Aby Wisła rosła w siłę

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Rzeczą niezaprzeczalną jest to, że gangi narkotykowe na dobre powiązały się z klubami sportowymi, czy te chcą tego czy też nie. Pod barwami Wisły i Cracovii działają handlarze narkotyków. Czasem ze sobą współpracują, a zazwyczaj zwalczają. Wraz z kolejnymi zatrzymaniami, wiadomo coraz więcej o tym, jak te światy funkcjonują.

Wiślackie rekiny

Sharksi? Według jednego z jej członków to grupa zajmująca się „różnymi rzeczami”. Co to za rzeczy? Organizacje dopingu zarówno na własnym stadionie, jak i na wyjazdach. Nie tylko w Polsce, ale również za granicą. Rzym – mecz z Lazio i oficjalna zgoda z tamtejszym klubem, Goteborg – zadyma, po której zostało zatrzymane 30 osób, Marsylia – mecz z Portugalią podczas ¼ finału Mistrzostw Europy – pobity kibic Cracovii. Wszystkie te miejsca łączy jedna ekipa, która tam się pojawiła. Jak przyznaje Młodszy, oni brali w tym wszystkim udział. Oni, czyli 7-8 ludzi rządzących częścią Krakowa.

W kraju organizowali wyjazdy. Jak brakowało młodszym kibicom pieniędzy na bilet, to z własnych środków współfinansowali im wyjazd. – Wszystko po to, aby Wisła rosła w siłę – przyznaje.

Oczywiście w grę wchodziła również zwykła chuliganka. Ustawki w lesie, „polowanie na inne kluby” na autostradzie było wpisane w status tej nieformalnej grupy.

„Dawaliśmy na kryminał”

Jak mówi jeden z młodszych w hierarchii, wszyscy mieli pewne obowiązki. Poza tymi kibicowskimi rzecz jasna. Obowiązkowe były treningi kickboxingu na Wiśle. Składki „na kryminał dla chłopaków”. Grypsowanie również było obligatoryjne. Nikt się od tego nie uchylał. – Każdy lubił to robić – mówi były Sharks.

Walka z tymi, którzy próbowali przejąć dane osiedle również była wliczona w obowiązki. Potrafili czatować pod klatką nieszczęśnika, który spróbował swoich sił na nie swoim terenie od 5 rano w samochodzie. Wiadomo, jak to się kończyło. Również tzw. wjazdy na osiedla to był ich chleb powszedni. Oczywiście tym zajmowali się młodsi w hierarchii. Starsi wkraczali, kiedy tamci nie mogli sobie poradzić. – Gdyby pojawił się ktoś, kto „biega” po Bieżanowie, to dzwoniło się do Ch. i ten gość już nie biegał…  – opowiada skruszony gangster.

Źródło dochodu

W jednym z pierwszych odcinków serialu Narcos Pablo Escobar wylicza, ile zarobi dzięki przemytowi kokainy do USA, a konkretnie do Miami. Nie na taką skalę i nie tak drogimi narkotykami, ale Sharksi również potrafili zadbać o swój zarobek. Podzielili się zarówno zadaniami, jak i rejonami Krakowa. Dostawali 1 gram amfetaminy z 9 zł. Rynkowa cena tego narkotyku to około 30 złotych. Czysty zarobek.

Starsi mieli dawać narkotyki młodszym, najpopularniejsza była właśnie amfetamina – na danym rejonie jedna osoba mogła sprzedać nawet pół kilograma w ciągu 3–4 tygodni, dobrze schodziła również marihuana, mefedron. Niektórzy mogli oszukiwać, dodając do działki kofeinę. Ci, którzy stwierdzili, że już sami nie chcą „biegać”, mieli od tego swoich ludzi. Czasem dwóch, czasem dziesięciu zaufanych klientów, którzy chcieli sobie dorobić.

Były Sharks dilował na własną rękę. Jednak kiedy towar stał się zbyt drogi, szukał alternatywy. W utrzymaniu się w interesie pomogli mu „chłopaki z Kurdwanowa”. Niecały rok działał jako osoba jeszcze niezrzeszona. W 2015 roku na jego teren przyjechała cała wierchuszka gangu. W tym dwóch dowódców. Jeden z nich wiele mówił, miał zacięcie ideologiczne, drugiemu chodziło o biznes. Wówczas, na jednym z krakowskim osiedli mieli ustalić, czym i gdzie będą się zajmować. Trzy lata później chęć łatwego zarobku, magia grupy i władzy, zaprowadziły go niemal do więzienia.

*
Z uwagi na dobro toczących się postępowań, szczegóły zeznań świadka oraz dane oskarżonych nie zostały opublikowane.

News will be here