Sprawa porwania Patryka P. „Wstrzemięźliwe zeznania”

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Toczy się proces siedmiu oskarżonych, którzy w różnym stopniu mieli brać udział w porwaniu i pobiciu swojego kolegi – Patryka P. W tle pojawiły się również drogie samochody. Właśnie w związku z tym wątkiem na sali sądowej pojawił się m.in. Mariusz T., który ma status pokrzywdzonego. Większości rzeczy jednak nie pamiętał. Sędzia zagroziła ukaraniem świadka aresztem.

Mariusz Z., jego brat Jakub oraz Dawid W., Mariusz G., Tigran P., Michał B. i Damian H. występują w roli oskarżonych w procesie dotyczącym 6-godzinnego przetrzymywania Patryka P. w opuszczonym domku w Pychowicach. Część z nich miała czynnie brać udział w pobiciu, skrępowaniu i torturowaniu mężczyzny (złamanie nogi, odcinanie małżowiny usznej i nacinanie palców, grożenie bronią). Prokuratura twierdzi, że w zamian za wydanie rodzinie Patryka P. żądali 150 tys. złotych. Więcej w tekście: Strzelanina, narkotyki, drogie samochody

Przeważnie niepoważne

Ta część procesu rozpoczęła się od przesłuchania jednego ze znajomych oskarżonego – Michała B. Mężczyźni znają się od 20 lat, jednak według słów świadka, ostatnio nie utrzymywali bliższych kontaktów. – Wiem, że Michał ma jakąś firmę. Nic mi nie wiadomo na temat tego, żeby zajmował się narkotykami czy kibicował jakiemuś klubowi – stwierdził.

Świadek dodał, że został zatrzymany razem z Michałem B., a po 24. godzinach zwolniony. – Byłem tam na piwie i zostałem na noc. Przebudzenie było mało sympatyczne – zauważył.

– Dlaczego nie było zażalenia za zatrzymanie? Dajemy 1,5 tys. złotych – zapytała sędzia.

– Nie trzeba… – odpowiedział świadek.

Zarówno prawnicy oskarżonych, prokurator, jak i sędzia uznali, że nic więcej od mężczyzny nie chcą.

„Nie pamiętam”

Mariusz T. jest blisko 50-letnim taksówkarzem. Śledczy ustalili, że był właścicielem Audi S7 – samochodu, który w noc porwania Patryka P., oskarżeni mieli ukraść z jego garażu (według ich słów przeparkowali go tylko i wyrzucili kluczyki). To, dlaczego auto było w garażu poszkodowanego, a nie właściciela, próbował ustalić sąd. Nie było to proste zadanie.

Świadek zeznał, że zna Patryka P. od dziecka i ma do niego 100% zaufanie. A wszystko przez dobre stosunki z jego ojcem. Mężczyzna jednak nie był w stanie wskazać, jak często spotykał się z 29-letnim Patrykiem.

Jak tłumaczył, audi znalazło się w garażu jego młodszego kolegi, ponieważ wcześniej zostało uszkodzone w kolizji. Najpierw miało zostać zawiezione lawetą do warsztatu, a stamtąd zabrane do innego zakładu, który znał Patryk P. Świadek nie był w stanie powiedzieć, kiedy, gdzie, jak i dlaczego samochód znalazł się w miejscu, gdzie został znaleziony. Wszystkim zajmować się miał Patryk P., z którym zresztą razem kupili wóz.

To niejedyna rzecz, której 50-latek nie wiedział lub zasłaniał się niepamięcią. Robił to tak często, iż sąd kilkukrotnie groził użyciem kar – grzywny bądź natychmiastowego aresztu. Mariusz T. nie pamiętał, ile zapłacił za samochód (wart ok. 350 tys. złotych), kiedy konkretnie go kupił, sprzecznie z zeznaniami sprzed roku stwierdził też, że w czasie kolizji nie było go w aucie.

Problemy pojawiły się również w trakcie przepytywania świadka przez jednego z oskarżonych o detale samochodu: kolor tapicerki, umiejscowienie stacyjki, kolor klatki wzmacniającej wnętrze. Wszystkie te działania najpewniej doprowadzą do uznania zeznań świadka za niewiarygodne i jemu samemu mogą narobić kłopotów, gdyż sędzia kilka razy sugerowała, by oskarżeni – jeśli mają taką wiedzę – złożyli zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa odpowiednim służbom.

Wracając do kwestii samochodu. Mariusz T. dał się podejść oskarżonym, którzy później stwierdzili, że znają ten samochód, ponieważ Patryk P. przyjechał nim i pokazywał kolegom. Według słów Mariusza G. tapicerka była biała, a nie jasnobrązowa, jak powiedział świadek, a stacyjka znajduje się w okolicach skrzyni biegów. – Pozwoliłem sobie też na blef związany z pytaniem o kolor klatki wzmacniającej. W tym samochodzie oczywiście jej nie ma – powiedział G. Mariusz T. natomiast stwierdził, że była, ale nie potrafił podać jej koloru…

Jeden z obrońców zaapelował do świadka, aby ten „się ogarnął”. – Pan prokurator sobie pewnie myśli, czy oskarżyć pana teraz, czy dopiero później. Ratuj się pan i odpowiedz konkretnie na pytanie: czyj był ten samochód? Mariusz T. odpowiedział, że jego i o tym świadczą dokumenty, jakie posiada.

Skąd w ogóle takie zainteresowanie tym tematem? Na pierwszej rozprawie Mariusz Z. odniósł się do kwestii wartości „skradzionego” samochodu. – Nie był wart 250 tys. złotych, bo był potłuczony. Patryk P. zajmował się dzwonami, czyli stłuczkami na wymuszenie – wyjaśniał.