Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła jak radzą sobie kryte pływalnie na terenie Małopolski. Takich obiektów zostało wytypowanych sześć. Wnioski pokontrolne? Żaden z nich nie potrafił się samodzielnie utrzymać. Mimo wszystko urzędnicy twierdzą, że korzyści społeczne i zdrowotne przewyższają koszty związane z utrzymaniem. Jak jest w Krakowie i ile miasto musi dopłacać do basenów?
Krakowska Delegatura Najwyższej Izby Kontroli sprawdziła, czy środki wydane przez samorządy na budowę i rozbudowę obiektów sportowych zwiększyły aktywność sportową mieszkańców gmin i powiatów oraz czy płynące z tego korzyści społeczne i zdrowotne przewyższają koszty związane z utrzymaniem obiektów.
Wnioski są pozytywne. Jak czytamy w raporcie: „obiekty sportowe wybudowane w województwie małopolskim przez sześć skontrolowanych samorządów przy finansowym wsparciu środków Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej były należycie zagospodarowane i wykorzystywane”.
Najwięcej pieniędzy poszło na kryte pływalnie i kompleksy sportowe. Te mogły liczyć na średnio 26-procentowe wsparcie ze środków ministerialnych.
Samorządy finansują
Inspektorzy mówią wprost: żaden z sześciu skontrolowanych obiektów sportowych nie był zdolny do samofinansowania. Ujemny wynik działalności krytych pływalni wyrównywany był bezpośrednio przez samorządy. Kwoty te wynosiły od 160 do blisko 900 tysięcy złotych rocznie. NIK również to ocenił pozytywnie.
W Krakowie poszliśmy inną drogą. Miasto wybudowało obiekty i oddało je w dzierżawę. – Gmina stara się rozszerzać bazę szczególnie dla pływania rekreacyjnego. Bez wątpienia obiekty kryte są lepiej wykorzystywane – przyznaje Jerzy Sasorski, rzecznik prasowy Zarządu Infrastruktury Sportowej w Krakowie.
Miasto dzierżawi trzy baseny, które wybudowało: przy ul. Kolnej Krakowskiemu Klubowi Kajakowemu, a przy ul. Ptaszyckiego (koszt budowy 13,5 mln zł) oraz przy ul. Kurczaba (koszt budowy 16 mln zł) – Stowarzyszeniu „Siemacha”. – Na podstawie umowy użyczenia GMK użycza kryty basen przy ul. Wysłouchów Krakowskiemu Szkolnemu Ośrodkowi Sportowemu – dodaje Sasorski. Za 10 mln złotych powstaje kolejny basen, tym razem na os. Handlowym przy ZSOS nr 1. To będzie już ostatnia kryta pływalnia sfinansowana przez gminę.
Operatorzy zapewniają bieżące utrzymanie obiektów, prowadzą drobne naprawy i prace porządkowe, dbają o bezpieczeństwo (zatrudniają ratowników), płacą przy tym minimalny czynsz dzierżawny. – W przypadku poważniejszych remontów, napraw i modernizacji koszty tych prac ponosi gmina – mówi Sasorski. Tak było w przypadku obiektu niedaleko Tyńca. Remont niecki basenu za 100 tys. złotych sfinansował ZIS.
– Wpływy z biletów wstępu dzierżawcy przeznaczają na utrzymanie obiektów i działalność statutową – tłumaczy przedstawiciel miejskiej jednostki. Natomiast KSOS działa na innych zasadach. Wpływy z biletów są przekazywane do budżetu miejskiego.
Z innych atrakcji
Roczne utrzymanie basenu przy ul. Kolnej to około 200 tysięcy złotych. Jak informuje Zbigniew Miązek, prezes Krakowskiego Klubu Kajakowego, bilety pozwalają na pokrycie 70-80% tej kwoty. – Reszta dochodzi z działań okołobasenowych: gastronomii, sklepiku, hali czy siłowni – mówi.
Czy drugi raz Zbigniew Miązek zdecydowałby się na prowadzenie basenu? – Mocno bym się nad tym zastanowił – twierdzi. Na razie o klientów Kolna nie musi się martwić, jednak, jak zaznacza Zbigniew Miązek, mogą oni zacząć, nomen omen, odpływać. – Bez rozwoju i nowych atrakcji obiekt przestanie przyciągać. Może dojść do tego, że miasto będzie musiało zacząć dopłacać do działalności – uważa. Natomiast „Siemacha” jest finansowana z trzech źródeł i utrzymuje baseny z własnego budżetu. Oficjalnie więc miasto nie dopłaca ani złotówki do bieżącego utrzymania basenów.