Extrawelt, podopieczni Svena Vätha (właściciela frankfurckiego labelu Cocoon), zaskoczyli Prozak 2.0 mozaiką dźwięków. Eklektyczny set Niemców wywoływał skrajne reakcje – od zdziwienia, przez zachwyt, po znudzenie.
Arne Schaffhausen i Wayan Raabe zafundowali live zmieniający się z minuty na minutę jak w kalejdoskopie (który był zresztą wyświetlany jako wizualizacje na ekranach za plecami artystów). Najmniej było w tym wszystkim typowego dla Prozaka tech-house'u. Długimi fragmentami dominowało przestrzenne granie (ech, ten niesamowity "Soopertrack"!), które mieszało się z introwertycznymi, minimalistycznymi strukturami. To właśnie wtedy przechodziło mi przez myśl, że tak oto znalazłem się na najlepszej imprezie w tym klubie od czasu zeszłorocznego występu Saschienne.
Ale Arne Schaffhausen i Wayan Raabe bez ogródek potrafili ten tajemniczy nastrój zepsuć (mało płynnymi przejściami, co trzeba podkreślić). W pewnym momencie panowie doprowadzili nawet do tego, że do uszu publiczności zaczęły dopływać bardzo proste dźwięki, że wspomnę tylko bity Atari. Set, w którym mieszają się stylistyki m.in. trance, electropop i rave'u datowanego na lata '90, ciężko sklasyfikować jako jednoznacznie zły lub dobry. To tak, jakby postawić obok siebie deeptranceowych hipnotyzerów, artystów grających na Mayday w czasach jego świetności oraz… Calvina Harrisa, po czym kazać im na zmianę grać.
Odbiorcy tego widowiska wyglądali na zadowolonych, choć w trakcie koncertu parkiet parę razy się przerzedził. Cały czas wydawało mi się, że w tym szaleństwie jest metoda, ale z perspektywy czasu nie jestem już w stanie tak ochoczo przystać na same superlatywy względem duetu wywodzącego się z okolic Hamburga. Owszem, głębia i surowość, która pojawiała się momentami w tym live'ie, wprawiła mnie w chwilowy trans, o który przecież tak naprawdę w ambitnej muzyce klubowej chodzi.
Spore wrażenie zrobił też na mnie eksperymentalny początek – w zapowiedzi tego koncertu pisałem, że "na tegoroczne dwie epki Extrawelt wkradły się brzmienia, które z techno nie mają nic wspólnego, a wędrują raczej ku IDM-owym brzmieniom bliższym wytwórni Warp", i to właśnie to oblicze Extrawelt wydało mi się najciekawsze i inspirujące. Arne Schaffhausen i Wayan Raabe mogą się też poszczycić tym, że grali na żywo – w dosłownym tego słowa znaczeniu. Hardware zastąpił tego wieczoru układanie pasjansa, za co należą im się brawa.
Z pewnością był to jeden z najciekawszych występów, jakie uświadczyłem w prozakowych piwnicach. Trudno jednak uciec od wrażenia, że Extrawelt chcieli dogodzić każdemu, czyli w końcowym rozrachunku – w pełni nie dogodzili nikomu. Czy było źle, czy było dobrze, zależy tylko i wyłącznie od momentu, w którym weszło się na parkiet. Z całą pewnością szczery uśmiech choć raz pojawił się na twarzy każdej pojedynczej osoby, która tego wieczoru skierowała swoje kroki na plac Dominikański w Krakowie.