Jakiś czas temu w kiosku przy moście Dębnickim mieścił się punkt sprzedaży pieczywa. Został zamknięty. Kilkanaście miesięcy później kiosk oklejono kolorowymi tapetami z rozświetlonym "Las Vegas". Zawisła również tablica, migająca na wszystkie możliwe kolory tęczy. Tak powstał punkt gry na automatach. Ponoć o niskich wygranych.
Budki z maszynami zamiast warzywniaków
Tylko w promieniu kilometra, swego czasu takich punktów było kilka. Niedaleko ulicy Szwedzkiej działał warzywniak, po zamknięciu pojawiły się cztery siódemki i kolorowe lampki. Kuszą. Rynek Dębnicki: w piwnicy jednej z kamienic likwiduje się pierogarnia – powstaje klub. Na szczęście po jakimś czasie znika.
Mimo że od 2010 roku nie wydano żadnego pozwolenia, w 2013 roku i wcześniej punkty z maszynami pojawiały się na każdym rogu. Obecnie zostały te najlepiej prosperujące. Kogo można w nich spotkać? Przez większość czasu stoją puste. Zaglądamy tylko do niektórych – atmosfera jest dość nieprzyjazna. Pracują tam najczęściej młodzi ludzie. Przy moście Dębnickim pracownicy wyglądają na nastolatków… Również wieczorami ciężko znaleźć tłumy graczy. Wchodzimy do „hot spotu”, „kawiarni” mieszczącej się niedaleko Hali Targowej. Półmrok, czerwone ściany. Dwóch ochroniarzy i jedna pani menadżer. Na dzień dobry musimy pokazać dowody tożsamości.
Instruuje nas, co zrobić, by zagrać. Nie jest to bowiem takie proste, że się wchodzi, siada przed maszyną i wrzuca monety, po czym ciągnie za „ramię” jednorękiego bandytę. Najpierw trzeba wpłacić minimum 10 zł do swego rodzaju bankomatu, następnie przykłada się kartę i to ostatni raz, kiedy wiedzieliśmy nasze pieniądze. – Obstawia się po 50 groszy, nie można wygrać więcej niż 60 zł – tłumaczy menadżerka, około 50-letnia kobieta z blond włosami.
Teraz, z doładowaną kartą, wchodzimy do jednego z pomieszczeń, gdzie stoją trzy automaty. W pokoju obok kolejne trzy i jeden mężczyzna z papierosem, który tam postanowił spędzić popołudnie. Nie mamy żadnego doświadczenia jako gracze, siadamy, przykładamy kartę i próbujemy grać. Przygoda z hazardem kończy się przy pierwszej próbie. 10 złotych znika, koniec gry. Wychodzimy. "Do widzenia" brzmi bardzo sztucznie.
Koniec w 2015 roku
W 2015 roku wszystkie automaty powinny zniknąć. Nikt nie dostaje na nie zezwoleń od 2010 roku. Te, które zostaną, będą nielegalne. Na terenie objętym przez naczelnika Urzędu Celnego w Krakowie działalność w zakresie prowadzenie gier na automatach (te w kasynach) oraz automatach o niskich wgranych (nasze budki) może obecnie prowadzić 15 podmiotów. Maszyny można zamówić przez Internet.
Pod koniec grudnia 2013 roku, na terenie obejmującym Kraków oraz 7 powiatów. działały 102 zweryfikowane punkty gier na automatach o niskich wygranych, w tym 51 w Krakowie – informuje rzecznik prasowy Urzędu Celnego w Krakowie, Tomasz Kierski. I zaznacza to, co nam mówiła pani menadżer – jednorazowa stawka to 50 gr, maksymalne wygrana – 60 zł. Nijak to się ma do naszych doświadczeń.
Co prawda IC kontroluje dane punkty, czasami na podstawie „analizy ryzyka” a czasami bez niej, ale cała procedura jest długotrwała. Celnicy siadają do maszyn i grają, a całość jest rejestrowana za pomocą kamery. – Jak wskazuje nasze doświadczenie, niestety, zdarzają się przypadki, że w miejscach, gdzie funkcjonariusze małopolskiej Służby Celnej, z uwagi na uzasadnione podejrzenia, zatrzymywali urządzenia, automaty są ponownie wstawiane i uruchamiane – twierdzi Kierski.
To się opłaca?
– W roku 2013 na terenie właściwości miejscowej Urzędu Celnego w Krakowie, funkcjonariusze Izby Celnej zatrzymali 158 nielegalnych automatów do gier. Ze zrozumiałych względów nie mogę odnosić się do motywów, którymi kierują się osoby prowadzące ten nielegalny proceder – dodaje Kierski. Natomiast do końca czerwca 2014 r., w samym Krakowie celnicy zatrzymali 170 automatów
Co w tym przypadku robią osoby zajmujące się prowadzeniem takich punktów? Oczywiście zamawiają nowe, ponieważ zyski są całkiem duże. W 2006 roku w lokalach w Starachowicach oraz Kielcach właściciele zarabiali na maszynach 80 tys. zł miesięcznie. Korzystały z tego środowiska przestępcze, które prały brudne pieniądze. – Za 180 euro podatku miesięcznie mamy urządzenie, do którego możemy wrzucić 100 tys. zł pochodzących z niewiadomego źródła. I mamy wyprane pieniądze – mówił w Gazecie Prawnej Zbigniew Benbenek przewodniczący rady nadzorczej Zjednoczonych Przedsiębiorstw Rozrywkowych. Oficjalne zyski to średnio 4 tysiące złotych na jednej maszynie (dane ministerstwa finansów). Nieoficjalnie – można zarobić do nawet 20-30 tys. złotych.