Beata Kozidrak: Nigdy nikogo nie udawałam [Rozmowa]

Beata Kozidrak

Kobieta, która osiągnęła już wiele i nie boi się sięgać po więcej. – Byłam, jestem i zawsze będę sobą. Nigdy nikogo nie udawałam i nikogo swoim wizerunkiem nie okłamuję – mówi w rozmowie z LoveKraków.pl Beata Kozidrak. Już 9 listopada artystka z zespołem Bajm w ramach jubileuszowej trasy „Płynie w nas gorąca krew” zagra w Krakowie.

Natalia Grygny, LoveKraków.pl: Lubi Pani, kiedy mówi się o niej „ikona”?

Beata Kozidrak: Wszystko, co jest związane z miłym przedstawianiem mnie, bardzo mi się podoba. Myślę, że „ikona” to bardzo trafne określenie! Rzeczywiście pracuję w show-biznesie wiele lat, dużo zrobiłam.

A co według Pani oznacza bycie ikoną?

Na słowo „ikona” zbiera się kilka wyrazistych ocen. Moja twórczość, spora liczba hitów śpiewanych przez kolejne pokolenia… Do tego moda. Moje stroje zawsze były niebanalne i kreatywne. Niektórym się to podobało, innym nie. Ale nikt nie może mi zarzucić, że nie były odważne. Zawsze kierowałam się tym, że skoro jestem na scenie, muszę być wyrazista i rozpoznawalna. Tak budowałam swoją osobowość przez lata. Nikt mnie tego nie nauczył, nikt mi niczego nie narzucił. Wypracowałam to zupełnie sama. Zatem „ikona” według mnie to wzór takiej osoby, która wyraziście się określiła w różnych dziedzinach sztuki.

Minęło 40 lat, odkąd Bajm wypłynął na muzyczne wody. Miewa Pani momenty, w których wracają wspomnienia? Żałuje Pani pewnych kroków z perspektywy czasu? Czy wręcz przeciwnie?

Nie lubię za bardzo patrzeć w przeszłość, bo mam mnóstwo pomysłów na przyszłość. Dobrze, jeśli możemy powiedzieć, że zdarzenia z naszego życia były po coś. Myślę, że tak było w moim przypadku. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Mając niespełna 18 lat, byłam już rozpoznawalna jako artystka! Ta przeszłość jest dla mnie ważna, budowałam swoją osobowość, pisałam swoje pierwsze piosenki.

Które – dodajmy – znają kolejne pokolenia.

Czasami odnoszę wrażenie, że przetrwały dekady. „Co mi Panie dasz”, „Małpa i Ja”, „Różowa kula”… Jest wiele takich tekstów, które – patrząc z perspektywy czasu – były jak na taką 20-latkę naprawdę mądre. Więc jestem z siebie dumna. Jako wokalistka chciałam jak najlepiej śpiewać, wyrażać swoje uczucia i emocje. Wszystkiego musiałam się uczyć sama. Nie było żadnych szkół. Zawsze chciałam być inna i się wyróżniać.

Dzięki piosence „Piechotą do lata” o zespole usłyszała cała Polska. Jak zmienił się od tamtego czasu Bajm?

Dużo by opowiadać, ale jeżeli chcecie się Państwo przekonać, nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić na koncert do Krakowa. W jego trakcie na pewno zobaczycie, jak się zmienił Bajm, jak zmieniła się Beata… To chyba najlepsza rekomendacja. Nie zabraknie fragmentów z festiwalu w Opolu. Będę się z wami jak z przyjaciółmi dzieliła tym, co zrobiłam przez całą moją 40-letnią karierę. Usłyszycie nawet ośmioletnią, śpiewającą Beatkę (śmiech). Pojawią się momenty nie tylko emocjonalne, ale i taneczne, wręcz klubowe. Podzieliliśmy koncert na cztery dekady. W ostatniej usłyszycie utwory z mojej ostatniej solowej płyty. Będzie się działo, będzie się do czego bawić. Zobaczycie, jak zmieniała się moja wrażliwość i upodobania muzyczne. Znam wartość swojego wokalu i tak naprawdę mogę zaśpiewać wszystko. A tego poszukuję już w swoich solowych projektach.

Pozwala sobie w nich Pani na więcej…

W końcu Bajm to kanon, ma muzycznie swój ciężar, który musi być rozpoznawalny. Ale jako wokalistka, jako Beata, mogę się zmieniać, mogę was zaskakiwać i współpracować z producentami, którzy na co dzień grają zupełnie inną muzykę niż ja.

Ale w Bajmie wciąż płynie gorąca krew, jak głosi tytuł trasy?

Tak, nasze koncerty zawsze nas pobudzają. Spotkania z publicznością, jej reakcje… oraz to, jaka między członkami Bajmu przepływa energia. Wszystko jest dla nas bardzo cenne i napędza do działania. W zespole rozumiemy się świetnie nie tylko na scenie. Poza nią również jesteśmy przyjaciółmi, dlatego ta wspomniana energia jest jeszcze bardziej wiarygodna. Nie udajemy nikogo, tylko jesteśmy sobą. Nasza publiczność dostrzega, że jesteśmy jej bardzo oddani.

W tym roku Bajm świętuje swoje 40-lecie, ale czy pamięta Pani, gdzie rozdawała swoje pierwsze autografy?

Tak, po festiwalu w Opolu. Nawet ustawiła się kolejka. Byłam tym zszokowana! W ogóle się tego nie spodziewałam. Kiedy stałam na deskach amfiteatru i śpiewałam „Piechotą do lata” czułam, że spełniają się moje marzenia. Uświadomiłam sobie, że to jest miejsce, do którego chcę wracać i muszę podążać tą drogą. Bo w tym najlepiej się czuję.

A czy w natłoku tych wszystkich obowiązków ma Pani w ogóle czas dla siebie? Kiedy znalazła Pani złoty środek jak wszystko pogodzić?

Kiedyś byłam mężatką i dom był dla mnie ostoją. Starałam się prowadzić normalne życie jako mama i żona. To mnie uspokajało. Ale ja chciałam czegoś więcej od trzech lat mieszkam w Warszawie i realizuję swoje muzyczne marzenia, współpracując nie tylko z producentami muzycznymi z Warszawy, ale i innych miast. Z młodymi ludźmi, bo im się jeszcze chce (śmiech). Ja daję im swoje doświadczenie, a oni mi aranżują fantastycznie nowe utwory. Przez ostatni rok nie byłam na żadnym urlopie. Było tylko kilka dni, kiedy mogłam sobie gdzieś wyjechać z facetem. Przez cały czas były koncerty – w końcu taki jubileusz ma się raz w życiu. Ale proszę się nie martwić, w styczniu 2019 wylatuję z Polski i przez cały miesiąc mam zamiar wypoczywać i ładować akumulatory (śmiech). Kolejny rok również zapowiada się interesująco, bo pod znakiem nowych projektów muzycznych.

Zdradzi Pani jakieś szczegóły? W planach kolejna solowa płyta?

Trudno powiedzieć, czy solowa, bo to wszystko się jeszcze rysuje. Nawiązałam wiele fajnych kontaktów i ważny jest materiał, który w tym przypadku będzie podstawą. Wtedy zdecyduję. Szczerze mówiąc, chciałabym jeszcze nagrać płytę z Bajmem. I to bardzo.

Rodzice nie protestowali w związku z Pani wyborem drogi zawodowej? Mieli obawy?

Jeśli chodzi o rodziców, z ich strony pojawiła się presja. Mój wizerunek, ubrania, które nosiłam, były sprzeczne z ich estetyką. Nie podobało im się to za bardzo. Ani też to, że wybrałam taką, a nie inną drogę w swoim życiu. Rodzice pisali mi inny scenariusz. Chcieli pewnie, abym została lekarzem, prawnikiem, ale nie artystką. W tamtych czasach bycie artystą kojarzyło się raczej z ciemną stroną życia np. nałogami. Rodzice bardzo się o mnie bali – mieli do tego prawo. Być może dlatego też szybko wyszłam za mąż, bo w wieku 19 lat. Chciałam być już dorosła i sama decydować, w czym będę chodziła i co będę robiła.

W udzielonych przez Panią wywiadach moją uwagę zwróciło to, jak opowiada Pani o swojej relacji z córkami.

Staram się ją budować na przyjacielskiej więzi. Zależało mi na tym, aby moje córki zawsze mówiły mi prawdę i były wobec mnie szczere. Odkąd pamiętam, doradzałam im, a czas spędzany wspólnie staramy się efektywnie wykorzystać. Moje córki mówią mi o wszystkim, co dla nich ważne. Wiadomo, że w moim życiu obecne były koncerty i chwile spędzane wspólnie nieraz się kurczyły. Ale teraz, przy tej trasie 40-lecia Bajmu bardzo mi pomagają. Naprawdę dobrze poświęcić czas, miłość i emocje dla swoich dzieci, żeby później poczuć to, co ja czuję w tej chwili. Oddanie z ich strony i wielką pomoc.

W napisanych przez Panią tekstach odnajduje się wiele pokoleń Polek. Właśnie – jak z Pani perspektywy zmieniły się Polki? Jakie jesteśmy teraz, jakie byłyśmy kiedyś?

Mogę spojrzeć na to z perspektywy, kim była moja mama i kim stałam się ja. Kiedyś Polki wychowywano w sposób standardowy – małżeństwo, pokora wobec męża. To, co mówił mężczyzna, było najważniejsze. Kobiety gdzieś się w tym wszystkim gubiły, nie były sobą i miały ograniczoną wolność. Dopiero teraz można powiedzieć, że są wyzwolone. Uważam, że każda z nas powinna decydować o swoich uczuciach, wyborach, o tym, co chce w życiu robić. I nawet o tym, czy w ogóle chce mieć dzieci. Kobieta musi być do tego przygotowana. Przeżywać macierzyństwo tak, by nie ranić drugiej osoby. Ważne, żeby to było świadome. Kobieta musi zdawać sobie sprawę z tego, że jeżeli chce zostać matką, to jest nią już do końca życia.

Jedna z osób, która podziwia Panią i Pani twórczość od początku kariery, prosiła, abym zapytała, jak Pani to robi, że każdy utwór to strzał w dziesiątkę?

Zmieniają się trendy, ale to nie oznacza, że każdy artysta musi za nimi podążać. Trzeba zachować swoją stylistykę, wrażliwość muzyczną. Mam taką artystyczną intuicję – do mody, do dźwięków, których szukam, do tekstów, które rodzą się w mojej głowie. Od razu robię eliminację i wiem, co w danej chwili chciałabym przekazać jako artystka i w jakim momencie swojego życia jestem. Żeby nie stało się tak, że nagrałam coś, co nie trafi do szerszego kręgu odbiorców. Uwielbiam, kiedy moje piosenki śpiewają tłumy i reagują na nie podczas koncertów. Taka sytuacja miała miejsce na lubelskiej starówce, kiedy na koncercie pojawiło się 40 tys. ludzi. Spotkałam się z komentarzami, że była to magia. Nie boję się grać dużych koncertów, bo robię to dla ludzi i dla siebie.

Tak było z ostatnim albumem „B3”? Wiele się działo w Pani życiu.

Z jednej strony byłam po rozstaniu, a z drugiej poczułam wielką, nową miłość, która napędziła mnie do wielu zmian. Również do tego, abym nagrała właśnie taki album. To cudowne uczucie i uznałam, że muszę się tym podzielić z publicznością. Fantastycznie, że wielu młodym ludziom płyta „B3” się spodobała. Jestem z tego bardzo dumna.

Przez życie idzie Pani raczej z pokorą czy przekorą?

Z pokorą. Trochę w życiu przeżyłam, ale też jestem przebojowa. Nie boję się nowych wyzwań, lubię poszukiwać. Jestem szczęśliwa, kiedy moja artystyczna intuicja się sprawdza i moje piosenki trafiają w gusta słuchaczy. Nie ukrywam, napędza mnie to. Wtedy wiem, że warto iść dalej w takim kierunku.

To kim zatem jest teraz Beata Kozidrak?

Byłam, jestem i zawsze będę sobą. Nie chcę, żeby każdy mnie lubił, bo nie o to w tym chodzi. Nigdy nikogo nie udawałam i nikogo swoim wizerunkiem nie okłamuję.