"Wymagałam sumienności". Ruszył proces kierowniczki z pogotowia

Na salę wchodzi Marta S. fot. Dawid Kuciński

Przed sądem w roli oskarżonej stanęła kierowniczka zespołów wyjazdowych – Marta S. Oskarżona jest o mobbing i znęcanie się psychiczne nad siedmioma pracownikami. Kobieta nie przyznaje się do zarzutów. W swoich wyjaśnieniach podkreślała, że karała pracowników za nieprzestrzeganie obowiązków. – Oskarżenie boli mnie do dziś, zostałam upokorzona – mówiła w prokuraturze.

Marta S. w pogotowiu pracuje od ponad 30 lat – jako pielęgniarka i później ratownik medyczny. W 2014 roku została kierowniczką zespołów wyjazdowych w KPR. Prowadziła również szkolenia w Szkole Ratownictwa Medycznego.

Zdaniem kilku pracowników (ratowników i lekarzy kontraktowych) oraz prokuratury, od maja 2016 roku do lipca 2017 roku „naruszała złośliwie i uporczywie prawa pracowników”. W akcie oskarżenia znalazły się również zarzuty dotyczące znęcania się psychicznego, wymuszania posłuszeństwa, ośmieszania, poniżania, bezpodstawnego oskarżania o kradzież, bezpodstawnego odbierania premii, ograniczania godzin dyżurowych oraz uniemożliwiania zamiany dniami pracującymi. Zdaniem prokuratury, spowodowało to szereg negatywnych skutków w psychice u mobbingowanych pracowników.

Podejście do pracy

Marta S. odmówiła składania wyjaśnień przed sądem. Dlatego przewodnicząca odczytała te z postępowania przygotowawczego. Oskarżona pokrótce opowiedziała o swojej karierze i momencie awansu. W 2014 roku wszystkim swoim pracownikom, czyli ok. 400-osobowej grupie, powiedziała, żeby pracowali sumiennie. Zapowiedziała też, że każdego – bez względu na to, czy wcześniej byli w bardzo dobrych relacjach – będzie traktować tak samo.

Kobieta nie zgodziła się z zarzutami. Stwierdziła, że nad nikim się nie znęcała ani na nikogo nie krzyczała. – Czasem wydawałam polecenia stanowczym tonem – stwierdziła. Obszernie i ze szczegółami opowiedziała o swoich relacjach z poszkodowanymi oraz ich podejściem do pracy.

W skrócie, Marta S. przedstawiała ich jako osoby, które nie wykonywały swoich obowiązków z należytą starannością, odnosili się do niej lekceważąco lub nie wykonywali poleceń. Chodzi m.in. o brak utrzymywania czystości oraz nieuzupełnienie braków leków czy sprzętu w karetkach.

Dyżury

Marta S. w swoich wyjaśnieniach z sierpnia i września 2017 roku opowiedziała także o procedurze związanej ze zgłaszaniem przez pracowników dyspozycji i wniosków urlopowych. Zdaniem oskarżonej m.in. Krzysztof C. takich dyspozycji nie składał, twierdząc, że jeśli tego nie robi, to oznacza, że zawsze jest dostępny.

– Ale jak do niego dzwoniłam, żeby obstawić dyżur, to go nie brał – stwierdziła.

Wśród przewinień pracowników wymieniane było także nieodpowiednie zachowanie względem Marty S. – krzyki czy wygrażania oraz palenie papierosów w dyżurce. Kierowcy karetek, którzy znaleźli się w gronie pokrzywdzonych, według słów oskarżonej, np. nie zostawiali samochodu z wymaganą minimalną ilością paliwa w baku. Jeden z nich miał również nie zaciągnąć hamulca ręcznego, co później spowodowało stoczenie się karetki w garażu i uszkodzenie zarówno karoserii, jak i drzwi do pomieszczenia.

Wśród, zdaniem prokuratury, mobbingowanych pracowników znalazły się również dwie lekarki kontraktowe. Marta Z.-K. zdaniem oskarżonej paliła papierosy w dyżurce, przez nią opóźnione były wyjazdy, ponieważ nie słyszała dyspozytora, a na wyposażeniu karetki znajdowały się przeterminowane leki. Druga z kobiet, jak wyjaśniła Marta S., popełniła poważny błąd, przez co KPR było narażone na wypłacenie kary za dwukrotny wyjazd do jednego poszkodowanego.

Za te wszystkie rzeczy Marta S. karała pracowników brakiem premii lub jeśli chodzi o zatrudnionych na podstawie kontraktów – karami pieniężnymi. Stwierdziła, że nikomu nie odbierała godzin do przepracowania, jeśli mieściły się one w normie, a wcześniej zostały złożone odpowiednie dyspozycje.

News will be here