W świecie legend krakowskich

Kraków fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Kraków, jak wiele innych miast, skrywa wiele legend. Któż nie zna opowieści o smoku zamieszkującym grotę u podnóża wzgórza wawelskiego czy tragicznego finału historii budowy wież kościoła mariackiego? Jest również dowód na to, że gołębie na rynku wcale nie są takie zwyczajne, jak mogłoby się wydawać…

O dwóch braciach, którzy budowali wieże

Wieże Bazyliki Mariackiej kryją pewną niezwykłą opowieść. Nietrudno zauważyć, że jedna z nich jest wyższa. Istnieje legenda, która wyjaśnia tą różnicę. W trakcie rządów Bolesława Wstydliwego do budynku kościoła zaczęto przybudowywać dwie wieże. Zadania podjęli się dwaj bracia – starszy południowej, młodszy północnej. Początkowo prace przebiegały w takim samym rytmie. Jednak po jakimś czasie widoczna była postępująca już budowa wieży starszego brata. Zawiść młodszego zwyciężyła i zamordował go. Dokończył swoją północna wieżę, a drugą rozkazał nakryć kopułą.

Jednak po jakimś czasie zaczął odczuwać wyrzuty sumienia. Kiedy nastał dzień poświecenia świątyni, stanął w oknie wyższej wieży z nożem w ręku. Było to narzędzie, którym zabił swojego brata. Przyznał się do zbrodni i rzucił w dół. Do dzisiaj w Sukiennicach można oglądać nóż, który umieścili tam mieszczanie na pamiątkę tych tragicznych wydarzeń.

Inna wersja legendy głosi, że po zabójstwie tajemne siły dokończyły wieżę zabitego brata. Młodszy, gdy to zobaczył, spadł z rusztowania i zginął.

Zaczarowane gołębie

Niegdyś krakowską ziemią władał Henryk IV Prawy, któremu bardzo zależało na tym, aby zostać królem. Jego największym marzeniem była koronacja na króla, ale nie był oto możliwe bez wsparcia Stolicy Apostolskiej. Mogło ono zostać zapewnione tylko dzięki odpowiednio wysokimi datkami. Chociaż władca był bogaty, tak naprawdę jego dobra nie wystarczały, aby zrobić wrażenie na papieżu.

Henryk IV długo myślał, skąd zdobyć środki na wyprawę. Jak to w legendach bywa, nie mogło się odbyć bez pomocy czarów. Krakowska czarownica postanowiła zamienić ludzi, którzy mieli udać się w podróż z władcą, w gołębie. Miały one polecieć na wieże kościoła mariackiego i dziobać mur. Odłamki, które spadały na ziemię, zamieniały się w złote monety. Kiedy już uzbierały się trzy wozy, kobieta obiecała, że gołębie po powrocie z Rzymu znowu staną się ludźmi. Niestety, w trakcie wyprawy na Henryka czekało wiele pokus. Ze względu na rozrzutność, dość szybko pozbył się swojego majątku i nie został koronowany. Henryk IV nie powrócił do Krakowa, a zaczarowane gołębie po dziś dzień czekają na niego na rynku.

Lajkonik

W XIII wieku przed krakowskimi bramami pojawili się Tatarzy. Ze względu na to, ze był już wieczór, postanowili przenocować w zaroślach wsi Zwierzyniec, a dopiero o poranku mieli zamiar zaatakować miasto. Zauważyli ich jednak zwierzynieccy włóczkowie. W krótkim czasie pokonali zaskoczonych najeźdźców. Jednak po całym zajściu postanowili przestraszyć mieszkańców i w strojach tatarskich wjechali do miasta. Przerażeni krakowianie zaczęli uciekać. Sytuacja uspokoiła się dopiero wtedy,  gdy okazało się, że to nie Tatarzy. Burmistrz ogłosił, że na pamiątkę tego wydarzenia raz w roku do miasta będzie wjeżdżał chan tatarski z orszakiem włóczków.

Legenda o smoku wawelskim

Przypominając krakowskie legendy, nie można pominąć chyba tej najsłynniejszej, czyli o smoku wawelskim. Mieszkał w grocie wawelskiej i pożerał nie tylko zwierzęta, ale i ludzi. Król Krak postanowił rozprawić się z bestią i poprosił o pomoc szewczyka Skubę. Otrzymał on rozkaz zabicia barana i wypchania go siarką. Chłopak wypełnił polecenie i podrzucił barana pod smoczą jamę. Kiedy bestia zjadła barana, poczuła pragnienie. Smok wskoczył do Wisły i pił tak długo, że aż pękł. Dzięki temu Kraków pozbył się bestii, a Skuba poślubil córkę króla Kraka.

Historia żółtej ciżemki

Dawno temu, w Krakowie mieszkał biedny chłopiec o imieniu Wawrzak, który kochał rzeźbić. Pewnego dnia, zajmując się tworzeniem, nie zwrócił uwagi, jak krowa, której pilnował, zniszczyła zboże proboszcza. Wystraszony Wawrzak pobiegł do lasu, a tam zgubił drogę. Po długich poszukiwaniach odnalazł wreszcie ścieżkę. Szedł tak długo, aż przybył do Krakowa.

Przygarnął go kanonik, który szybko dostrzegł niezwykły talent chłopca. Dzięki temu zaczął on naukę u mistrza Wita Stwosza. Jego umiejętności docenił również król Kazimierz Jagiellończyk, który w nagrodę podarował mu żółte trzewiki. Niestety, podczas malowania jednej z rzeźb, jeden z butów spadł za ołtarz, a chłopiec znowu musiał chodzić boso.