Choinka przystrojona w swastyki. Jak wyglądało Boże Narodzenie w okupowanym Krakowie?

fot. nac

Zamiast „Wesołych Świąt” życzyli sobie wtedy „Spokojnych Świąt”. Drobne przedmioty codziennego użytku zastąpiły drogie prezenty, a ryba na wigilijnym stole stanowiła rarytas. Co można było kupić ówcześnie na Jarmarku Bożonarodzeniowym i dlaczego nie mogli tego robić Polacy? Jaka była atmosfera tamtych świąt?

Na te i inne pytania odpowiada nam Jan Grabowski, prowadzący kanał Okupowany Kraków w serwisie YouTube, a także historyk i przewodnik po Krakowie.

Łukasz Jeżak, LoveKraków.pl: Poświęciliście mnóstwo czasu na rozeznanie i zbadanie tego, jak święta Bożego Narodzenia wyglądały w czasie okupacji niemieckiej. Co was najbardziej zdumiało w tym, co odkryliście?

Jan Grabowski, Okupowany Kraków: Najbardziej zaintrygowało nas to, że te święta, mimo niesprzyjającej atmosfery i restrykcji nałożonych przez Niemców, w ogóle się odbywały. Łatwiej byłoby tych świąt nie kultywować, zarzucić tradycję i nie przypominać sobie przy okazji o utracie bliskich.

Mieszkańcy jednak dążyli do tego, aby klimat dawnych świąt uchwycić i za wszelką cenę dać zadość tradycjom, które są nam doskonale znane również dzisiaj. Podczas okupacji pamiętano o niespodziewanym gościu, dwunastu potrawach, a nawet pasterce, którą – ze względu na godzinę policyjną – po prostu przesunięto na 6 rano.

Czym odróżniały się ówczesne święta od tych dzisiejszych, jakich elementów brakowało? Było nas stać na wręczanie sobie prezentów w tym czasie?

Nie rezygnowano z tradycji obdarowywania się prezentami, ale były to raczej proste przedmioty, praktyczne i przydatne w życiu codziennym. Oczywiście wszystko zależało od darczyńcy, nie można przecież powiedzieć, że wszyscy Polacy w czasie okupacji byli biedni. Zdarzali się tacy, którzy na wojnie się wzbogacili i byli w stanie wręczyć bardzo wyszukany prezent.

W Krakowie na Placu Żydowskim (dzisiaj częściej nazywanym Nowym) można było dostać od szmuglerów takie dobra, jak paryska szminka czy perfumy, pończochy albo wysokiej jakości alkohol. Wszystko to jednak miało swoją cenę. Większość ówczesnych krakowian zdecydowanie obdarowywała się prostymi przedmiotami, które mogły się do czegoś przydać.

Co z Jarmarkiem Bożonarodzeniowym, odbywał się? Była wielka choinka na Rynku Głównym?

Na Rynku można było odnaleźć nie jedną, a nawet kilka choinek. Ikonografia z okresu okupacji pokazuje nam również bożonarodzeniowe kramy. Musimy jednak pamiętać, że zarówno jarmark bożonarodzeniowy, jak i w ogóle przestrzeń Rynku Głównego była przeznaczona przede wszystkim dla Niemców, a nie dla Polaków. Akcentowano to w różny sposób. Między innymi taki, że wspomniane choinki przyozdabiano swastykami, a Rynek Główny utracił swoją polską nazwę: najpierw zmieniono ją na Alter Markt, a ostatecznie – na Adolf-Hitler-Platz.

Z przestrzeni Rynku zniknął również pomnik Adama Mickiewicza – zburzony przez Niemców w sierpniu 1940 roku. Polityka germanizacyjna powodowała, że Polacy pojawiali się na Rynku raczej z konieczności – co nie oznacza, że nie było ich na nim wcale. W dalszym ciągu pracowali w restauracjach czy właśnie w kramach, w których jednak przede wszystkim zaopatrywali się Niemcy i co najwyżej volksdeutsche.

Ciekawe, czy na jarmarku było tak drogo, jak dzisiaj.

Mogło być nawet drożej! Biorąc pod uwagę galopującą podczas okupacji inflację, a przy okazji bardzo niskie płace, które na przestrzeni okupacji raczej nie ulegały poniesieniu, dla zwykłego Polaka ceny były zbyt wysokie, a oferowane produkty – nieosiągalne. Należy jednak pamiętać, że nie każdy Polak klepał przysłowiową biedę. Sporo osób potrafiło całkiem nieźle na wojnie zarobić i żadne ceny nie były w stanie ich wystraszyć. Tych Polaków – w skromnym oczywiście procencie – można było odnaleźć między straganami.

W co mogliśmy się (a właściwie Niemcy) wtedy zaopatrzyć na jarmarku?

Najczęściej były to ozdoby choinkowe, ale było też trochę zabawek. Nie możemy również wykluczyć przedmiotów regionalnych, ubrań i produktów spożywczych.

Niemcy nie próbowali ukrócić polskich tradycji?

Okupanci nie prowadzili otwartej walki z tradycją bożonarodzeniową. Nie zakazywano Polakom obchodzenia tych świąt, choć ograniczali je na wiele sposobów. Mimo wszystko nie odważyli się podnieść ręki na święta. Wynikało to z wielu powodów, jak choćby takiego, że wiele niemieckich landów było i jest bardzo religijnych, a mnóstwo żołnierzy stacjonujących w Krakowie pochodziło właśnie z takich rejonów.

Z kolei pod koniec wojny Niemcy starali się polską religijność i przywiązanie do tradycji wykorzystywać na swoją korzyść – przedstawiając nadciągających Sowietów jako zagrożenie dla tradycyjnie rozumianych wartości.

Definitywnie odebrany został za to Polakom Sylwester, podczas którego Niemcy zachowywali się najgłośniej i najbardziej butnie – alkohol i szampańskie nastroje powodowały, że okupanci chętnie akcentowali swoje rządy w mieście – czasem bardzo dobitnie, jak choćby poprzez strzelanie z pistoletów.

Jak wyglądała atmosfera tamtych świąt? Pełna nadziei czy bliżej rozczarowania i rezygnacji?

Mam wrażenie, że święta w okupowanym Krakowie były po prostu szczere, jeszcze bardziej szczere aniżeli te przedwojenne czy nawet powojenne, nie wspominając już o czasach nam współczesnych. Galopująca komercjalizacja zabija klimat świąt, czego wtedy jeszcze nie znano. Zapominamy, na czym święta powinny tak naprawdę polegać, czyli przede wszystkim na rozmowie i spotkaniu z najbliższymi, co podczas okupacji nabierało przecież szczególnego znaczenia.

Na pewno atmosfera świąt zmieniała się wraz z kolejnymi latami okupacji. Każdy rok wojny był naznaczony dużą niepewnością i to już od 1939 roku, kiedy to większość rodzin nie była w stanie spotkać się w komplecie. Brakowało przede wszystkim mężczyzn. Część z nich znajdowała się w obozach jenieckich (żołnierze) lub w obozach koncentracyjnych (nauczyciele czy profesorowie). Niepokoiły wieści o najbliższych, ale niepokoił również – kto wie, czy nie bardziej – brak jakichkolwiek informacji.

Jakie potrawy mogliśmy wówczas znaleźć na wigilijnym stole?

Na wigilijnym stole mogliśmy odnaleźć zarówno potrawy dobrze znane dzisiaj, jak i pomysłowe surogaty, zwane podczas okupacji „ersatzami”. W talerzu lądował barszcz lub grzybowa – stosunkowo łatwe do przygotowania zupy w warunkach okupacyjnych. Ciekawe były potrawy imitujące smak - bardzo drogich - ryb. Gdy nie sposób było zdobyć produktu, przygotowywano dania „z ryb bez ryb”, wykorzystując w tym celu jajka wzmacniane soją, dzięki czemu uzyskiwano smak podobny do dań rybnych.

Pomysłowość polskich kobiet, mimo braku podstawowych produktów, pozwalała nawet na przygotowanie deserów, co było o tyle trudne, że notorycznie brakowało cukru. Większość łakoci przygotowywano z wykorzystaniem fasoli lub marchwi, które zastępowały miód. Bardzo rzadko można było pozwolić sobie na owoce, głównie cytrusy, jak i również bakalie, których brakowało nawet na czarnym rynku.

Na niemieckich stołach zapewne królowały rarytasy i wyśmienite potrawy.

Jakkolwiek Niemcy stanowili grupę uprzywilejowaną, to również w jej granicach dochodziło do różnic. Zdecydowanie cięższy był stół w mieszkaniu oficera, a lżejszy u zwykłego żołnierza lub prostego urzędnika. Z kolei u Hansa Franka wyprawiano iście królewskie biesiady, niezależnie od tego, czy były święta, czy też nie.

Co robili Żydzi w tym czasie?

Święta żydowskie wypadają zazwyczaj w innym okresie, aniżeli chrześcijańskie. Tym niemniej ludność żydowska nie zaznawała spokoju ze strony Niemców. Co więcej, w okresie Bożego Narodzenia Żydów traktowano w sposób makabryczny. Tak też 23 i 24 grudnia 1939 roku doszło do spalenia synagog, najpierw w Siedlcach, potem w Częstochowie, przy czym możemy być prawie pewni, że takich sytuacji było więcej. Szykany skierowane w stronę ludności żydowskiej występowały już od pierwszych dni pobytu Niemców w Krakowie, a święta – dzień wolny od służby – był ku temu dogodnym pretekstem.

Czym różniły się święta w 39. roku od tych w 44. roku?

Pierwsze święta były szokiem. Mieszkańcy próbowali oswoić się z nową sytuacją, a zarazem żyli nadzieją, że na wiosnę 1940 roku nastąpi kontrofensywa wojsk alianckich, a wojna zakończy się klęską III Rzeszy. Jak doskonale wiemy, taka sytuacja nie miała miejsca, co jeszcze bardziej uderzyło w polskie społeczeństwo.

Jako dramatyczną, za to dobrze obrazującą ówczesne emocje ciekawostkę mogę przywołać, że pod koniec czerwca 1940 roku, czyli w okresie, w którym Francja skapitulowała, odnotowano w Krakowie największy odsetek samobójstw podczas całej wojny. Ludzie byli w szoku, że taka potęga militarna, jak Francja, nie powstrzymała Niemców.

Ostatnie okupacyjne święta, czyli te w 1944 roku miały jedną cechę wspólną z tymi pierwszymi – znów pojawiła się nadzieja. Dni upływały w atmosferze przekonania o tym, że Niemcy zaraz przegrają i że jest to kwestia najbliższych miesięcy. Polacy zadawali sobie jednak pytania, co będzie dalej? Co będzie, gdy Sowieci pojawią się w Polsce?

Czy podczas świąt w okupowanym Krakowie doszło do jakichś ważnych wydarzeń?

Możemy wyszczególnić kilka takich wydarzeń. Przywołajmy dzień 22 grudnia 1942 roku, kiedy to doszło do serii zamachów przeprowadzonych przez Żydowską Organizację Bojową. Za cel obrano sobie lokale przeznaczone „tylko dla Niemców”, którymi były kina oraz restauracje. Oczywiście termin nie był przypadkowy – Niemcy byli rozluźnieni, wypoczywali w restauracjach, stanowili dogodny cel dla Żydów.

Najbardziej skuteczną i spektakularną akcję przeprowadzono w kawiarni Cyganeria, która znajdowała się naprzeciw Teatru Słowackiego. Do środka lokalu wrzucono kilka granatów, przez co śmierć poniosło, wedle różnych szacunków, od 7 do 10 niemieckich oficerów. Był to niemały sukces, choć zmarło też kilka osób postronnych obecnych wtedy w lokalu.

W święta Bożego Narodzenia Niemcy przywrócili również hejnał, który zamilkł wraz z zajęciem przez nich miasta. 24 grudnia 1940 wydano specjalne rozporządzenie regulujące tę kwestię. Od tego momentu, dwukrotnie w ciągu dnia krakowianie mogli usłyszeć znajomą melodię, przypominającą najpewniej o dawnych, lepszych czasach.

Więcej o Okupowanym Krakowie dowiecie się z tego materiału: