Pozowanie za książki - rozmowa z Joanną Sobesto

Jak znaleźć swoje zdjęcie na łamach magazynów K MAG albo TAKE ME? Kiedy zapraszałem Joannę Sobesto do Studia 29/2 spodziewałem się w odpowiedzi usłyszeć dokładną instrukcję i kilka rzetelnych rad. Do dziś nie wiem, czy odpowiedź jest trudniejsza czy prostsza niż moje oczekiwania.


Filip Pietrek: Jestem totalnym laikiem, jeżeli o modeling chodzi, dlatego też było mi ciężko przygotować się do tej rozmowy. Chciałbym, żebyś wprowadziła mnie w temat. Zacznijmy od wprowadzenia w sensie biograficznym.

Joanna Sobesto: Jestem z Krakowa, z Grzegórzek. W czerwcu skończyłam osiemnaście lat. Fascynuje mnie mnóstwo rzeczy, między innymi pisanie i to z nim chciałabym się później bardziej związać. Z tego powodu nie uważam się za profesjonalistkę, mimo tego, że zdarzyło mi się otrzymywać za pozowanie pieniądze. Moją metodą jest pozowanie za książki. Pozytywnym zaskoczeniem dla mnie było to, że wiele osób praktykuje taką formę transakcji. Myślę, że to też wynika z przekroju osób, z którymi współpracowałam. Można ustalić wspólny profil osoby, która zajmuje się fotografią. Jest w tych ludziach pewna specyficzna wrażliwość, którą często kamuflują na przykład poprzez przeklinanie.

Wspominałaś o pisaniu. O jakich formach mowa?

Chodzi głównie o wiersze, ale jestem niecierpliwa i chciałabym dużo rzeczy tworzyć równocześnie. Kiedyś myślałam, że im więcej rzeczy jest się w stanie ogarnąć, tym lepiej, ale niedawno odkryłam, że to się nie sprawdza. Mówi się, że życie jest sztuką wyboru. Ja go unikałam. Teraz staram się przestawić. Chcę być bardziej w tym, co robię.

Zaciekawiła mnie ta Twoja teza o wspólnej wrażliwości. Przeglądając sam maxmodels natrafiasz na fotografów takich, jak Nishe – zwiewna, filigranowa dziewczyna w mglistym plenerze – albo trafić na bardzo agresywne, ostre jak brzytwa i doświetlone akty, które mogłyby ukazać się w Playboyu. To wszystko jest modelingiem.

To wszystko jest fotografią. Fotograf nie jest zawodem, jest rodzajem postawy. Fotografem można się stać, widzę to po sobie. To duże słowo, ale skoro bierze się aparat do ręki i robi zdjęcia to de facto staje się fotografem. Fascynują mnie osoby, które potrafią sobie zrobić świetny autoportret.

To sprawia, że zastanawiam się, kto jest bardziej odpowiedzialny za efekt finalny zdjęcia: fotograf czy model, modelka?

Jestem zwolenniczką bardziej intymnych relacji na zdjęciach. To znaczy, że wolę poznać osobę, z którą pracuję. Zdarzały mi się sesje, które trwały kilkanaście minut, ale teraz nawet nie pamiętam, jak na imię miała osoba, która robiła mi wtedy zdjęcia. Bardzo ważny jest dialog. Źle, jeśli jedna osoba narzuca drugiej całość. Nawet w zleceniach komercyjnych, w których występują rasowe modelki. Słowa dają ogromną możliwość interpretacji, prosty komunikat: „spójrz w bok” oznacza coś innego dla fotografa, coś innego dla mnie. Tutaj chyba najbardziej widoczna jest ta wrażliwość.

To nie tak, że utrzymuję kontakt z każdą osoba, która robiła mi zdjęcia. Zdarzało się, że spotykałam osoby, z którymi w ogóle nie potrafiłam się dogadać. Nie jestem konfliktowa. Czasami dochodzi do niejasnych sytuacji. Ktoś wspomina mi o publikacji w magazynie, która jest pewna, a jakiś czas później dostaję lakoniczny SMS: „sorry, jednak nie”. Nie mam parcia na okładki, ale chodzi o zwykłą uczciwość. Historia z moimi publikacjami wydaje mi się w tym wszystkim najbardziej przewrotna. Kilka razy dostawiałam wiadomości w stylu: „widziałam Cię w TAKE ME, powiedz mi, jak mogę się tam wkręcić”. Śmieszy mnie to, bo od strony organizacyjnej jestem bierna. Nie chcę być w żadnej agencji. Mogłoby mnie to strasznie skrzywdzić, a poznałam dziewczyny, które tak pracują. Gratuluję im siły, która jest potrzebna, żeby sobie tam poradzić.

Powiedziałaś, że nie jesteś profesjonalistką. Co to więc znaczy być profesjonalistką jako modelka? Czy modeling jest sztuką w znaczeniu ars – umiejętność, którą trzeba posiąść, szlifować?

To przede wszystkim bardzo ciężka praca. Zdaję sobie sprawę, że przeciętny Kowalski utożsamia modelkę z miss, z dziewczyną, która ma się podobać. Pod warstwą pięknych, wzruszających albo zupełnie przerażających fotografii, prac posiadających pewien emocjonalny wymiar, kryje się bardzo ciężka praca. Począwszy od tego, że często się marznie. Fotografowanie nakłada pewien filtr na rzeczywistość – idąc ulicą nie położyłabym się tak po prostu na chodniku, co często zdarza się podczas robienia zdjęć.

\"\"
\"\"
Nie da się napisać podręcznika pozowania. To kwestia wrodzonych predyspozycji, kwestia wrażliwości. Paradoksalnie, u mnie wszystko działo się przez przypadek. Kiedy ktoś mówi o mojej karierze, jest to jedyny moment, kiedy uświadamiam sobie, że jestem w pewnym środowisku rozpoznawalna. To, co robię, jest bardzo moje, utożsamiam się ze swoimi pracami.

Wspominałam, że jestem nieśmiała. To kolejna śmieszna rzecz. Męczy mnie i peszy moment, kiedy muszę sama wysiąść z tramwaju na przystanku na żądanie, a z drugiej strony uwielbiam poznawać ludzi poprzez robienie z nimi zdjęć. Swoich historii nie można trzymać tylko dla siebie.

Zdjęcia to też swego rodzaju fototerapia. Osoby, które znają mnie na co dzień pytają, dlaczego jestem na zdjęciach tak smutna. Zarzucano mi nawet, że na tych zdjęciach udaję, kłamię. Nie potrafię oddać czegoś, czego we mnie nie ma. Chyba dlatego właśnie nie jestem profesjonalistką, która jest w stanie zagrać wszystko. Ponoć wielu satyryków ma tak, że poza sceną są strasznie ponurzy. Mam coś podobnego – poza zdjęciami jestem gadatliwa, towarzyska, ciągle się śmieję. Czasami jednak potrzebuję wycofania, wyciszenia, samotności. Nie wymyślam tego.

Porozmawiajmy o samej fotografii artystycznej. Czy ten typ sztuki ma jakiś zaplanowany przekaz, nadaje projektowany komunikat? O czym może mówić?

Sesje nie muszą mieć przekazu, to działanie bardzo egoistyczne. Pod tym względem ja i każdy z fotografów, jakich poznałam robiliśmy to wyłącznie dla siebie. Po prostu, ta forma wyrazu jest nam potrzebna, także dlatego że jest niezwykle estetyczna i pozwala się oderwać od problemów. A czasami wykreować coś zupełnie oryginalnego. Przekaz, który trafia do odbiorcy, może by w takiej sytuacji skutkiem ubocznym.

Czy istnieje dobry wiek dla modelki? Najbardziej rozchwytywany przedział wiekowy to, o ile zdążyłem się orientować, 16 – 24 lata. W przypadku modeli męskich wygląda to zupełnie inaczej, najchętniej robi się zdjęcia facetom po czterdziestce.

Tak jest po prostu łatwiej. Zestawienie dojrzałego mężczyzny i młodziutkiej kobiety zawsze się sprawdza. Dużo więcej jest w fotografii artystycznej chudziutkich dziewczyn w zwiewnych sukienkach, bo taki jest utarty schemat. Eksperymenty jednak cały czas się zdarzają.

A jak będzie wyglądać Twoja droga w miarę dojrzewania, starzenia się?

To jest dobre pytanie. Zastanawiam się nad tym niekiedy, ale nic nie planuję i trudno powiedzieć, co będzie dalej. Głupi ma zawsze szczęście (śmiech), do tej pory zawsze się udawało. Mimo dystansu i bierności, o której wspominałam, fotografia niewątpliwie przeniknęła do wielu sfer mojego życia, zaraziła, przenosząc uzależnienie także w miejsce po drugiej stronie obiektywu. Możliwość własnoręcznego łapania w kadry, otwiera kolejne drzwi, pozwala zatrzeć granice między twórcą a tworzywem. Robienie zdjęć przesiąkło większość sfer mojego życia, ale nie jest priorytetem. [efekty można zobaczyć na blogu Joanny]

Gdybym przedstawił Cię nowej osobie słowami „to jest Asia Sobesto, modelka”, zgodziłabyś się z takim podsumowaniem?

Nie, ponieważ trudno mi określić siebie jako modelkę. Nie lubię też słowa „pozowanie” albo modnego w fotografii wyrażenia „grać”, jak „zagraj dłońmi”. Granie oznacza udawanie. To po prostu robienie zdjęć.

Z dużym dystansem odnosisz się do swojej kariery. Potrafiłabyś wymienić publikacje, które najbardziej ją zdynamizowały, zwiększyły krąg zainteresowanych?

Mogłabym wymienić rzeczy, które ludzie uważają za sukcesy. To nie tak, że się z tego nie cieszę, bo mówię o tym z taką nonszalancją. Cieszy mnie to, ale moim sukcesem jest, że wyginając się kosmicznie na zdjęciach wieczorem na Szpitalnej, nie przeszkadza mi krąg Japończyków, którzy nagle się pojawili. Moi rodzice na początku zupełnie nie ogarniali, o co chodzi, ale w momencie kiedy pojawił się namacalny dowód, na przykład magazyn, który można wziąć do ręki, zaczęli trzymać kciuki.

Jakie magazyny masz na myśli?

Wspomniany TAKE ME albo K MAG. Z Magdą Lutek trafiłyśmy ostatnio do amerykańskiego Zeum. Myślę, że moi rodzice przeszli straszną transformację od czasu, kiedy mając 15 lat chodziłam na zdjęcia z osobami, których nie znam.

Chciałem Cię potraktować jako osobę, która odniosła pewne sukcesy i mogłaby się podzielić jakimiś radami...

Nie czuję się taką osobą. Mam wrażenie, że to wszystko stało się zupełnie przypadkiem, że po prostu znalazłam się w odpowiednim miejscu, we właściwym czasie. Nie potrafię podać żadnego przepisu. Chyba dobrze się stało, bo to dojrzewa wraz ze mną.

*

Joanna Sobesto wystąpiła w klipie Człowieka Kamery i krakowskiej fotografki Nishe do muzyki Jerzego Irbisa Gorczycy, znanego jako Tkacz. Klip będzie miał premierę 20 stycznia, w klubie Artefakt (ul. Dajwór 3) o godzinie 19:00. Joanna będzie też bohaterką spotkania, które poprzedzi oficjalną premierę. Warto poznać artystkę osobiście i zadeklarować swój udział tutaj.

fot. Michalina Woźniak