Muzeum HERstorii Sztuki? „Oburzające. Kossakówka to Kossakowie” [Rozmowa]

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Dworek należący do rodziny Kossaków długie lata wzbudzał zainteresowanie jedynie pasjonatów. Teraz stał się obiektem gorącej dyskusji. Jedni chcą tam stworzyć coś nie do końca związanego z artystyczną rodziną, drudzy nie wyobrażają sobie niczego innego, jak muzeum Kossaków.

Dawid Kuciński, LoveKraków.pl: Sprawa Kossakówki długo nie była jasna. Najpierw była w prywatnych rękach i nic się z nią nie działo, a niedawno wykupiło ją miasto. Jak to odebrałaś?

Wioletta Polanski*: Losy Kossakówki śledzę od wielu lat i prawdę mówiąc, czy jest w rękach prywatnych czy też państwowych nie było dla mnie aż tak ważne jak to, żeby w końcu to miejsce odzyskało życie, żeby ten Niepospolity Ród Kossaków w końcu został w Krakowie, we własnym domu, upamiętniony tak, jak na to zasługuje, tak jak marzyła o tym Magdalena Samozwaniec.

Projektu rewitalizacji Kossakówki, oczywiście posiadając odpowiednie fundusze (pomysł i chęci), mogłaby się podjąć zarówno osoba prywatna, jak i placówka państwowa. W pierwszym przypadku, jak wiemy, remont bardzo się przeciągał, a i właściciel nie miał do końca sprecyzowanych planów. Na ratunek przyszła pani Małgorzata Jantos, radna Krakowa, dzięki której miasto wykupiło Kossakówkę. I to była bardzo dobra wiadomość! Światełko na końcu tunelu, szansa na długo oczekiwane Muzeum Kossaków! Bo tam przecież nie może być nic innego. Tylko Muzeum Kossaków!

Pojawiły się jednak wizje jej adaptacji, nie do końca zbieżne z Twoimi.

Tak, to prawda. Według koncepcji MOCAK-u, który jest obecnie właścicielem Kossakówki, na terenie posesji, po rozbudowaniu, powstałoby Muzeum Historii Sztuki, gdzie prezentowane byłyby ekspozycje sztuki od średniowiecza do współczesności, łącznie z abstrakcjami geometrycznymi i sztuką eksperymentalną.

Tylko gdzie w tym wszystkim mieli podziać się Kossakowie?! To było najgorsze, absolutnie nie do przyjęcia. Kossakówka to Kossakowie! Na szczęście radni miasta szybko zaoponowali. Podczas gdy szykowali się do głosowania za przyjęciem rezolucji w sprawie utworzenia na Kossakówce muzeum rodziny Kossaków, na mojej facebook’owej Kossakówce wrzała akcją #tojestkossakówka. No i mieliśmy – „pospolite ruszenie” – jak świetnie podsumowała pani Liliana Sonik.

Ostra krytyka MOCAK-u, ludzie z bliska i daleka, młodsi i starsi, setki głosów za Kossakami. Przecież ta rodzina zasłużyła sobie na swoje własne miejsce, takie z prawdziwego zdarzenia. Kossakowie to legenda, fenomen! I jak to doskonale ujął Marek Sołtysik, autor”Klanu Kossaków”, Kossakowie to zjawisko! W międzyczasie pojawił się też dosyć agresywny pomysł utworzenia w/przy Kossakówce muzeum HERstorii sztuki, co mogę jedynie skomentować, przytaczając jeden z komentarzy na Facebook: „absurdalnie śmieszne, a na poważnie oburzające i po prostu bezczelne”.

Ile jeszcze razy trzeba powtarzać jedno i to samo, że Kossakówka to Kossakowie. Nie mogę też pominąć pewnej, grzecznie mówiąc, pomyłki w obecnej koncepcji muzeum na Kossakówce. Otóż, chodzi o brak miejsca dla Magdaleny Samozwaniec; ma być pokój dla dziadka, ojca, brata i siostry. A gdzie druga siostra? Gdzie miejsce dla Magdaleny, dzięki której willa została wpisana do rejestru zabytków, dzięki której znamy legendę Kossaków? Tak, jak na Kossakówce musi być Muzeum Kossaków, tak i w tym muzeum nie może zabraknąć miejsca dla nieodrodnej córki Wojciecha Kossaka.

Co Cię najbardziej zaskoczyło w dyskusji nad tym miejscem?

Szczerze mówiąc, sama dyskusja i dopominanie się przez niektóre grupy konsultacji społecznych. Konsultacje w sprawie Kossakówki toczą się przecież od lat, a najlepszym ich przykładem jest odzew ludzi w mediach społecznościowych. O czym tu dalej dyskutować?! W samym centrum Krakowa leży bardzo mocno zakurzona, bardzo zniszczona perła, gdzie wiele lat temu rozgrywała się historia. Dom rodzinny Juliusza, Wojciecha, Jerzego, Lilki i Madzi, Simony i Glorii. Marzeniem Magdaleny Samozwaniec było „muzeum Dziadzi i Tatki, tych najcudowniejszych z Kossaków”. O muzeum Kossaków apelował Kazimierz Olszański, Leszek Mazan, Leszek Długosz i wielu, wielu innych krakowian (i nie tylko). O czym tu dalej dyskutować?!

Gdy rozmawialiśmy kilka lat temu, prowadziłaś badania nad życiem Magdaleny Samozwaniec. Jak to wszystko się skończyło, jeśli się skończyło?

(Śmiech) końca wcale nie widać! Samozwaniec to moja pasja. W jej życiu, twórczości jest jeszcze wiele rzeczy do odnalezienia, do dyskusji, ale czasu po prostu brak. Na razie większość wolnych chwil oddaje dwójce moich dzieci, bo dzieciństwo minie szybko i nie wróci. A archiwa i biblioteki mogą zaczekać. Angielski przekład „Marii i Magdaleny” też jest nadal w przygotowaniu. O, właśnie w zeszłym roku znalazłam debiutancką humoreskę Madzi – nikomu nieznany „Wyjazd Mamy do miasta”. Wszystkie źródła podawały, że tekst ukazał się w Nowinach Krakowskich w 1912 roku, a tu w żadnym numerze nic takiego nie było. Okazuje się, że Samozwaniec debiutowała pięć lat wcześniej, w 1907. Niesamowita perełka!

 

*Wioletta Polański pracuje m.in. na Uniwersytecie w Albercie. Do Kanady wyjechała po maturze, którą zdała w Żarkach na Śląsku. Skończyła studia z teatrologii, a następnie z humanistyki cyfrowej i sztuki.