Sztuka, która powstaje z bólu duszy [ROZMOWA]

Małgorzata Bundzewicz: Jeśli robisz to co kochasz i potrafisz, daje ci to pewną siłę. fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

„Często osoby po przeżytym kryzysie psychicznym są zagubione, wycofane, odczuwają smutek, nie wierzą w siebie, w swoje możliwości, też twórcze, a tym razem mają do rozwiązania inny, nowy problem. Artystyczny. Uważam, że talent – mimo choroby – nie choruje”. O arteterapii rozmawiamy z malarką i arteterapeutką Małgorzatą Bundzewicz.

Natalia Grygny, LoveKraków.pl: Choroba psychiczna potrafi przewrócić świat do góry nogami – do tego odwróconego porządku nawiązuje tytuł wystawy w Pałacu Sztuki. Teraz dużo się mówi o przełożeniu swojego bólu i traumy na sztukę. I tak powstają nieraz piosenki, obrazy, dzieła literackie…

Małgorzata Bundzewicz, malarka, arteterapeutka, założycielka Art Studio Miodowa i Galerii Miodowa: Sztuka powstaje w samotności. Niepewność, wątpliwości, liczne pytania – sama jestem malarką i za każdym razem, gdy staję przed płótnem, mam do rozwiązania inny problem. Wspomniany przez panią projekt „Świat do góry nogami. Bosch rozmawia z Brueglem” był przygotowywany przez dwa lata w Art Studio Miodowa, działającego przy Stowarzyszeniu na Rzecz Rozwoju Psychiatrii i Opieki Środowiskowej. Wystawa jest kontynuacją naszych dotychczasowych działań. Do tej pory łączyłam często prace artystów z Art Studio Miodowa i przyjaciół-artystów. Osoby po kryzysach psychicznych otrzymały płótna o wymiarach 30x40 cm i interpretowały poszczególne, interesujące dla nich fragmenty obrazów dwóch niderlandzkich malarzy: Hieronima Boscha „Ogród rozkoszy ziemskich” i Pitera Bruegla „Przysłowia Niderlandzkie, czyli Świat do góry nogami, nic nie dzieje się jak powinno”. Ja później połączyłam je razem z przyjaciółmi w całość i powstał duży obraz.

Sztuka ratunkiem dla ludzkiej psychiki? Co pani o tym sądzi jako arteterapeutka?

Na przestrzeni wieków można zauważyć, że wrażliwość artysty często prowadzi do różnego rodzaju zwątpień, a często też kryzysów psychicznych. Zwłaszcza jeśli jest kryzys zbyt poważny i gdy nagle życie się od nich odwraca. To powoduje smutek, a często i depresję. Przez ostatnie 30 lat przez moją pracownię przewinęło się wiele osób. Wśród nich są osoby, które z kryzysem zmagały się po raz pierwszy, ale i takie, które skończyły studia artystyczne, a kryzys psychiczny spowodował osłabienie ich twórczych możliwości. Zajęcia z arteterapii to jedna z dróg na powrót do normalności. Daję tym osobom nową przestrzeń do rozwiązania, tą przestrzenią jest artystyczna kreatywność.

Nową przestrzeń, czyli jaką?

Często osoby po przeżytym kryzysie psychicznym są zagubione, wycofane, odczuwają smutek, nie wierzą w siebie, w swoje możliwości, też twórcze, a tym razem mają do rozwiązania inny, nowy problem. Artystyczny. Uważam, że talent – mimo choroby – nie choruje. Trzeba tylko doprowadzić do tego, żeby mogli ten swój talent odnowić, zaprzyjaźnić się z powrotem ze sztuką. Sama jestem artystką i czułabym się źle, gdyby nowa przestrzeń odbierała komuś wolność. Zdaję sobie sprawę, że zajęcia trzeba dostosowywać do różnych stanów osoby, która przyjęła zaproszenie do uczestnictwa w zajęciach z arteterapii w Art Studio Miodowa. Staram się traktować ich jako artystów mających dobry albo zły dzień. Gdy pracuje się z osobami po przebytym kryzysie psychicznym, to ich związek z arteterapeutą jest mocny, poszukują wsparcia. Należy więc pamiętać, żeby pewnej granicy nie przekroczyć i zachować pewien dystans. Czasami trzeba dać od siebie tym osobom odpocząć. Wszystko musi być prowadzone w odpowiednim rytmie. Korekty muszą być prowadzone w bardzo delikatny sposób – nie narzucać, a wspomagać.

Arteterapia pomaga zatem zilustrować ten chaos, uporać się z samym sobą, inaczej spojrzeć na swoje problemy?

Zajęcia z arteterapii prowadzone są w grupie malujących osób. Ich uczestnicy poznają się nawzajem, dużo rozmawiamy, uczymy się, czytamy, oglądamy filmy. Kreatywność często okupiona jest zaburzeniami psychicznymi. Związek między sztuką a osobami doświadczającymi kryzysu psychicznego istnieje od dawna. Bo sztuka przez cały czas się zmienia i zawsze były jakieś symptomy nadwrażliwości. Badając pod kątem zaburzeń psychicznych biografie tak słynnych artystów jak między innymi: Franz Kafka, Vincent  van Gogh, Wolfgang Amadeusz Mozart, Ludwig van Beethoven, Soren Kierkegaard, Gerard  de  Nerval czy  Michał  Anioł, można zauważyć, że wszyscy ci wrażliwi artyści mieli głębokie, często bolesne i skomplikowane związki emocjonalne z innymi ludźmi i otaczającym ich światem. Kiedy twórcy przechodzili kryzys i zaczynali tworzyć, to tworzenie prawdopodobnie dawało im wsparcie, wzmacniało. Sztuka i tworzenie to część życia. Czasami jesteśmy w stanie zinterpretować problem, gdy spoglądamy na twarz, a co dopiero wytwór artystyczny tej osoby!

Jednak podczas pani zajęć prace nie są poddawane analizie.

Tak, ponieważ prowadzę zajęcia trochę tak jak są one prowadzone na uczelniach artystycznych. Dobre materiały, dobre narzędzia. Staram się uczyć te osoby, otwierać im okno na świat i pomóc odnaleźć sens tworzenia. Być może te rysunki czy prace, później analizowane przez psychologów – być może te powstające u nas również – ale ja staram się głównie nakłonić te osoby do tego, aby odnalazły swoją nową przestrzeń, przestrzeń artystyczną.

Wspomniała pani, że za każdym razem, gdy staje przed płótnem, ma do rozwiązania inny problem.

Sztuka powstaje w samotności. Nieraz pojawiają się różnego rodzaju niepewności, wątpliwości, pytania. Uwielbiam malować, daje mi to ogromną radość i mam nadzieję, że innym twórcom również. I jak już tak rozmawiamy o tych „artystycznych dylematach”… Ostatnio zaczytuję się w książce Angeliki Kuźniak „Olga Boznańska. Non finito”. Okazuje się, że ta wielka artystka niewątpliwie miała różnego rodzaju zaburzenia osobowości. Problemy psychiczne, życiowe pokiereszowanie, problem z bliskością – całe życie była sama, a swoją miłość przełożyła na zwierzęta i sztukę. W wieku 70 lat mieszkała w swoim paryskim mieszkaniu, miała lęki związane z wychodzeniem na zewnątrz, malowała przy blasku świec. Autorka książki o Boznańskiej pisze, że artystka czuła się dopiero wtedy dobrze, kiedy stawała przed sztalugami. To tworzenie dawało jej pewność i uspokojenie, wzmacniało ją.

W końcu to jedna z najwybitniejszych malarek epoki. Jej dzieła intrygowały i intrygują do dziś.

Tak i malując, rozwiązywała swoje problemy. Myślę, że tak mają wszyscy artyści – zarówno bardziej, jak i mniej znani. Jeśli robisz to, co kochasz i potrafisz, daje ci to pewną siłę.

Nie wiem, czy tutaj to dobry przykład, ale słyszała pani o tym, jak z kryzysem psychicznym radzi sobie piosenkarka Britney Spears? Niegdyś „księżniczka popu”, teraz po wielu kryzysach psychicznych zaczęła malować proste obrazy. Chce je wystawić francuska galeria sztuki. Owszem, kwestie finansowe mają tu istotne znaczenie, ale chyba faktycznie coś jest w tym „rozwiązywaniu problemów przy płótnie”.

Obrazów Spears akurat nie widziałam, ale wiem, że piosenkarka zmagała się z wieloma zaburzeniami osobowości. Premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill też malował obrazy, żeby uspokoić swoje myśli. Pamiętam, jak kiedyś psychiatra i animator ruchu arteterapii w Polsce, prof. Andrzej Kowal [dyrektor Szpitala Psychiatrycznego im. dr J. Babińskiego w Krakowie w latach 1991–2003 – przyp. red.] chciał znaleźć w pracach pacjentów z Art Studio Miodowa obrazy naznaczone chorobą, kiedy przygotowywał dużą wystawę malujących artystów z rozpoznaniem choroby psychicznej.

I udało się to profesorowi?

Szukał obrazów, w których pojawiłby się jakiś dymek z napisem w stylu „diabeł mnie odwiedził”. Powiedziałam profesorowi, że nie mam takich obrazów, bo kiedy osoby po kryzysach zaczynają tworzyć, staram się ich uwolnić od ciemnych myśli i natręctw, mechanicznego zamalowywania obrazów. Za każdym razem uczestnicy zajęć mają podany pewien temat, bo depresja, schizofrenia, borderline czy choroba afektywna dwubiegunowa potrzebują konstrukcji. Każdy projekt staram się doprowadzić do szczęśliwego finału – wernisażu.

Dzięki temu twórcy czują się ważni i przede wszystkim docenieni. W końcu ich prace są prezentowane w Pałacu Sztuki na placu Szczepańskim.

Szczęśliwy finał w postaci wystawy jest bardzo ważny dla osób chorujących psychicznie. Zobaczyć swoje prace i siebie w takim znakomitym miejscu, jakim jest Pałac Sztuki, w samym sercu Krakowa, to niezwykłe wydarzenie. Na ostatnim wernisażu były tłumy – nie tylko pacjentów. Ich rodziny i przyjaciele mogli zobaczyć artystów z Art Studio Miodowa w zupełnie innym świetle. W prestiżowej galerii, w towarzystwie innych znakomitych artystów. Nie chodzi o to, żeby izolować osoby, które doświadczyły różnego rodzaju kryzysów, ale włączać je we wspólne działania. To się udało i jestem bardzo zadowolona. Wystawa „Bosch rozmawia z Brueglem” była już dziesiątą wystawą w Pałacu Sztuki, których byłam również kuratorem i pomysłodawcą, i zawsze zapraszałam artystów-przyjaciół, moich bliskich znajomych – krakowskich i zagranicznych, z Norwegii, z Niemiec, ze Stanów Zjednoczonych, którzy mnie w tym projekcie z radością wspierali i wspierają. Bardzo dziękujemy Prezesowi TPSP, Panu Zbigniewowi Witkowi za możliwość pokazania tego nowego projektu.

Jedną z ważniejszych inicjatyw, w które się pani zaangażowała, był projekt „Schizofrenia – otwórzcie drzwi”. Działa Pani aktywnie przeciwko wykluczeniu osób chorujących na schizofrenię.

Dla chorej na schizofrenię osoby stygmatyzacja jest prawdziwym nieszczęściem. Dla niej i jej rodziny, jej przyjaciół. Inicjatywa, o której mówimy, miała miejsce kilka lat temu. Wówczas organizowaliśmy w Krakowie różne spotkania dla mieszkańców, robiliśmy wystawy w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa, pokazy na Rynku i na ulicy Brackiej i Gołębiej, żeby pokazać społeczeństwu, że jest to choroba, którą się leczy poprzez społeczne wsparcie. Teraz tendencje się zmieniają – mniej tabletek, więcej rozmów i spotkań, przyswajania, więcej obecności i wspierania, wydaje mi się, że otworzył się nowy sposób patrzenia na kryzys psychiczny różnego pochodzenia. Prof. Andrzej Cechnicki, twórca Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Psychiatrii i Opieki Środowiskowej bardzo dba, aby o tej schizofrenii mówić dużo. Robi wykłady, na które zaprasza osoby cierpiące na tę chorobę, aby o niej opowiedziały. Zmagania z tą chorobą są bohaterskie. Okrutne jest to, że nieraz społeczeństwo i rodzina odcina się od takich osób. Na szczęście w naszym stowarzyszeniu jest kilka bardzo mądrych rozwiązań, które pomagają przez te chorobę przejść. Powstał pensjonat U Pana Cogito, w którym pracują osoby po kryzysach psychicznych, jest Teatr Psyche, w którym grają artyści-pacjenci i wystawiają swoje spektakle w renomowanych miejscach, jest Galeria Miodowa, w której pokazałam prace wielu artystów – odbyło się przeszło 50 wernisaży – jest Teatr Masek. Według mnie to bardzo humanitarny sposób podejścia do tej choroby i przykład, że należy te osoby wciągać i wspierać, a nie oddzielać czy wykluczać.

Czyli przede wszystkim: wyjść z domu. Jednak dla osoby cierpiącej psychicznie może to nie być takie proste.

Tak, ale to już pierwszy krok. Choroba potrafi skutecznie zatrzymać człowieka w czterech ścianach, pojawiają się lęki i myśli: wszyscy na mnie patrzą, źle wyglądam. Może zabrzmi to banalnie, ale obserwuję, że osoby przychodzące na zajęcia zaczynają coraz ładniej wyglądać, lepiej się czują w gronie bliskich sobie osób, zaprzyjaźniają się, rozmawiają ze sobą, piją wspólną kawę. Jesteśmy sobie nawzajem potrzebni, bo ja też uwielbiam te nasze wtorkowo-czwartkowe spotkania.

Kiedy myślimy o chorobach psychicznych, to możliwe, że wielu osobom na myśl przychodzą ciemne, ponure barwy. Więc zapytam panią jako malarkę i arteterapeutkę: jaki kolor ma schizofrenia?

Na pewno nie czarny! Plakat mojego autorstwa w ramach akcji „Schizofrenia – otwórzcie drzwi” był niebieski. Żadna z chorób psychicznych nie ma czarnego koloru, każdy z nas nadaje jej barwę. Czerni używają też zdrowi artyści, więc nie ma reguły. Choćby czarny kwadrat Malewicza. W arteterapii niczego nie można sobie wyobrazić do końca. Wszystko jest szare, białe, niebieskie, zielone, niekoniecznie czarne – wszystkie kolory tęczy.

Zapewne podczas zajęć odkrywa pani coś nowego i intrygującego w pracach powstających w galerii przy Miodowej. Ale czego dzięki swoim działaniom dowiaduje się pani o sobie?

Czuję się potrzebna. Każdy człowiek chce czuć się potrzebny, szczególnie jeśli dana aktywność zajmuje dużo czasu. Cieszę się, że mogę prowadzić zajęcia w Art Studio Miodowa, spotykać tych niezwykłych, wrażliwych ludzi. Rozmawiamy o wszystkim, najmniej o chorobie. W końcu każdy z nas boryka się na co dzień z życiem, silnym wiatrem, złą pogodą, szybko zapadającą ciemnością i brakiem słońca. Ta praca daje mi również wsparcie. To, że czuję się im potrzebna, dodaje mi siły. W tym nie ma egzaltacji, jakiegoś podtekstu. Tu wszystko dzieje się otwarcie: razem przebywamy, tworzymy, wystawiamy.

Trudne momenty?

Sporo ich było i będzie. Wbrew pozorom to jednak specyficzna praca. Każdą osobę trzeba traktować indywidualnie, ale też dawać dużą przestrzeń wolności i zrozumienia, przyjaźni. A też pojawia się istotny problem, jak reaguje otoczenie na to, co robimy? Nie zawsze jest to przyjemne, niestety!

Bywają lepsze i gorsze dni. Zdarzały się sytuacje, gdy malujący uczestnicy tych zajęć byli w jakimś niedobrym kryzysie czy niebezpiecznej psychozie. Ale myślę, że ważnym dla mnie przesłaniem jest, aby te zajęcia były prowadzone profesjonalnie, z sercem, ale i co bardzo istotne, zajmowały ważne miejsce w przestrzeni terapii.

A kto panią wprowadzał w świat arteterapii?

W ten świat wprowadzali mnie przyjaciele: psycholog i moja przyjaciółka od dzieciństwa, Ania Bielańska, z którą razem studiowaliśmy prawo i już w trakcie studiów widziałyśmy się w innej przestrzeni; Ania – psychologicznej, a ja artystycznej. Wśród tych osób byli też psychiatrzy, m.in. wspomniany już profesor Andrzej Cechnicki, profesor Jerzy Zadęcki, z którym pierwsze rozmowy o arteterapii przeprowadziłam jeszcze podczas pobytu w Stanach. Dużo czytałam i czytam, trochę o tym pisałam, napisałam esej pt. „Artyści – strażnicy wyobraźni”, który był publikowany w wydawnictwie psychiatrycznym, brałam udział w konferencjach, ostatnio w międzynarodowej konferencji o Muzeoterapii w Kielcach, podczas której opowiadałam o projekcie „Bosch rozmawia z Brueglem”, i zauważyłam, że wielu obecnych tam terapeutów zobaczyło możliwość pracy z pacjentami w nowej „odsłonie”.

Autorytet?

Ważna dla mnie jest niewątpliwie postać Profesora Antoniego Kępińskiego, psychiatry, humanisty i filozofa, który swoje losy związał z kliniką psychiatrii Akademii Medycznej w Krakowie. Pisał i mówił o otwartym i bliskim prowadzeniu dialogów z pacjentami, o poszukiwaniu istotnego sensu życia ludzkiego. „Schizofrenia”, „Melancholia”, „Poznanie chorego” – to bardzo istotne publikacje Profesora.

Jest nawet taka anegdota: jeden z pacjentów kliniki powiedział, że jest taka piękna pogoda, a on jeszcze Krakowa nie widział. Podobno prof. Kępiński zdjął swój biały fartuch, założył płaszcz i odpowiedział: nie widział pan? To idziemy!