Urzędnicy wolą Cocomo niż artystów? [Listy od czytelników]

fot. lovekrakow.pl

Dwa lata minęły od wprowadzenia w życie Parku Kulturowego, który miał wyczyścić Kraków z potoku reklamowych śmieci i szerzej pojętego chaosu. Jednak ktoś, kto operuje odkurzaczem, albo nie czytał instrukcji obsługi, albo świadomie używa go niezgodnie z przeznaczeniem. Zamiast posprzątać miasto, zasysa biżuterię i wypluwa na zewnątrz syf.

Świadczy to o jednym. Miasto nieco pogubiło się. Początkowo wyglądało na to, że nastąpi znacząca poprawa. I poprawiło się. Jednak nie aż tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Urzędnicy są zbyt nadgorliwi i pobłażliwi jednocześnie. Tylko nie tam, gdzie potrzeba.

Budy ogłoszeniowe przypominające toi-toie

Władze Krakowa zdecydowanie pomagają podmiotom, którym nie powinny. Dlatego ciągle parasole w ogródkach kawiarnianych na rynku krzyczą reklamami piwnych marek. Z kolei parasolki kwiaciarek promują znaną komercyjną stację radiową. Jeszcze nie tak dawno temu krakowianie i turyści byli zmuszeni do oglądania obskurnych tablic z rurek i sklejki, na których ogłaszali się politycy, chcący dostać się do Parlamentu Europejskiego. Najważniejsze zabytki Starego Miasta zastawiane są przypominającymi toi toie budami ogłoszeniowymi. Stoją nawet na Plantach, które powinny być eleganckim ogrodem. Podobnie jest z elewacjami na opustoszałych parterach kamienic (dla przykładu ulice: Szpitalna i Szczepańska). Służby porządkowe nawet nie zrywają tych śmieci. Plus sponsorzy imprez miejskich, którym miasto pozwala dosłownie na wszystko. Nawet na stawianie na rynku samochodów zachwalających poszczególne firmy motoryzacyjne czy zbudowanie boiska do gry w piłkę nożną przez pewną markę napoju gazowanego.

Bangladesz reklamowy

Znaczy to tyle, że Kraków nie stawia na wysoką jakość przestrzeni miejskiej i ożywienie jej, tylko na podmioty mające duży kapitał i siłę. Cocomo jest tego obrazem. Kluby ze striptizem nie powinny znajdować się na obszarze wpisanym na listę UNESCO a poza nim, bo psują prestiż i pokazują kompletną bezradność władz miejskich. Lepszą lokalizacją dla pań tańczących na rurze byłoby Zabłocie. Blisko centrum i dobrze skomunikowane, przy okazji nie narażające Krakowa na wizerunkowe turbulencje. Cocomo jest jednym z bardziej wyrazistych przykładów podwójnych standardów, jakich dopuszcza się magistrat. Klub, który ewidentnie za nic ma przepisy Parku Kulturowego, nie został jeszcze wyrzucony z zabytkowego centrum. W Lublinie udało się to bez problemu, a w Krakowie „niedasię”.

I z tego chyba powodu urzędnicy, którzy są sfrustrowani przegraną (albo ukrytą współpracą?) z byłym więźniem, zaczynają wyżywać się na słabszych. W tym naszym reklamowym Bangladeszu i ruskim bezprawiu najbardziej cierpią ci, którzy robią dla miasta najwięcej. Pojedynczy ludzie, którzy swoją pracą i pasją tworzą słynną krakowską atmosferę. Ci, którzy nadają mu niepowtarzalny uroczy klimat, nie tną nikogo maczetami, nie zastraszają, nie ściągają haraczu ani nie obrażają. Władze Krakowa chyba uwzięły się na artystów ulicznych. Najpierw mim spod kościoła Mariackiego, potem karykaturzyści oraz malarze, ostatnio gitarzysta z Algierii. Wszyscy, którzy dają naszemu miastu to „coś”, idą do odstrzału.

Zostaną banki i bary ze striptizem?

To jest bardzo przykre i niepokojące zjawisko. Jeśli urzędnicy dalej będą w tak nieprzemyślany i nieinteligentny sposób interpretować przepisy o Parku Kulturowym i prawo w ogóle, to wypaczona zostanie całkowicie idea tego słusznego pomysłu. Magistrat wyrzuci z centrum "biżuterię", jaką są artyści uliczni, a zostawi syf w postaci billboardów, słupów ogłoszeniowych, plakatów na kamienicach, nielegalnie przemycanych na parasolach reklam, jaskrawych neonów klubów go-go czy inwazji sponsorów. Zostaną jedynie banki i bary ze striptizem. Tylko że to już nie będzie ten sam Kraków, jaki znamy od lat i wszyscy kochamy.

Są pierwsze „ofiary”

Tym algierskim muzykiem, którego Urząd Miasta Krakowa postanowił wyeliminować poprzez anulowanie mu pozwolenia występowania na Starym Mieście, jest Imad Fares. W filmie umieszczonym na jego profilu facebookowym widać bezduszność urzędniczej machiny, gdzie strażnicy miejscy czekają na niego jak hieny na padlinę. Choć to całkiem inna sytuacja przypomniał mi się przypadek młodej Dunki, której krakowska policja przyniosła do szpitala mandat. Postawa przykra, żenująca i obrzydliwa.

Tak nieprzyjemna reakcja naszych władz może spowodować, że ten pan przeniesie się ze swoją gitarą do Warszawy lub Wrocławia. A byłaby to ogromna przegrana. Dla miasta, dla mieszkańców, dla atmosfery Krakowa. Jeśli ktoś choć raz widział jego występ na rynku przy ulicy Siennej to wie, jak wiele możemy przez urzędników stracić. Świetny grajek, którzy zawsze gromadził wokół siebie sporo krakowian i turystów. Wiele osób spontanicznie tańczyło do jego muzyki. Młodzi ludzie, starzy i dzieci. Znakomity technicznie. Przekazywał ludziom pozytywne emocje. Uwielbiałem go słuchać. Dla mnie Imad Fares to Wawel wśród artystów ulicznych. Było się kim chwalić przed przyjezdnymi, o czym świadczą filmy na Youtube.

Mam nadzieję, że pan prezydent Jacek Majchrowski okaże dobrą wolę i oszczędzi mu "egzekucji". A przy okazji nauczy swoich podwładnych co mają odkurzać, a kogo mają nie wykurzać.

PS. Pod koniec powyższego nagrania jedna z komentujących pań pyta inną: „Wiesz czemu Kraków mi się tak podoba?”. W tym momencie materiał się kończy, ale można się domyśleć odpowiedzi. Fajnie, gdyby Kraków dalej taki był.

Paweł Ornat


Opinie zawarte w tym dziale nie muszą pokrywać się z opiniami redakcji LoveKraków.pl. Redakcja zastrzega sobie prawo do zmiany tytułów, dodawania śródtytułów oraz skracania tekstów.

 

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Stare Miasto