Pas awaryjny nie jest dla karetek [Rozmowa]

fot. LoveKraków.pl

O zabawnych i trudnych realiach pracy policjantów na autostradzie rozmawiamy z podinspektorem Krzysztofem Lisem z Komisariatu Autostradowego Policji w Krakowie.

Jakub Drath, LoveKraków.pl: Na profilu Komisariatu Autostradowego nie brakuje żartów, ale tydzień temu nie było Panom do śmiechu. Poszło o to, że przez brak korytarza ratunkowego służby nie mogły dojechać na miejsce wypadku przy węźle Kraków-Skawina. Z kolei pas awaryjny zablokowali ci, którzy chcieli w ten sposób ominąć korek.

Podinsp. Krzysztof Lis, komendant Komisariatu Autostradowego Małopolskiej Policji: Niestety, kierowcy często nie wiedzą, jak się zachować. My, wzorem krajów zachodnich, promujemy zasadę korytarza ratunkowego.

Jak to powinno wyglądać?

Zasada jest zawsze taka sama. Bez względu na to, czy mamy dwa czy dziesięć pasów ruchu, kierowcy na pasie pierwszym od lewej zjeżdżają w lewą stronę, a wszyscy pozostali – w stronę prawej krawędzi i pasa awaryjnego.

Więc to nie pas awaryjny służy do przejazdu służb ratowniczych.

Niektórzy się tu ze mną nie zgadzają, ale po wielu latach doświadczeń widzę, że przejechanie pasem awaryjnym nie jest takie proste. Po pierwsze, kiedy tworzy się korek, pas jest często blokowany przez samochody, które uległy awarii, choćby z powodu przegrzania. Po drugie, nie ma pasów awaryjnych na całej długości autostrady. W wielu miejscach, zwłaszcza przy mostach i wiaduktach, one się kończą, a nie wyobrażam sobie, żeby się przy każdym takim obiekcie przepychać. Wreszcie po trzecie: na ten pas trafiają różne śmieci, kamienie czy elementy, które odpadły od samochodów. Mieliśmy już kilka przypadków, że policjanci próbowali się tamtędy dostać na miejsce wypadku i nie dojechali, bo poprzebijali opony. Natomiast korytarz ratunkowy to stała zasada, która pozwala sprawnie dojechać na miejsce wypadku.

Jak często wyjeżdżają Państwo do interwencji?

Obsługujemy odcinek od punktu poboru opłat w Brzęczkowicach do węzła Bochnia i mamy tygodniowo od 80 do 120 takich zdarzeń. Czasem zdarza się, że jest ich 30 jednego dnia. Są to zarówno wyjazdy do wypadków, jak i pożarów, zatorów, awarii pojazdów, pieszych czy biegających zwierząt.

Najwięcej pracy jest w piątkowe i niedzielne wieczory?

Tak, ale zwiększony ruch jest też w poniedziałki do południa. Obserwujemy, że coraz więcej osób wraca z „długich weekendów” o dzień później i wtedy mamy prawdziwą kumulację. Część osób jedzie już do pracy, część dopiero wraca po weekendzie, a na drogi wyjeżdżają ciężarówki, które dzień wcześniej nie mogły jeździć z powodu święta. Ruch na obwodnicy Krakowa jest tak duży, że nawet drobna kolizja powoduje kilkunastokilometrowy korek. Rekord to zator od węzła wielickiego aż po Modlnicę, prawie 29 kilometrów.

Co jest najczęstszą przyczyną wypadków na autostradzie?

To niedostosowanie prędkości do warunków – nie tylko do pogody, ale i natężenia ruchu czy różnych sytuacji, które zdarzają się na drodze. Jeśli ktoś nastawi się na to, że może jechać przez cały czas 140 km/h, to chwila nieuwagi może go drogo kosztować. Dlatego też promuję inną zasadę na autostradzie: jesteś ostatni, włącz światła awaryjne. Widząc światła awaryjne, automatycznie zdejmujemy nogę z gazu.

Spróbujmy więc wyliczyć zestaw podstawowych zachowań w różnych sytuacjach. Zacznijmy od standardowej, bezproblemowej jazdy.

Przede wszystkim, nigdy nie możemy wyłączyć koncentracji, bo szeroka, prosta droga usypia czujność. Przy dużej prędkości wydłuża się też droga hamowania, a przecież zdarzają się różne sytuacje: czasem jest to przebiegające zwierzę, czasem coś wypada z jadącego przed nami pojazdu. I nieszczęście gotowe.

Idźmy dalej: jak powinniśmy się zachować, jeśli sami uczestniczymy w kolizji czy wypadku?

Przede wszystkim powinniśmy zadbać o swoje bezpieczeństwo. Musimy na wszelkie możliwe sposoby ostrzec innych użytkowników, włączamy od razu awaryjne światła. Jeżeli nie ma osób rannych, trzeba jak najszybciej usunąć pojazd na pas awaryjny i ustawić trójkąt. To ważne, żeby był 100 metrów od samochodu, bo ta odległość nieraz ratuje życie. Jeśli ustawimy go za blisko – a to się bardzo często zdarza – ktoś może w nas wjechać, bo nie zdąży zareagować.

Zasada zapewnienia sobie bezpieczeństwa obowiązuje nas też, jeśli jesteśmy tylko świadkami wypadku i udzielamy pomocy.

To jest reguła powszechnie obowiązująca w ratownictwie. Trzeba zadbać o swoje bezpieczeństwo, bo w przeciwnym razie możemy tylko powiększyć liczbę poszkodowanych, a nikomu nie pomożemy. Dobrze jest, jeśli jedna osoba na miejscu potrafi „dowodzić” i w tej stresującej sytuacji jasno rozdzielić zadania: ktoś udziela pierwszej pomocy, ktoś ostrzega innych kierowców, ktoś informuje służby. Z kolei kierowcy, którzy później tylko mijają miejsce wypadku, powinni lekko wytracić prędkość i światłami awaryjnymi ostrzec jadących za sobą.

Tu dochodzimy do problemu „Apaczów”, o których bardzo często można przeczytać na profilu komisariatu. To ci, którzy zwalniają do niskich prędkości, by zaspokoić swoją ciekawość, tworząc równocześnie ogromne korki.

To jest prawdziwa plaga, niestety.

Ale czy jesteśmy w stanie tego uniknąć? Sam jadę wolno i przyspieszam za miejscem wypadku, bo dokładnie to samo zrobił samochód przede mną.

To jest zjawisko bardzo trudne do wyplenienia, bo jest w tym jakiś naturalny odruch ludzki. Wiadomo, że należy zwolnić, by móc szybko zareagować, ale nie po to, by robić zdjęcia na Facebooka. Czasem zdarza się też tak, że zdarzenie jest na jednej nitce autostrady, a korek tworzy się też w przeciwnym kierunku. Problem w tym, że to tylko wydłuża korki i zwiększa niebezpieczeństwo. W niektórych krajach policja próbuje za coś takiego karać, ale po wypadku mamy inne priorytety. Nasze zadania w takiej sytuacji to przede wszystkim zapewnienie bezpieczeństwa, udzielenie pomocy i udrożnienie ruchu, nie ma czasu na wlepianie mandatów.

Na to znajdują Państwo czas kiedy indziej. Na profilu regularnie można przeczytać historie o nieodpowiedzialnych kierowcach – choćby o tym, któremu zabrakło paliwa i zostawił auto na lewym pasie, by pójść z kanistrem po benzynę.

Staram się to tak robić, żeby przez humor trafiać do większej grupy odbiorców. W ten sposób można zdziałać więcej, niż cytowaniem przepisów. Udało się już zebrać ponad 9 tysięcy użytkowników i stworzyć swego rodzaju społeczność „mobilków autostradowych”. To życie podsuwa zabawne sytuacje, jak wtedy, kiedy policjanci łapali futerkowego zwierzaka przy bramkach w Balicach, a kierowcy stojący przed bramkami ich dopingowali. Opowiadam te wszystkie historie żartem, ale zawsze po to, by promować bezpieczeństwo i by tych niebezpiecznych zdarzeń było jak najmniej.

News will be here