A Bite to Eat: Konfederacka 4 koi zmysły

O tym miejscu chciałam opowiedzieć Wam już dawno. Trochę dlatego że położone jest na Dębnikach, czyli mało gastronomicznym miejscu w Krakowie, za to urokliwie nieodkrytym. Po części dlatego że od niedawna jest to świetne miejsce na zjedzenie czegoś dobrego, co tydzień nowego, nieszablonowego. Na pewno dlatego też, że jest to winiarnia jakich w Krakowie mało. Przede wszystkim jednak dlatego że to stara piekarnia przerobiona na lokal z pomysłem, który powstał z pasji.

Konfederacka 4 położona właśnie przy tej ulicy i numerze, jest niepodobna do krakowskich miejsc. Ceglane ściany, białe stoliki, blisko stuletnie piece piekarnicze i wino. Stali bywalcy cenią sobie prostotę z jaką wykonane jest wnętrze, jednak przede wszystkim swobodę panującą w lokalu, która sprzyja długim rozmowom. Na parapecie przy drzwiach śpi kotka nie zwracając zupełnie uwagi na wchodzących ludzi. Nienachalna muzyczka nastraja do wypicia wina, które poustawiane na kartonach łamie barierę jego dostojności. Wielkie okna loftowe, przez które wpada światło do drugiej sali, wychodzą na ciche podwórko, nad którym unosi się kościół ks. Stanisława Kostki. To wszystko jest magiczne, spokój jaki tu panuje, dosłownie koi zmysły.

Jest też otwarta kuchnia, w której możecie pozaglądać do gara kucharzowi, zamienić z nim słowo lub dwa, podpytać o dania, jakie serwuje czy kulinarne triki jakich używa. I zjeść. Co tydzień coś nowego, coś przyszykowanego specjalnie dla Was, wybranego z różnych zakątków świata. Na pewno nie powiecie, że jest nudno. Że menu oklepane, że nie ma co zjeść, że produkty nieświeże. Konfederacka 4 jest ideą slow food w stu procentach.

Zamówiliśmy krem szparagowy z młodymi szparagami (14 zł). Gęsty, z dużymi główkami szparagów, z odrobiną oliwy, aksamitny, gorący. Do tego świeżo wypieczona focaccia z suszonymi pomidorami. Drugie dania podzieliły nasze kulinarne charaktery. Ja wybrałam Tajskie rybne czerwone curry na mleczku kokosowym z liśćmi kafiru i kardamonowym ryżem basmati (32 zł). Orgia smaków. Do tego świeża kolendra i zimne (idealne!) Proseco, i osiągnęłam nirwanę. Mężczyzna zdecydował się na filet z organicznego kurczaka z młodymi ziemniakami w koperku, pure selerowym i botwinką, a to wszystko w sosie z zielonego pieprzu (32 zł) i rozmarzył się nad talerzem o imprezach jakie lato przyniesie, a które zwiastują nowalijki jakie właśnie pochłaniał.