Kilka, a czasem kilkanaście godzin oczekiwania na pobranie wymazu to obecnie standard. W szpitalu można to zrobić bezpłatnie, pod Tauron Areną za blisko 500 złotych. Tu i tu kolejki nie maleją. Dlaczego?
Co chwilę otrzymujemy wiadomości od osób, które godzinami czekają na pobranie wymazu, który ma następnie zostać przebadany pod kątem obecności patogenu. Przeważa w nich złość, irytacja, ale też rozbawienie całą sytuacją.
Kolejki ludzi w Szpitalu Uniwersyteckim i sznury aut kierujących się żółwim tempem w stronę Tauron Areny to od kilku dni standard. – Wczoraj stałem w kolejce do wymazu kilka godzin, ale zawróciłem. Dziś przyjechałem o 6:30 i dwie godziny później został pobrany mi wymaz – opowiada pan Michał.
Historii tego typu jest więcej, tylko słowa mniej eleganckie. Pytanie tylko, czy tę sytuację można w jakiś sposób uleczyć?
– Kolejki będą tylko rosły z oczywistych powodów. Mówiąc nieeleganckim handlowym językiem, usługa jest realizowana na poziomie niemalże maksymalnym, a popyt wciąż rośnie – mówi dyrektor Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krakowie, którego udało się nam złapać podczas koordynacji działań w Nowym Sączu.
Dyrektor stwierdza, że nie ma pretensji do systemu, czyli de facto do siebie, jako reprezentanta tegoż systemu. – Już teraz jesteśmy w czołówce światowej, biorąc pod uwagę liczbę wymazów – dodaje.
Pytanie tylko, jaki jest tego powód? – Doszliśmy do sufitu – stwierdza Foremny. – Pobranie wymazu to tylko ¼ całego procesu, w dodatku najprostsza i mogą ją wykonywać osoby doraźnie przeszkolone do tego. Ale reszta – wprowadzenie do systemu danych czy analiza to wyższa szkoła jazdy. Diagnostów niestety nie przybywa, a szczerze mówiąc, ubywa z powodu tego, że odchodzą z zawodu – tłumaczy dyrektor WSSE w Krakowie.
„Swoje trzeba odstać”
Jak mówi nam dyrektor Marcin Jędrychowski, zainteresowanie już wcześniej było duże, ale znacznie zwiększyło się wtedy, kiedy znów wzrosły statystyki dotyczące zakażeń w Małopolsce.
– Zakładaliśmy, że nasze laboratorium będzie robiło 1000 próbek na dobę, a ostatnie cztery dni to jest po 1150–1200 próbek na dobę. Stąd bierze się to, że swoje trzeba odstać – stwierdza.
W Krakowie testy wykonuje kilka laboratoriów – m.in. Szpital Jana Pawła II, Szpital Wojskowy, Diagnostyka, Synevo, ale to właśnie laboratorium Szpitala Uniwersyteckiego wykonuje ich najwięcej.
Dyrektor Jędrychowski nie daje większych nadziei na to, że kolejki się zmniejszą. – Kolejka przed szpitalem spowodowana jest przepustowością punktów pobierających wymazy. Musimy mieć świadomość, że codziennie przyjmujemy między 200 a 300 pacjentów na dobę. To bardzo dużo, biorąc pod uwagę, że każda osoba musi mieć badanie – mówi.
Dodatkowo, jeszcze w dwóch punktach na terenie szpitala wykonywane są różnego rodzaju wymazy – np. dla osób przebywających na kwarantannie czy w izolacji i te zamawiane komercyjnie, choć tych ostatnich jest stosunkowo niewiele. Przy okazji odbywa się też normalna wizyta lekarska. Liczba lekarzy została już zwiększona do maksymalnego dostępnego poziomu.
– Niestety, pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Mamy do czynienia z nadzwyczajną sytuacją, w której jest przewaga popytu nad podażą – stwierdza.
Rozwiązaniem byłoby utworzenie nowych laboratoriów, ale to też nie takie proste, ponieważ muszą to być laboratoria o najwyższej klasie bezpieczeństwa, co wiąże się z ogromnymi nakładami. A jak już mówił wcześniej dyrektor Jarosław Foremny, puste laboratoria w niczym nie pomogą.