"Jak to się mogło stać?!" - takie pytanie zadają sobie teraz prawdopodobnie wszystkie koszykarki Wisły Can-Pack Kraków. Na 34 sekundy przed końcem pierwszego finałowego meczu, prowadziły w Polkowicach trzema punktami. A mimo to zeszły z parkietu pokonane. CCC wygrało 71:69 i objęło prowadzenie w serii.
Jedna kwarta fatalna, jedna przeciętna i dwie wspaniałe. Tak najkrócej można scharakteryzować mecz w wykonaniu Wisły. Początek należał do gospodyń, które rozpoczęły podobnie, jak w niedawnym, zwycięskim dla nich finale Pucharu Polski. Znów zaskoczyły krakowianki agresywną obroną i szybkimi atakami, po których seryjnie zdobywały punkty spod kosza. Po 10 minutach prowadziły 26:15 i w polkowickiej hali zaczynało pachnieć demolką.
Wtedy rozpoczął się jednak dwudziestominutowy koncert wiślaczek. W rolę wiodących instrumentów wcieliły się Tina Charles i Erin Phillips. Amerykańsko-australijski duet był absolutnie poza zasięgiem polkowickiej defensywy. Zdobył w tym okresie aż 27 z 41 punktów zespołu. A że za skutecznym atakiem Tiny i Erin poszła żelazna konsekwencja całej drużyny pod własną tablicą, zanim rozpoczęła się decydująca kwarta, wysokie prowadzenie wicemistrzyń stało się wspomnieniem.
W ostatniej ćwiartce trwała zacięta walka kosz za kosz, a z czasem coraz większą rolę zaczęły odgrywać emocje. I to one w głównej mierze zadecydowały o przegranej wiślaczek. Trener Jacek Winnicki zdołał w porę ostudzić rozgrzane głowy swoich podopiecznych. Arturowi Golańskiemu ta sztuka się nie udała, co zaowocowało bolesną porażką Białej Gwiazdy. Trudno zrozumieć w jaki sposób tak doświadczone zawodniczki, jak Pawlak, Phillips, Charles czy Żurowska w niewiele ponad pół minuty wypuściły z rąk bezpieczną przewagę. Po drodze, przy rozpoczęciu akcji ostatniej szansy, popełniając błąd pięciu sekund...
Odpowiedź na to pytanie jest teraz najważniejszym zadaniem trenera Golańskiego. Czasu na jej znalezienie nie ma wiele, bo już jutro mecz numer dwa. Krakowianki udowodniły przede wszystkim sobie, że z faworyzowanym rywalem można nawiązać walkę, a nawet pokusić się o zwycięstwo przed jego publicznością. Oby po przykrej końcówce dzisiejszego starcia zdążyły pozbierać się psychicznie.
CCC Polkowice - Wisła Can-Pack Kraków 71:69 (26:15, 9:15, 16:26 20:13)
CCC: Musina 19 (5 zb.), Snell 13 (6 as.), Leciejewska 11, Ogwumike 10 (6 zb.), Palau 7, Majewska 7, Zoll 2, Skorek 2,
Wisła: Charles 29 (11 zb., 3 przech.), Phillips 18 (4x3), Żurowska 10, Ouvina 6 (7 zb.), Horti 4, Krężel 2, De Mondt 0, Pawlak 0,
Jedna kwarta fatalna, jedna przeciętna i dwie wspaniałe. Tak najkrócej można scharakteryzować mecz w wykonaniu Wisły. Początek należał do gospodyń, które rozpoczęły podobnie, jak w niedawnym, zwycięskim dla nich finale Pucharu Polski. Znów zaskoczyły krakowianki agresywną obroną i szybkimi atakami, po których seryjnie zdobywały punkty spod kosza. Po 10 minutach prowadziły 26:15 i w polkowickiej hali zaczynało pachnieć demolką.
Wtedy rozpoczął się jednak dwudziestominutowy koncert wiślaczek. W rolę wiodących instrumentów wcieliły się Tina Charles i Erin Phillips. Amerykańsko-australijski duet był absolutnie poza zasięgiem polkowickiej defensywy. Zdobył w tym okresie aż 27 z 41 punktów zespołu. A że za skutecznym atakiem Tiny i Erin poszła żelazna konsekwencja całej drużyny pod własną tablicą, zanim rozpoczęła się decydująca kwarta, wysokie prowadzenie wicemistrzyń stało się wspomnieniem.
W ostatniej ćwiartce trwała zacięta walka kosz za kosz, a z czasem coraz większą rolę zaczęły odgrywać emocje. I to one w głównej mierze zadecydowały o przegranej wiślaczek. Trener Jacek Winnicki zdołał w porę ostudzić rozgrzane głowy swoich podopiecznych. Arturowi Golańskiemu ta sztuka się nie udała, co zaowocowało bolesną porażką Białej Gwiazdy. Trudno zrozumieć w jaki sposób tak doświadczone zawodniczki, jak Pawlak, Phillips, Charles czy Żurowska w niewiele ponad pół minuty wypuściły z rąk bezpieczną przewagę. Po drodze, przy rozpoczęciu akcji ostatniej szansy, popełniając błąd pięciu sekund...
Odpowiedź na to pytanie jest teraz najważniejszym zadaniem trenera Golańskiego. Czasu na jej znalezienie nie ma wiele, bo już jutro mecz numer dwa. Krakowianki udowodniły przede wszystkim sobie, że z faworyzowanym rywalem można nawiązać walkę, a nawet pokusić się o zwycięstwo przed jego publicznością. Oby po przykrej końcówce dzisiejszego starcia zdążyły pozbierać się psychicznie.
CCC Polkowice - Wisła Can-Pack Kraków 71:69 (26:15, 9:15, 16:26 20:13)
CCC: Musina 19 (5 zb.), Snell 13 (6 as.), Leciejewska 11, Ogwumike 10 (6 zb.), Palau 7, Majewska 7, Zoll 2, Skorek 2,
Wisła: Charles 29 (11 zb., 3 przech.), Phillips 18 (4x3), Żurowska 10, Ouvina 6 (7 zb.), Horti 4, Krężel 2, De Mondt 0, Pawlak 0,