Jak sprzedaje się Kraków?

Maskotki, breloczki, koszulki, biżuteria, miecze, a nawet… majtki. To rzeczy, które możesz kupić, żeby już zawsze pamiętać wizytę w Krakowie. Będziecie zaskoczeni, jakie produkty są sygnowane marką naszego miasta.

Turyści zaopatrują się w pamiątki dość ochoczo i zazwyczaj bezmyślnie. Kupują to, co kupić mogą, a dopiero w domu zauważają, na co właściwie wydali pieniądze. Nieważne. Są w Krakowie, chcą o nim pamiętać, idą na łowy. Lądują zazwyczaj w Sukiennicach, na Rynku lub w okolicznych uliczkach. To, co oferują im sprzedawcy, wprawia mnie w zakłopotanie.

Sukiennice, najstarszy dom handlowy w mieście, wypada najlepiej ze wszystkich miejsc pamiątkowej dystrybucji. Chociaż nietrudno tam o chińską tandetę, to ostało się jeszcze sporo stoisk z tradycyjnymi polskimi wyrobami. Ceramika, starannie wykonane lalki w strojach krakowskich, ręcznie dziergane serwetki i koronki, biżuteria z bursztynem, owcze skóry. Może nie są wystarczająco „podwawelskie”, ale przynajmniej w jakiś sposób reprezentują Polskę.

W kiczowatych pamiątkach królują jednak stoiska na Rynku Głównym. Kroku dotrzymują im tylko te dosyć nowe, rozświetlone sklepy, prowadzone w większości przez imigrantów, które zalewają wszystkie pobliskie ulice. Przykuwają uwagę głośną muzyką, lustrami i krzykliwymi informacjami o promocjach. Prawdziwie królewski styl.

W szkole nie uczyli mnie nic o rycerzach Jedi, ale nie ma wątpliwości, że w którymś wieku gościli na Wawelu. Musieli, skoro mieczy świetlnych z napisem Kraków jest u nas pod dostatkiem. Dla tych, którzy bardziej cenią sobie szkolną wersję historii, przygotowano też plastikowe, bardziej tradycyjne repliki broni. Można nim wymachiwać przed nosem brata, gdy ten skusi się na najbardziej lokalny przysmak – kebab. A nuż ubrudzi się sosem i będzie okazja na następną pamiątkę – koszulkę!

T-shirty to prawdziwe pole do popisu dla sprzedawców. Większość haseł kręci się wokół alkoholu, seksu, bycia pięknym i młodym. Dla bardziej towarzyskich panów polecam koszulkę z listą damskich imion. Kolejne „zapoznane” młode damy mogą rankiem skreślić swoje imię. Niemcy powinni uważać na te z napisem Wanda, bo mogą nie zebrać kompletu skreśleń i wstyd gwarantowany. Niestety wersji z męskimi imionami nie przewidziano. Ci, którym pub crawl nie w głowie, powinni wybrać takie, z których macha smok wawelski lub uśmiecha się autobus pełny turystów. Są naprawdę urocze. Pozostali mogą zdecydować się na te najzwyklejsze, z nazwą miasta – cała gama czcionek i kolorów gwarantowana. Jest więc Kraków wkomponowany w logo Heinekena, Coca-Coli, pisany po polsku, angielsku, a nawet cyrylicą.

CZYTAJ TEŻ: Krakowska odpowiedź na chińską tandetę

Skoro jesteśmy przy cyrylicy, Kraków nie zawiedzie także naszych wschodnich sąsiadów. Niemal na każdym stoisku można nabyć krakowskie matrioszki, choć z Krakowem łączy je tylko napis. W prawdziwie wschodnim stylu są też bransoletki i breloczki – różowe, białe i błękitne, wysadzane błyszczącymi kamyczkami. Dzięki nim „Kraków” nabiera nowego blasku. Dosłownie.

Breloczki to w ogóle osobny temat. W tej formie sprzedaje się praktycznie wszystko – od miedzianych miniaturek kościoła Mariackiego, przez różowe smoki wawelskie, po butelki wódki Sobieski. Zazwyczaj warte od 10 złotych w górę. Taka pamiątka na pewno zadowoli starsze dzieci, które mają już własne klucze. Dla młodszych przygotowano pluszowe zabawki, a wśród nich… owieczki. Mam nadzieję, że widzieliście jakąś krakowską owcę w ciągu ostatniej dekady, bo inaczej pomyślę, że żadni z Was krakusi!

To wszystko jeszcze nic. Moim numerem jeden są zdecydowanie… majtki! Legenda głosi, że napis Kraków zabezpiecza cnotę niczym Brama Floriańska nasze miasto, te ze smokiem polecane są w prezencie dla dziewic, a na stringi lepiej uważać – podobno lubią zahaczyć o Cichy Kącik.

Są jeszcze gluty, czyli żelowe masy do rzucania o chodnik lub ścianę, penisy w dowolnej formie (magnes, breloczek, figurka), gniotki wypełnione mąką ziemniaczaną. Te ostatnie możecie pamiętać z przedszkola. Jeśli jeszcze Wam mało, to swobodnie możecie wybierać spośród szklanych kul do potrząsania (Barbakan, na który pada śnieg to naprawdę fantastyczna sprawa!), czaszek, jednorożców i kucyków, małp, węży, gumowych pająków, poduszek, okularów przeciwsłonecznych, laserów. Jest jeszcze najbardziej krakowska rzecz, jaką potraficie sobie wyobrazić – sznurówki!

Najlepiej mają jednak turyści z Chin. Niby są w Krakowie, a cokolwiek kupią, to i tak wspierają własną gospodarkę. Patrząc po tych wszystkich produktach, można by nawet przypuszczać, że „Made in China” to nazwa potężnej krakowskiej firmy…

 

Fot. Jacek Smoter