Mimo pozytywnego testu czujnika zawieszonego na dronie, który „rozróżniał”, jakie substancje były spalane w danym momencie, miasto nie zdecydowało się na używanie urządzenia do kontroli palenisk krakowian. Władze Krakowa posiłkują się w tej sprawie opinią Głównego Inspektora Ochrony Środowiska.
Wiosną radny Łukasz Wantuch przetestował drona, pod którego został podczepiony czujnik formaldehydu, czyli substancji, która obecna jest m.in. w barwnikach, tworzywach sztucznych czy klejach. A więc we wszystkim tym, czego nie można spalać w domowym kotle. Czujnik „rozpoznawał”, czy w dymie obecna jest ta substancja.
Twarde "nie"
Radny, idąc za ciosem, zapytał prezydenta, czy możliwe jest, aby drony z takim osprzętem mogły wspomóc pracę strażników miejskich, których ogranicza czas kontroli, czyli godziny od 6 do 22. Miasto jednak w tej kwestii mówi: nie. Urzędnicy posiłkują się przy tym opinią z GIOŚ.
W piśmie, które urząd miasta dostał w marcu tego roku, urzędnicy GIOŚ twierdzą, że wykonywanie pomiarów bezpośrednio nad kominem jest „działaniem trudnym do określenia z punktu widzenia prawa”.
– Wykonywany pomiar nie jest pomiarem immisji. Nie jest też pomiarem emisji sensu stricto. Sytuacja taka może powodować problemy z odniesieniem się do obowiązujących norm zanieczyszczenia powietrza – czytamy w piśmie. GIOŚ dodaje również, że bez sprawdzenia paleniska nie można wskazać źródła zanieczyszczenia.
Eksperci Głównego Inspektora Ochrony Środowiska twierdzą również, że tanie czujniki nie dostarczają rzetelnych danych. Mogą one nawet zakłamywać rzeczywistość, ponieważ ich dokładność pomiarowa nie została potwierdzona żadnymi rzetelnymi badaniami.
Opracowują inne metody
– Podejmowane są działania nakierowane na poprawę jakości gromadzonych danych o jakości powietrza. 14 lipca został przedstawiony do konsultacji projekt ustawy zmiany o Inspekcji Ochrony Środowiska oraz ustawy Prawo ochrony środowiska. Przyjęcie tych rozwiązań pozwoli na udoskonalanie metod oceny jakości powietrza – informuje w odpowiedzi na interpelację prezydent Jacek Majchrowski.
Zmiany w prawie krajowym wynikają z dyrektywy unijnej. Prace nad nowelizacją ustaw rozpoczęły się w 2015 roku, a ich wprowadzenie planowane było na trzeci kwartał tego roku. Jednak z projektu ustawy można dowiedzieć się, że lata 2017 i 2018 zostaną poświęcone na prace przygotowawcze.
A co się zmieni? Przede wszystkim Wojewódzkie Inspektoraty Ochrony Środowiska mają mieć takie same instrumenty do badania zanieczyszczeń powietrza i mieć takie same metody badań i procedur badawczych. A urządzenia, jakie są używane do pomiarów, będą musiały przechodzić regularne przeglądy. Pełną treść projektu ustawy można przeczytać TUTAJ.