gruzowych co półtora roku lub co dwa lata.
Aniela Wiecheć: Jest to egzamin państwowy przeprowadzany przez Państwową Straż Pożarną.
To jak wygląda praca takiego psa? Załóżmy, że taki zespół Patryk i Bagira albo Aniela i Argos siedzicie sobie w domu, pijecie herbatę i dzwoni telefon, tak?
Patryk Chudziak: Musi być dysponowanie zespołu lub grupy do danego zdarzenia. Znamy miejsce, w które musimy przyjechać, najczęściej tam już wcześniej jest prowadzone rozpoznanie przez policjantów lub strażaków i zależnie od tego, co się tam wydarzyło jest tworzony plan działania i wyznacza się kierunek tych poszukiwań. Nie zawsze wykorzystanie psa ma sens. Na przykład poszukiwania w mieście dla takich psiaków jak nasze nie mają sensu. Nasze psy pracują górnym wiatrem, niekoniecznie tropią. Ćwiczymy tropienie na własną rękę, ale praca psa ratownika to praca górnym wiatrem, czyli pies ma za zadanie znaleźć każdą żywą osobę w danym obszarze. Więc jeśli w centrum miasta jest 20 czy 50 osób, to nie ma sensu używać tam psa.
Czyli to nie jest tak, jak niektórym z nas się wydaje, że dajecie psu zapach człowieka do powąchania i on za tym zapachem zmierza?
Patryk Chudziak: Nie, to ogóle jest odrębna dziedzina pracy.
Justyna Nosek: Która de facto w Polsce nie jest tak sprawdzana. Bagira i Agros pracują górnym wiatrem, są certyfikowanymi psami ratowniczymi PSP. Natomiast psy tropiące są jedynie w policji - oni mają na to egzaminy i to sprawdzają. W straży nie ma egzaminów sprawdzających, czy pies jest psem tropiącym i można go puścić do akcji czy nie. Działa mnóstwo różnych grup z psami tropiącymi, którzy tropią dla zabawy czy pod egzaminy, ale to jest na przykład mantrailing, zupełnie inna dziedzina.
Manrailing, czyli psi sport - tropienie?
Justyna Nosek: Niekoniecznie, ponieważ tropienie sportowe to jeszcze coś innego. Mantrailing to jedna z metod tropienia użytkowego, tu pies może, pracować tropem, może mieszać i pracować górnym wiatrem. To co ja robię z Fujin, czyli szczeniaczkiem po Bagirze to tracking. Dążę do tego, żeby robiła tylko tracking, czyli pracowała wyłącznie dolnym wiatrem. Daję jej do nawąchania jakąś rzecz i musi iść dokładnie po śladzie, który przeszła wcześniej dana osoba. Uczymy ją też, żeby oznaczała przedmioty tej osoby na śladzie, jeśli ktoś na przykład zgubi telefon czy klucze. Uważam, że pies powinien mieć tylko jedno zadanie: pies tropiący tropi, a pies ratowniczy pracuje górnym wiatrem.
Czyli jak pies idzie po śladach, z nosem przy ziemi to jest tropienie, a to co robią Argos i Bagira w służbach to praca górnym wiatrem?
Patryk Chudziak: Tak. To się dzieje tak, że jeśli jakaś osoba jest w terenie to jej zapach jest nawiewany na jakiś obszar. Psiaki pracują zazwyczaj bez linki, dzięki temu są w stanie bardzo duży obszar przeszukać w krótkim czasie, bo zbierają zapach osoby z powietrza i ziemi i mają zlokalizować tego człowieka. Nasze psy sygnalizują nam, że kogoś znalazły szczekaniem i my jak to słyszymy idziemy w to miejsce i zadanie dla psa się kończy.
Czyli po to, jak są poszukiwania jakiegoś człowieka, to policja zamyka obszar poszukiwań, żeby Wasz pies nie znalazł tam np. mnie na spacerze?
Patryk Chudziak: Teoretycznie tak, praktycznie nie.
Aniela Wiecheć: Tak powinno być.
Patryk Chudziak: Teoretycznie. Jeśli to jest jakiś duży obszar, lasy, tereny prywatne to nie jesteśmy w stanie tego wyłączyć. Bywały takie poszukiwania, że część obszaru stanowił park, w którym była setka ludzi i jakoś trzeba było sobie z tym poradzić. W taki teren o wiele lepszy byłby pies tropiący, który idzie po jakimś śladzie.
Aniela Wiecheć: Ten pies tropiący jest też bardzo przydatny, jeśli chodzi o akcje poszukiwawcze, ponieważ wyznacza nam kierunek, w którym zaginiona osoba odeszła, gdy puszczamy psa ratowniczego. Nawet, jeśli pies tropiący zgubi trop na przykład w lesie ze względu na zwierzynę i trudne dla niego warunki, to przynajmniej doprowadził nas do tego lasu i tam możemy puścić psa ratowniczego pracującego górnym wiatrem. Jeden i drugi pies jest tutaj bardzo przydatny.
Moglibyście podać przykłady akcji, w których braliście udział, jakie to były przypadki?
Aniela Wiecheć: Zdarzało się tak, że ktoś poszedł na imprezę, upił się i został znaleziony u kolegi. Albo pani podczas poszukiwań wróciła taksówką. Zdarzają się też takie sytuacje, że ktoś odebrał sobie życie lub nie przetrwał nocy.
Patryk Chudziak: Albo gdzieś się poślizgnął i wpadł do wody. Ostatnio była taka sytuacja, że wszystkie psy pokazały to samo miejsce.
Aniela Wiecheć: Tak, wszystkie psy poszły w jedno miejsce, które znajdowało się przy wodzie, jej poziom był bardzo wysoki a mężczyzna został odnaleziony później, jak woda opadła.
Patryk Chudziak: Szczególnie w takim terminie jak teraz, mamy zimę i osoba, która wyjdzie z domu i nie jest w stanie się schronić i przetrwać, to niestety dla takiej osoby ta pomoc z reguły przychodzi za późno. Dlatego, że zanim ktoś się zorientuje, że taka osoba wyszła, zanim zostanie złożone zawiadomienie i wydana dyspozycja mija kilka godzin, a czasem dzień lub jeszcze dłużej. Niestety, zdarza się, że jest już za późno, aby wykorzystanie psa miało sens. Żeby te psy mogły zostać użyte to musi się wydarzyć szybko, bo my mamy psy do szukania osób żywych. Jeśli ktoś już zmarł, to inaczej pachnie dla psa i on niekoniecznie oznaczy takiego człowieka. Ten zapach po zgonie się zmienia, więc by była szansa to działania muszą zostać podjęte szybko. Ale są takie przypadki, że doświadczony przewodnik jest w stanie zauważyć zachowanie psa sygnalizujące, że coś jest nie tak.
Aniela Wiecheć: Tak, to zachowanie jest rzeczywiście inne. Pies się zainteresuje tym zapachem, ale na przykład niekoniecznie zaszczeka tak, jak jest uczony do oznaczania ludzi. W momencie, w którym miało się styczność z denatem, tak jak Argos to może tak być, że przy kolejnym razie on będzie wiedział, żeby zaszczekać. Ale to muszą być psy z doświadczeniami w akcjach z takim nieprzyjemnym zakończeniem.
Takie zakończenie jest dla Was, przewodników mocno obciążające?
Aniela Wiecheć: Myślę, że tak, aczkolwiek każdy liczy się z tym wstępując do Ochotniczej Straży Pożarnej. Nie tylko przewodnicy psów, ale każdy strażak ochotnik musi się liczyć z tym, że nie wszystkie akcje kończą się szczęśliwie. Wiadomo, zawsze gdzieś z tyłu głowy to zostanie.
Czyli Wy też jesteście strażakami?
Patryk Chudziak: Z reguły tak jest, żeby tworzyć zespół z psem, czy należeć do grupy poszukiwawczej to trzeba być strażakiem, przejść podstawowy kurs, żeby zostać dopuszczonym do akcji. Cywili się do takich akcji nie dopuszcza, ze względu na to, że jest to zawsze jakieś zagrożenie. A my jadąc na akcję jesteśmy przeszkoleni, ubezpieczeni i wiemy na co się piszemy. Także podstawowa rzecz to być strażakiem, a później dopiero jest działalność z psem.
Jak wygląda wstąpienie psa i jego przewodnika do straży pożarnej?
Patryk Chudziak: Psy należą do jednostek ochotniczej straży pożarnej w taki sposób, że są to nasze prywatne psy, kupujemy je za własne pieniądze, szkolimy i tak samo jak zwykły strażak ochotnik, który jest tam nieodpłatnie i z własnej chęci, wykonujemy tę działalność charytatywnie. Inaczej jest w państwowej straży, tam psy kupowane są za publiczne środki i od początku do końca należą do państwa.
Ale mieszkają ze swoim przewodnikiem?
Patryk Chudziak: To już zależy od jednostki. Ale nasze psiaki mieszkają z nami i jeśli jesteśmy dysponowani to razem.
A jak zaczęliście? Na przykład decydujesz się na to, że chcesz mieć psa ratowniczego, wybierasz odpowiednio ukierunkowaną hodowlę i?
Aniela Wiecheć: Tak powinno być. Najodpowiedzialniej byłoby najpierw być zdecydowanym na ratownictwo, wiedzieć, ile czasu trzeba poświęcić, żeby takiego psa wyszkolić, bo to szkolenie trwa przynajmniej dwa lata do momentu, gdy możemy podejść do egzaminów, które będą nas uprawniać do akcji poszukiwawczych. Czyli najlepiej byłoby najpierw zdecydować się na ratownictwo, potem wybrać hodowlę, która jest odpowiednia i na koniec wybrać szczeniaka z predyspozycjami.
Justyna Nosek: A jeszcze wcześniej wybieramy rasę z predyspozycjami, bo nie każda rasa się nadaje.
Aniela Wiecheć: Tak: rasa, hodowla i zaczynamy ćwiczyć.
Jak takie szkolenie wygląda, jak często trzeba ćwiczyć?
Aniela Wiecheć: To już różnie, ale z tym psem trzeba ćwiczyć codziennie. Pies nie ma wyłącznika i włącznika, choć czasem by się chciało. Najlepiej już wcześniej zaplanować sobie tydzień, miesiąc - co w danym dniu będziemy robić, co będziemy ćwiczyć. Ewentualnie w zależności od wyników, tego co psu idzie gorzej, a co lepiej to możemy ten plan troszeczkę zmienić, dopasować.
Justyna Nosek: Każdy z nas ma swój kalendarz i wpisuje w nim, co ma zamiar zrobić z psem, co wyszło a co nie. Pomimo że nie jestem w OSP to każdego dnia ćwiczę ze swoim psem, bo może kiedyś będziemy chciały wstąpić do służb, a Fujin będzie mogła pełnić funkcję psa tropiącego. Ale żebym mogła gdziekolwiek wysłać psa w przyszłości, to musi być naprawdę na najwyższym poziomie. Fujin jest psem z naszej hodowli i trenujemy z nią od ósmego tygodnia życia. W naszej hodowli stawialiśmy od początku na to, żeby właściciele mogli pracować lub trenować z psami. Także odkąd wprowadziliśmy pokarmy stałe, to zaczęliśmy wprowadzać podstawowe ćwiczenia. Dlatego z Fujin węszymy i tropimy od ósmego tygodnia życia, pracujemy też z innymi trenerami. Z psem pracującym to też nie jest taki trening, jaki często jest pokazywany w mediach społecznościowych. Jeśli pies ma ratować czyjeś życie to nie możemy trenować nieregularnie. Prawdziwa akcja jest dużo bardziej stresująca niż trening: dochodzą warunki atmosferyczne i inne czynniki. Do szkoły Patryka przychodzą czasem chętni na taki trening i on bardzo chętnie pomaga i ukierunkowuje takiego psiaka, ale pokazuje też, że jest to naprawdę wymagający trening i ciężka praca. Ratowanie czyjegoś życia to nie zabawa.
Tak jak mówiliście o mantrailingu - to można robić dla zabawy i sportu, bo co się stanie, kiedy podczas treningu nie znajdziemy pozoranta? Niektóre psy mają do tego predyspozycje i cieszy je to, ale to jest zabawa a nie ratowanie życia.
Justyna Nosek: To jest świetna zabawa, cieszy i psa i przewodnika.
Aniela Wiecheć: Każda rasa została do czegoś stworzona, niekoniecznie do leżenia na kanapie. Na przykład yorki i jack russel terriery miały polować na szczury, a nie być psami do torebki. Z każdym psem warto coś robić - niekoniecznie muszą to być rzeczy profesjonalne, ale na przykład mantrailing może pomóc zaspokoić takie potrzeby.
Ale psy ratownicze to zupełnie inny poziom?
Justyna Nosek: Często jest też tak, że ludzie chcą zacząć pracę w ratownictwie, przychodzą do nas na trening zobaczyć, jak ćwiczymy. No ale na tym treningu jest mokro, zimno, pada deszcz, trening trwa kilka godzin. I jeśli ktoś mówi, że nie ma czasu, bo rano jedzie do pracy, to co zrobi jak będzie trzeba jechać na akcję, która trwa dwadzieścia cztery godziny, całą noc, do rana?
Aniela Wiecheć: Zdarzało się, że mieliśmy z Argosem akcję poszukiwawczą do czwartej czy piątej rano, już robiło się widno a na siódmą trzydzieści jechałam do pracy.
To jest oczywiście ogromne zaangażowanie czasowe, praca. Nawet wolontariat w służbach nie jest dla każdego i trzeba temu podporządkować swoje życie. A jak to wygląda pod kątem tego jak często Wasze psy uczestniczą w akcjach?
Aniela Wiecheć: To naprawdę zależy. Zdarza się tydzień, w którym mamy nawet trzy wyjazdy na akcje poszukiwawcze a bywają miesiące, kiedy nie dzieje się nic. Nie ma zależności.
Justyna Nosek: Zwykle więcej akcji jest w miesiącach jesiennych, gdy ludzie wychodzą na grzyby, czy zimą.
Aniela Wiecheć: Okres jesienny jest najgorszy.
Justyna Nosek: W wakacje akcje rzadko się zdarzają, oczywiście się zdarzają, ale statystycznie więcej jest ich w okresie jesienno - zimowo - wiosennym, gdy ludzie są bardziej wrażliwi na warunki atmosferyczne. Psychika też wtedy nie zawsze wytrzymuje i jest więcej prób samobójczych.
Pewnie w lecie jest też łatwiej przetrwać w terenie, nawet kilka dni.
Aniela Wiecheć: W zimie trzeba działać bardzo szybko, w lecie jest szansa dłużej wytrzymać.
Fujin, czyli córka Bagiry trenuje do tego, żeby była psem tropiącym. Skoro wybraliście ją ze swojego miotu, to jakie ona w wieku kilku tygodni miała predyspozycje, że pozwoliło Wam to podjąć taką decyzję, że zostaje z Wami i będziecie trenowały?
Justyna Nosek: Fujin jest bardzo odważna i zmotywowana. Pies ratownik musi być naprawdę mocny, ale jednocześnie stabilny psychicznie, zrównoważony. Z drugiej strony przewodnik też musi mieć silny charakter. W naszej hodowli mieliśmy równy miot, żadne nie odstawało od reszty. Jedna z sióstr Fujin też trenuje, by w przyszłości zostać psem ratowniczym. W hodowli kładliśmy nacisk na to, aby praca sprawiała szczeniaczkom przyjemność. Zrobiliśmy im różne przeszkody i zaznajamialiśmy je ze środowiskiem. Te dwie suczki były najbardziej odważne i chętne do pracy z człowiekiem, jednocześnie nie pokazując żadnych lęków, zawsze były pierwsze do wszystkiego i to było ważne. Istotne też, że ich mama, Bagira ma dobry nos i niewiarygodnie zrównoważony charakter. Także zależało nam by zostawić suczkę z tego miotu.
A co z tą pracą na gruzach, na czym ona polega? Myślę, że większość Waszej pracy to akcje, podczas których szukacie osób zaginionych w terenie - na łąkach, w lasach, parkach. Czym się różnią przeszukania gruzów?
Justyna Nosek: Psów ratowniczych terenowych w Polsce jest 135, a psów gruzowiskowych 35. To jest bardzo trudna dziedzina kynologii ratowniczej.
Aniela Wiecheć: Wliczając oczywiście psy Państwowej Straży Pożarnej.
Na to jest osobna certyfikacja?
Patryk Chudziak: Tak, są osobne egzaminy na psy gruzowiskowe. Odbywają się na sztucznych gruzowiskach, mamy ich w Polsce kilka. Na takich obiektach też trzeba ćwiczyć i jest to trudniejsze, bo mało osób ma gruzowisko pod domem, a na łąki można sobie zawsze podjechać i zrobić trening. Wracając jeszcze do tematu szczeniaków, żeby mogły pracować na gruzach trzeba robić tak zwane „podłoże”, czyli dbać o to, żeby szczeniak na gruzowisku czuł się pewnie.
To może być trudne dla psa, że nie ma równowagi?
Patryk Chudziak: Samo poruszanie się po gruzowisku jest trudne dla psa, więc on to musi mieć w małym palcu. Tej pracy z psami gruzowiskowymi jest bardzo dużo, chociaż niekoniecznie tu w Małopolsce.
Aniela Wiecheć: Najwięcej wykorzystuje się takie psy na Śląsku, tam gdzie są kopalnie i stare budynki, na przykład poprzemysłowe.
Patryk Chudziak: Wybuchy gazu, zawalenia kamienic - do takich akcji pies gruzowiskowy może być wykorzystany, aby przeszukał dany budynek w poszukiwaniu żywej osoby.
Mówiliście, że Wasze psy pracują górnym wiatrem, czyli czują skąd wiatr nawiewa zapach żywej osoby. Jak w takim razie czują to na gruzowisku?
Patryk Chudziak: W ten sam sposób, tylko pies kawałek po kawałku, bardzo dokładnie przeszukuje teren pod kątem tego, skąd się wydobywa zapach.
Aniela Wiecheć: Ten zapach wydobywa się spod gruzów i dlatego jest to dużo cięższe. W lesie teren jest otwarty i jeśli pies znajdzie człowieka to go widzi. A tutaj nie ma takiej sytuacji, pies może bazować wyłącznie na zmyśle węchu i słuchu. Takie psy mogą też słyszeć na przykład bicie serca. Także również słuchem pies się wspomaga. Ale pies musi bardzo dokładnie doprecyzować skąd wydobywa się zapach, spod której cegiełki. Musi dokładnie wskazać miejsce i zaczyna w nie szczekać, a strażacy zaczynają je odgruzowywać.
Czy psy lawinowe, na przykład w TOPR działają podobnie?
Patryk Chudziak: Tak, podobnie, bo spod śniegu też wydobywa się zapach człowieka. Przy czym psiaki lawinowe też mogą kopać w poszukiwaniu źródła zapachu i dokopać się do człowieka. Na gruzowisku kopanie nie jest zabronione, ale nasze psy ratownicze są uczone, aby nie naruszać człowieka, nie mieć z nim kontaktu, żeby go nie uszkodzić.
Aniela Wiecheć: Drapanie i gryzienie nie wchodzi tutaj w grę.
Patryk Chudziak: Podstawą przy psach ratowniczych jest to, żeby były socjalne, żeby nie były agresywne do ludzi. W końcu to jest ratowanie życia.
Pies ratownik musi być przyjazny w stosunku do ludzi, to jasne, pewnie musi umieć jeździć samochodem. Jakie inne, mniej typowe umiejętności musi mieć?
Aniela Wiecheć: Każdy pies powinien umieć jeździć samochodem!
Patryk Chudziak: Tych umiejętności jest bardzo dużo. Po pierwsze buduje się w takim psie bardzo dobrą współpracę, dużą odporność na środowisko. Taki pies musi umieć pracować na różnych podłożach, nie mogą mu przeszkadzać pracujące w pobliżu maszyny, dźwięki, inni ludzie. Później dochodzi też poruszanie się różnymi pojazdami - na przykład quadami. Z Bagirą i Argosem ćwiczyliśmy też z użyciem śmigłowca. Tych rzeczy do przerobienia jest mnóstwo, żeby pies był odporny na bodźce zewnętrzne i żeby nie przeszkadzały mu w pracy.
Aniela Wiecheć: Wszystko musi być przerobione. Na takim gruzowisku jest huk od pracujących maszyn, wozy strażackie, agregaty prądotwórcze. Ten pies nawet jeśli nas nie słyszy to musi wejść na gruzowisko i pracować.
Justyna Nosek: No i najbardziej podstawowa rzecz - musi umieć świetnie poruszać się bez smyczy. Musi być przywoływalny.
Aniela Wiecheć: Mieliśmy jakiś czas temu taką sytuację, że byliśmy na poszukiwaniach w lesie i tuż przed nami, jakieś 5 metrów od nas przebiegła sarna. I ja i Argos byliśmy w szoku, ale on był w trybie pracy, więc popatrzył się na nią, ale wrócił od razu do zadania. Jestem przekonana, że gdybyśmy po prostu byli na spacerze to mógłby pobiec za sarną.
A skąd psy wiedzą, że są w trybie pracy? Macie jakieś komendy, akcesoria, które im to sygnalizują?
Aniela Wiecheć: To jest przede wszystkim nasze ubranie - kombinezon dla przewodnika i specjalne szelki do pracy dla psa. Do tego dochodzą nasze emocje, wozy strażackie i komenda do pracy.
Justyna Nosek: Psy też widzą, kiedy zaczyna się coś dziać - jest przygotowywany samochód, przewodnik się przebiera.
Patryk Chudziak: Coś co budujemy w tych psach od początku to motywacja na pracę. Robimy to przy pomocy dużej ilości treningów i nagród. Dlatego taki pies potem nie wybiera tej uciekającej sarenki, tylko swoją pracę, pomimo że dookoła mogą się dziać różne rzeczy.
A jak pies kogoś znajdzie to dostaje za wykonanie zadania nagrodę, czy to już samo w sobie jest dla niego nagrodą?
Patryk Chudziak: Z reguły, żeby budować motywację dobieramy odpowiedni rodzaj nagrody pod psa i taką nagrodą później pies dostaje również za zadanie - w tym wypadku znalezienie osób żywych. U psów, które pracują dłużej motywacja jest już z reguły zbudowana, bardzo często widać, że cieszy ich sama praca. My oczywiście cały czas dbamy o to, aby zachować wysoki poziom motywacji, ale tę radość z pracy widać.
Aniela Wiecheć: Ja też zauważyłam różnice w rasach - na przykład labradory cieszą się, że kogoś znalazły, a owczarki satysfakcjonuje możliwość pracy z człowiekiem. One są zorientowane na swojego przewodnika i chcą, żeby był z nich dumny.
Justyna Nosek: Tu Patryk może się wypowiedzieć, bo jest przewodnikiem sześcioletniej Bagiry - Białego Owczarka Szwajcarskiego, a jednocześnie w zeszłym roku wziął szczeniaka labradora z linii work. Z tymi psami się zupełnie inaczej pracuje! Z Dakotą, czyli tym szczeniakiem trening sam się robi, jej nie trzeba za bardzo uczyć, jest od małego zmotywowana. Pierwszy trening, podczas którego znalazła osobę schowaną w krzakach zrobiła po dwóch dniach u nas, w wieku ośmiu tygodni i była z siebie bardzo zadowolona. Także wybór odpowiedniej rasy i hodowli do konkretnego rodzaju pracy jest bardzo ważny. Te rzeczy są w genach.
Dakota też będzie pracować?
Patryk Chudziak: Tak, obieramy z nią podobną ścieżkę jak przy Bagirze, chcemy, żeby była w przyszłości psem ratowniczym.
A co psy pracujące w służbach robią po godzinach? Jak wygląda życie z nimi w domu?
Patryk Chudziak: Jak widać - leżą. A tak naprawdę to psy, z którymi trzeba dużo robić, są bardzo wymagające, mają mnóstwo energii, którą trzeba dobrze ukierunkować. To mnóstwo pracy, żeby uczyć je dobrych rzeczy i je ukierunkować. Zbyt długo nie da się z tym psem nic nie robić.
Aniela Wiecheć: Argos miał ostatnio chwilę przerwy ze względu na kontuzję i u tych psów to naprawdę nie jest dobre. Ale przede wszystkim trzeba powiedzieć, że to są nasi przyjaciele, którzy wchodzą z nami wszędzie, gdzie się tylko da - do restauracji, do rodziny.
Justyna Nosek: Jak jedziemy na wakacje to też. Ostatnio pojechaliśmy w 4-5 osób i 6 psów. Bawiliśmy się świetnie, a nasze psy wypoczywały, jak szliśmy do restauracji to leżały spokojnie pod stolikami. Wszystko co możemy robimy z psami.
Patryk Chudziak: Poza treningami budujemy z tymi psami fajną współpracę, żeby dało się z nimi normalnie funkcjonować i żeby one robiły to chętnie.
Justyna Nosek: Jak wszyscy nasi znajomi brali śluby to Bagira była również zapraszana. My wiemy, że to dla niej nie jest problem, nie przebodźcuje jej to. Każdy traktuje ją trochę jako swojego przyjaciela czy członka rodziny, także nasi znajomi zapraszali ją na wesela a ona nawet wręczała prezenty. A później odpoczywała.
Aniela Wiecheć: Szkoda, że są takie miejsca, gdzie nie można wejść z psem. Jest mi przykro, kiedy słyszę, że z małym pieskiem można wejść, ale z takim to nie. A przecież mały pies może być mniej stabilny niż Argos. Kolejną rzeczą jest to, że dobrze by było, żeby psy pracujące mogły wejść w różne miejsca chociażby po to, żeby je poznać, żeby w każdym miejscu czuły się swobodnie. Chociaż ostatnio miałam pozytywną sytuację - chciałam wejść do dużego sklepu spożywczego, żeby Argos też mógł w takim trudnym miejscu, pełnym zapachów się odnaleźć i w momencie, w którym ochrona zobaczyła, że jest to pies ratowniczy, pozwoliła na wejście. To też jest ważne, bo może się zdarzyć, że zawali się sklep spożywczy, w którym jest mnóstwo zapachów - i ludzi i jedzenia: mięsa, owoców, ryb, a pies musi dalej pracować.
Justyna Nosek: Moglibyśmy godzinami rozmawiać o tym jakie przygody nas spotkały z psami. Ważne, żeby pamietać, że w ratownictwie trzeba trzymać najwyższy poziom i ciągle dążyć do perfekcji.