"Ostatnie derby na Cracovii? Złość, niedowierzanie, trauma"

Alan Uryga ma szansę na trzeci występ w Wielkich Derbach Krakowa fot. LoveKraków.pl

Za Alanem Urygą dwa występy w Wielkich Derbach Krakowa - porażka i zwycięstwo. Debiutował przy ul. Kałuży, gdy wiślacy stracili gola w ostatniej sekundzie spotkania. – Gorszego uczucia nie można sobie wyobrazić – mówi LoveKraków.pl pomocnik Wisły Kraków. 190. Wielkie Derby Krakowa już w piątek o godz. 20.30 na stadionie Cracovii.

Adam Delimat, Michał Knura, LoveKraków.pl: Jest pan jednym z niewielu krakowian, którzy mają szansę zagrać w piątkowych derbach. Jak przeżywał je pan wcześniej, np. jako kibic?

Alan Uryga, pomocnik Wisły: I tak jest lepiej z krakowianami w szatni Wisły, bo w tamtym sezonie byłem jedynym zawodnikiem, który urodził się w tym mieście. Teraz po kontuzji wrócił Michał Czekaj, jest też z nami Krzysiek Mączyński.

Derby w roli kibica wspominam bardzo dobrze. Zawsze czekałem na ten mecz. Nieważne, czy wybiegałem na murawę w spotkaniach juniorów, czy byłem kibicem. Atmosfera na trybunach zawsze była super. Szczególnie w pamięć zapadły mi derby na stulecie, kiedy Wisła wygrała z Cracovią 3:0.

Po udziale kibicowskim przyszedł czas na derby w grupach juniorskich, bo jako dziewięciolatek przeszedł pan do Wisły z Hutnika.

Atmosfera i motywacja przed tymi spotkaniami zawsze są takie same. Czuć napięcie. Stres był jednak mniejszy, gdy do meczu podchodziliśmy jako zdecydowany faworyt. Czuliśmy wtedy swoją moc.

Przed wami mecz na stadionie Cracovii. Bluzgi i negatywny doping ze strony kibiców rywali przeszkadzają czy motywują?

To indywidualna sprawa każdego zawodnika. Mi to nie przeszkadza, ale też trudno mówić o tym, by dodawało to sił. Czasem wyzwala się dodatkowa motywacja. Jak się człowiek nasłucha, to chce się pokazać z jeszcze lepszej strony i zamknąć niektórym usta.

Kibice Wisły muszą odcierpieć karę za derby przy Reymonta i w piątek na stadion nie wejdą.

Rywalizacja na trybunach napędza jednych i drugich. Jestem przekonany, że brak naszych kibiców odbije się na atmosferze spotkania. Ale tak jest nie tylko w meczach z Cracovią. Takie same są odczucia, gdy kibiców brakuje na meczach z Legią, Lechem albo Podbeskidziem.

Wielu głośno mówi, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów to Cracovia jest faworytem derbów. Jak to odbieracie?

Nie zwracany większej uwagi na takie opinie. Może i lepiej, że oni podejdą do tego spotkania pewniejsi siebie i z większą presją. Skoro dla wielu osób są faworytem, to powinni wygrać. My postaramy się to wyjaśnić na boisku.

Ostatnie spotkanie przy ul. Kałuży skończyło się dla Wisły niezwykle pechowo, bo stratą gola w ostatniej sekundzie meczu. Jak czuje się piłkarz po takim ciosie?

Derby to dla mnie bardzo ważne spotkanie i porażka jest traumatycznym przeżyciem. Strata tego gola była jedną ze smutniejszych chwil w mojej przygodzie z piłką. Gorszego uczucia nie można sobie wyobrazić. Człowieka ogarnia złość, niedowierzanie i bezsilność. To były moje pierwsze seniorskie derby, ale jak najrzadziej będziemy do nich wracać.

W szatni czuć już przedmeczowe napięcie?

Atmosfera była odczuwalna już od początku przygotowań, kiedy poznaliśmy terminarz. Przed pierwszym meczem myśleliśmy o Górniku Zabrze, ale każdy z tyłu głowy miał mecz z Cracovią.

Spotyka pan czasem dogadujących kibiców Cracovii?

Częściej rozpoznają mnie nasi kibice i są to zawsze miłe spotkania. Kilka razy zdarzyło się, że rozpoznał mnie kibic przeciwnej drużyny. Nie było jednak agresji, ale żartobliwe dogadywanie z jego lub mojej strony.

Po Górniku Tomasz Cywka mówił, że druga linia musi się jeszcze zgrać.

Pracujemy nad tym, każda jednostka treningowa sprawia, że wygląda to coraz lepiej. Można jednak żałować, że ważne mecze - w tym derby - gramy tak szybko.  Zgranie nie jest na takim poziomie, jak choćby po 10. kolejce. W derbach trzeba przede wszystkim walczyć, dlatego pełne zaangażowanie możemy zagwarantować.

Czuje pan, że trzy najbliższe mecze - z Cracovią, Lechem i Legią mogą mieć decydujący wpływ na to, o co Wisła będzie walczyć w kolejnej części sezonu?

Na papierze początek mamy bardzo trudny i kilka potknięć z początku może rzutować na resztę sezonu. Z drugiej strony popatrzmy na Lecha, który jesień miał bardzo przeciętną. Wtedy nikt nie przypuszczał, że mogą zagrozić liderowi. Po potknięciach można się podnieść i walczyć o wyższe cele. Oby jednak tych złych momentów było jak najmniej.

Dostaje pan od trenera sygnały, że w piątek wyjdzie w podstawowym składzie?

Dowiemy się dopiero na odprawie. Trener Moskal tak prowadzi treningi, by każdy do końca był jak najbardziej zmotywowany i nie był pewny składu.