Prof. dr hab. med. Wojciech Nowak – wybitny lekarz i profesor nauk medycznych, w 2010 r. przewodniczący prestiżowej European Society of Surgery, organizacji zrzeszającej chirurgów z całej Europy, a od września 2012 r. rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego. O swojej pracy, podejściu do obowiązków, pomysłach na ulepszenie polskiego szkolnictwa wyższego oraz o pasji, którą poświęcił dla uczelni opowiada w rozmowie z Lovekrakow.pl.
Magda Falińska: Co najbardziej motywuje Pana do pracy?
Prof. Wojciech Nowak: Bardzo trudno jest odpowiedzieć na to pytanie. To jest satysfakcja z tego, co się wykonuje – ten czynnik jest najistotniejszy. Najważniejsze, aby mieć z pracy satysfakcję, ponieważ kiedy ma się z czegoś satysfakcję, to chce się temu poświęcić czas.
A co jest najważniejszego w byciu rektorem?
Plan działania. Jeżeli chce się być rektorem prowadzącym uczelnię, trzeba mieć wizję i strategię działania. I tego się konsekwentnie trzymać, a to jest bardzo trudne.
Jaki jest zatem plan działania rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego?
Mój plan działania określa jedno słowo: rozwój. Nie można dopuścić, nawet na moment – co jest bardzo ludzkie i każdy z nas to zna – do stagnacji. Jest nieźle, jesteśmy na topie, mamy stabilną sytuację finansową, rozpiera nas duma, odcinamy kuponiki, takie sytuacje wykluczam z działania.
Jak ocenia Pan potencjał osób studiujących na UJ?
Mamy najlepszych studentów w Polsce. Mogą osiągnąć bardzo wiele, parafrazując Wyspiańskiego: „Byle tylko chcieli chcieć”.
Czy studenci często zgłaszają się do Pana ze swoimi problemami, proszą o radę?
Rzadko. Ale to dobrze. To znaczy, że samorząd funkcjonuje prawidłowo. Do mnie trafiają sprawy bardzo specyficzne i trudne, natomiast inne, samorząd rozwiązuje na bieżąco.
Ale jeśli już zdarzy się sprawa trudna, wymagająca ingerencji, bez problemu znajduje Pan czas dla studentów i mogą na Pana liczyć?
Nie sądzę, aby był w Polsce rektor, który by inaczej postępował, nie spotkał się ze studentem w wyjątkowej, nietuzinkowej sprawie. Mimo napiętego grafiku, mnóstwa spotkań, nie odmówiłbym studentowi spotkania, gdyby przyszedł w ważnej sprawie.
Jakie zmiany chciałby Pan wprowadzić na uczelni?
Upraszczanie procedur – to podstawowa i najważniejsza dla mnie zmiana. Dalej jesteśmy w okresie transformacji i dostosowywania funkcjonowania uczelni do nowych zadań. Wszyscy możemy narzekać na ustawę o finansach publicznych, ale narzekać jest bardzo łatwo. Nikt na razie nie wymyślił lepszej ustawy, dlatego my musimy się do tego dostosować. Zdarzają się sytuacje, że procedury się wydłużają i to powoduje niezadowolenie, narzekania. Jeżeli mamy grant naukowy (z Unii Europejskiej mamy ich bardzo dużo), to uważamy, że tych procedur jest ogromna ilość.
To teoretycznie jest prawdą, bo gdyby pojechała pani do Stanów Zjednoczonych i dostała grant, to tych administracyjnych czynności jest jeszcze więcej. Tu nie ma złotego środka, ale to nie są prywatne pieniądze. Bo jeżeli ma pani własny milion, to może go sobie wydawać jak się pani podoba i to jest pani prywatna sprawa. Ale jeżeli ja mam milion jako uniwersytet, to to są wszystkich pieniądze. Tu musi być nadzór, kontrola. Nie może to być na zasadzie: wydam tak, bo taką mam ochotę.
A co jest największym atutem uczelni, co funkcjonuje według Pana najlepiej?
Kadra. Bezapelacyjnie. Mamy najlepszą kadrę w Polsce. To jest niesamowita siła mieć najlepszych studentów i najlepszą kadrę. Dlatego można zrobić bardzo dużo dobrego i ułatwiać pracę nauczycielom i studentom.
Darmowa edukacja to slogan. Uczelnie powinny być w pełni płatne?
Teoretycznie nie ma bezpłatnych uczelni. W tym momencie za uczelnię płaci państwo – pomijam studia niestacjonarne, bo to opłaca student i tak jest na całym świecie, tylko musi być równość podmiotów. Ja jestem przeciwnikiem systemu, w którym na uczelniach państwowych są łączeni studenci stacjonarni i niestacjonarni. Niech będą uniwersytety państwowe, gdzie są tylko studenci stacjonarni i prywatne, gdzie są tylko niestacjonarni. Ale powtarzam: niech będzie równość podmiotów. Niech prywatne będą również bardzo dobre. Tylko że my musimy zmienić system stypendialny. To, co mamy w Polsce jest namiastką systemu stypendialnego. Zdaję sobie sprawę, że to jest bardzo trudna droga. Jakby pani chciała komuś ufundować stypendium, to by się pani zastanowiła, czy to jest dobry uniwersytet i czy te pieniądze nie zostaną wyrzucone w błoto. Jak by to pani mogła stwierdzić?
Przede wszystkim rankingi uczelni wydają się być najlepszym sposobem.
Tak, wysokie miejsce w rankingu, no i jeszcze kierunek. A to może być sprawdzone tak, jak robią to instytucje stypendialne na całym świecie, czyli patrzą na wyniki egzaminów licencjackich. Jest próg 75 procent, jak poniżej, to nie dadzą stypendium.
Jakie są według Pana kwoty stypendiów?
Stypendia były, są i zawsze będą bardzo różne. Trzeba raczej rozmawiać o rodzajach stypendiów, nie tylko o kwotach, oraz o fundatorach.
Jeśli rząd nie zapewnia wystarczających środków na kształcenie, to w jaki inny sposób uczelnie mogą zdobyć fundusze, by poziom kształcenia sukcesywnie wzrastał?
Uczelnie mogą zdobywać fundusze, tylko że u nas sponsoring ledwo raczkuje. I jeszcze długo będzie. W Polsce mamy powyżej 400 uczelni wyższych. 40-milionowy kraj nie potrzebuje aż tak dużej ilości uczelni. Doprowadziliśmy do tego, że w tej chwili ludzi z wyższym wykształceniem w Polsce jest 60 procent, a tym samym jesteśmy na pierwszym miejscu w Unii Europejskiej.
To prawda, teraz każdy jest magistrem…
No właśnie! Sama sobie pani odpowiedziała. Nie ma takiego kraju na świecie, który by to sfinansował. A co najważniejsze, nie ma takiej potrzeby. Robimy dewaluację stanowisk, w obliczu zbliżającego się niżu demograficznego, to droga donikąd.
Dlatego warto studiować na UJ?
Tak, bo warto studiować na najlepszych uczelniach. Zawsze. Jesteśmy szczęśliwi i dumni z tego sukcesu i utrzymaliśmy miejsce z poprzedniego roku! Ale wszędzie na świecie jest pierwsza dziesiątka, dwudziestka… i jeżeli już młody człowiek decyduje się na studia, to oczywiście powinien się decydować na studia w najlepszych ośrodkach.
Z wykształcenia jest Pan chirurgiem.
Tak, od pierwszego września 2012 roku z racji funkcji przestałem pełnić obowiązki lekarza.
Nie tęskni Pan za salą operacyjną?
Mało powiedzieć, że tęsknię, ja cierpię. Chirurgia to jest pewien rodzaj narkomanii, no ale to był mój świadomy wybór. Wiedziałem, że tak będzie i od pierwszego września, mogę się przyznać, na sali operacyjnej byłem dwa razy. To moja pasja i zazdroszczę chirurgom, że mogą operować.
A gdzie chciałby Pan być za, powiedzmy, 10 lat?
Wyspy Karaibskie – to moje marzenie! Odpoczywać sobie na Punta Cana…