– Od wielu miesięcy obserwuję bardzo nieciekawe zjawisko. Regularnie co kilka, kilkanaście dni pojawiają się setki, wręcz tysiące nowych plakatów i ulotek reklamowych, zawsze dotyczących tego samego - oferty firm przewozowych – pisze do nas Krzysztof. Nasz czytelnik nie poinformował o tym jedynie nas, ale również straż miejską. Ta odpisała mu, że niewiele może zrobić. Dlaczego?
– Nie tylko mnie to przeszkadza. Często obserwuję zachowanie podobne do mojego, czyli usuwanie ogłoszeń przez innych uczestników ruchu. Ta syzyfowa praca nic oczywiście nie daje. Chwilę po „oczyszczeniu” danego odcinka, owe ulotki znów pojawiają się na każdym możliwym słupie, latarni etc. – dodaje Krzysztof.
Faktycznie, Krzysztof nie jest jedyny. – Regularnie z uporem maniaka zrywam ogłoszenia, bo nie podoba mi się, jak szpecą przestrzeń publiczną. Pewnie niektórzy mają mnie za wariata, ale naprawdę nie chcę mieć śmieci na wysokości oczu – irytuje się Jakub, mieszkaniec Ruczaju. – Być może pomogłoby pokrycie latarni specjalną farbą, która uniemożliwia przyklejanie taśmy albo przynajmniej powieszenie tabliczek z ostrzeżeniem – poddaje pomysł.
Pomoże tylko zmiana ustawy
Krzysztof zgłosił sprawę do straży miejskiej. Otrzymał jednak odpowiedź, że miejska jednostka ma związane ręce, ponieważ kara (pouczenie, mandat lub wniosek do sądu) może być nałożona tylko i wyłącznie na osobę rozwieszającą, a nie firmę zlecającą. A wiadome jest, że strażnicy nie mogą pilnować każdej latarni i słupa w mieście.
Obecna konstrukcja art. 63a KW nie pozwala na wyciąganie konsekwencji prawnych wobec osób zlecających rozklejanie plakatów i ogłoszeń w miejscach do tego nieprzeznaczonych, dlatego radni miejscy zaproponowali zmiany. Było to na początku 2014 roku.
Od tego czasu nic się nie zmieniło. Obecnie prawo ustanowione w 1971 roku przewiduje dla osoby złapanej na rozwieszaniu ogłoszeń, plakatów, afiszy, apeli, ulotek, napisów lub rysunków karę grzywny (do 1,5 tys. zł) bądź ograniczenie wolności. O zleceniodawcy ani słowa.