Pobił czy nie pobił? Trwa proces Maleńczuka

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Mimo że żadnych widocznych obrażeń na twarzy Marka Koniecznego, antyaborcjonisty, nie zauważyli nawet policjanci obecni na Rynku Głównym, on sam pozwał Macieja Maleńczuka i zarzuca mu pobicie. – To zdarzenie to skandal i próba wyłudzenia pieniędzy – twierdzi jeden ze świadków, znajomy piosenkarza. Nieoficjalnie, fundacja chce 100 tys. zł zadośćuczynienia od Maleńczuka.

Proces jest wynikiem zdarzeń, do jakich doszło w grudniu 2016 roku. Wówczas to grupa antyaborcjonistów pikietowała na Rynku Głównym z banerami, na których widać  rozczłonkowane ciała dzieci. Równolegle rozpoczęła się manifestacja w obronie sądów, na której pojawił się Maciej Maleńczuk. Piosenkarz zauważył banery, po czym podszedł do organizatorów pikiety. Co było dalej, ma wyjaśnić sąd.

W piątek zeznania złożyło czterech świadków. Dwóch z fundacji Pro Life oraz dwóch postronnych obserwatorów.

Z zeznań 20-letniej Katarzyny S. niewiele można wywnioskować, ponieważ nie była nawet pewna, czy wydarzenie odbyło się na Rynku Głównym, nie potrafiła sobie przypomnieć żadnych nazwisk innych uczestników pikiety. Za to z pewnością stwierdziła, że Maleńczuk w wulgarny sposób zapytał  „co to k… jest?”, uderzył w baner powodując jego upadek, a następnie dłonią uderzył jednego z organizatorów. Następnie miał jeszcze do niego „zygać”, czyli zaczepiać. Choć kobieta przyznała, że dopiero później dowiedziała się, że napastnikiem miał być Maleńczuk.

Drugim świadkiem była Krystyna Sz., również zaangażowana w ruch pro life. 64-latka była w pewnej odległości od miejsca wydarzenia. Zeznała, że widziała, jak artysta szarpie plakat i uderza, a później przeczytała oświadczenie Maleńczuka. – Nie widziałam żadnych obrażeń u Łukasza – powiedziała i dodała, że często do nich podchodzą ludzie negatywnie nastawieni, jednak poszkodowany nikogo nie prowokował.

„Spier…. ch…!”

Nieco inaczej wydarzenie zapamiętał 62-letni Krzysztof Ś., znajomy Maleńczuka. Jak stwierdził, był na Rynku z kolegą, Dariuszem P. Mężczyzna zeznał, że usłyszał głośną dyskusje i podszedł w to miejsce. Wcześniej powiedział, że jego zdaniem, te plakaty to „ohydna prowokacja”.

Zdaniem Ś., pokrzywdzony rzucał bluzgi w stronę artysty. – Wołał do niego spier… ty chu…! – mówi świadek i dodaje, że Łukasz K. był „ubrany jak naziol”. A samo wydarzenie według świadka wyglądało w ten sposób, iż Maleńczuk podszedł do pikiety, wywiązała się dyskusja, następnie oskarżony uderzył w baner, a wtedy K. zaczął bluzgać i podszedł agresywnie do piosenkarza. Ten górując nad K. warunkami fizycznymi, odepchnął go tylko.

– Po ciosie ten człowiek mógłby się nie podnieść. Nie miał żadnych obrażeń, bo nie było powodu do tego, aby miał – uważa Krzysztof Ś.

Bił ZOMO raz w tygodniu

Prokurator obecna na sali złapała świadka za słówko, kiedy ten przyznał, że Maleńczuk nie bije słabszych od siebie. Zapytała, czy bije innych. Ś. stwierdził, że bił, owszem, ale funkcjonariuszy ZOMO w latach 80, regularnie raz w tygodniu.

– To Maleńczuk jest poszkodowany. Jest to próba wyłudzenia pieniędzy. Nęka się go, tylko dlatego że jest sławny i nie przechodzi obojętnie obok rzeczywistości – podkreślił świadek. Natomiast Dariusz P. z grubsza potwierdził wersję wydarzeń Krzysztofa Ś. Obaj zeznawali pod przysięgą.

Wniosek od Facebooku

Do czasu kolejnej rozprawy, która została wyznaczona na styczeń, uzupełniony ma zostać materiał dowodowy. Sąd wystąpi do Facebooka o potrzebne dane dotyczące konta Macieja Maleńczuka, ponieważ – wiele na to wskazuje – pochwalił się on publicznie tym, że uderzył K. Konto jednak zniknęło.

Przesłuchani mają zostać również policjanci, którzy sporządzili notatkę ze zdarzenia, zwłaszcza, że napisali, iż przy nich doszło do aktu agresji (uderzenie w twarz otwartą dłonią), ale żadnych obrażeń pokrzywdzony nie doznał.