Stoją i zajmują miejsce. Straż miejska jest bezradna

Opuszczone Yugo przy ul. Starowiślnej fot. Dominika Jaruga

Opuszczone samochody zajmują przede wszystkim miejsca postojowe.  O ile stoją na obrzeżach miasta, wielu ludziom nie przeszkadzają. Problem pojawia się, gdy niechciany wóz uniemożliwia parkowanie innym, na przykład w centrum Krakowa.

Czerwone Yugo stoi przy ulicy Starowiślnej od początku sierpnia. W tej części miasta wolne miejsce postojowe jest na wagę złota. Samochód na serbskich tablicach (fizycznie ich już nie posiada) miał kluczyki w stacyjce, otwarte okno i drzwi od strony kierowcy. Postanowiliśmy o tym fakcie powiadomić policję. Po chwil zjawili się funkcjonariusze, zabrali kluczyki i zostawili wiadomość, że są do odebrania w komisariacie. Kilka dni temu skontaktowaliśmy się z dyżurnym straży miejskiej, który stwierdził, że zgłoszenie zostało przyjęte i jest procedowane. Dodajmy, że ulica Starowiślna jest objęta strefą płatnego parkowania, a więc każda godzina postoju kosztuje. Jednak nie serbskiego właściciela auta, o którym nic nie wiadomo.

Procedury

Zazwyczaj straż miejska ma ręce związane przez procedury. Aby móc odholować dany wóz, muszą zostać spełnione pewne warunki. Do każdego auta strażnicy podchodzą indywidualnie. Głównym działaniem jest jednak to, że jeśli samochod ma tablice, to dociera się do właściciela, nawet jeśli ma to długo trwać – To podstawowe zadanie: znaleźć właściela i obarczyć kosztami usunięcia pojazdu – dodaje.

Gdy nie da się ustalić do kogo należy auto, strażnicy oceniają, czy stwarza zagrożenie bądź blokuje ruch. I wtedy jest usuwane lub zarządca danego terenu jest proszony o usunięcie go, ale ci niechętnie to robią, bo… nikt nie lubi płacić za nieswoje winy. Gdy stoi na terenie zarządzanym przez miasto, jest czasem na koszt miasta jest usuwany. W 2013 roku straż miejska odholowała jedynie 41 samochodów, 824 zostały usunięte przez właścicieli.

Można trafić na perełkę

Co się dzieje z samochodem, gdy już zostanie odholowany? Najpierw trafiają na parking przy ul. Saskiej, gdzie muszą stać trzy miesiące. Gdy nikt się po nie nie zgłasza, zostają przetransportowane na ul. Za Torem – tam mieści się jedna z siedzib Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu. – Wówczas zgłaszamy sprawę do sądu i jeśli postępowanie zostanie uznane na naszą korzyść, to następnym krokiem jest zwykle złomowanie (zależy to od opinii wykwalifikowanego rzeczoznawcy) – mówi Michał Pyclik z ZIKiT. Po sześciu miesiącach auta przechodzą na własność gminy.

Na parkingu miejskiej jednostki stoją wraki, ale można też trafić na działające samochody. W oczy rzuca się na pewno jeep z gazetą w środku i prywatnymi rzeczami, jakby ktoś go opuścił tylko na chwilę. Śledząc licytacje można trafić na niezłą okazję. Reszta idzie do kasacji.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Stare Miasto