W środę dzień solidarności z głodującymi lekarzami [Rozmowa]

fot. OZZL

Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy zapowiedział na środę 25 października dzień solidarności małopolskich lekarzy z głodującymi kolegami. Część medyków zapowiedziało, że nie pojawi się w pracy. O proteście lekarzy rozmawiamy z dr. Piotrem Watołą, przewodniczącym Zarządu Małopolskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.

Jakub Kusy: Panie doktorze na jutro OZZL zapowiedział „Dzień bez lekarza” Wiadomo, ilu z lekarzy nie pojawi się w placówkach medycznych?

Piotr Watoła: Zjazd OZZL ogłosił dzień solidarności z głodującymi od wielu dni lekarzami. Jaką formę wsparcia wybierze lekarz i czy w ogóle poprze strajkujących, zależy tylko i wyłącznie od jego sumienia. W mediach wielokrotnie zaczęły pojawiać się zarzuty, że strajkują tylko młodzi lekarze, wąska grupa, ale tak nie jest, włączają się wszystkie zawody medyczne. W związku z powyższym ustaliliśmy, że środa będzie takim dniem poparcia. Jakie ono będzie, nie wiem. Każdy lekarz zadecyduje we własnym sumieniu. Nie wierzę, że jakiś lekarz wprost stwierdzi, że należy narażać zdrowie czy życie pacjenta na jakiś uszczerbek. Wierzę, że zgodnie ze swoim sumieniem każdy lekarz, każdy pracownik medyczny postąpi uczciwie i godnie. Solidaryzuję się z Izbą Lekarską, jestem przeciwko upolitycznianiu protestu, uważam, że należy pokazać solidarność z lekarzami i innymi grupami z naszego środowiska, które strajkują.

Przypomnijmy, wbrew pojawiającym się w mediach publicznych opiniom, strajkującym rezydentom nie chodzi o pensje dla nich, a o zwiększenie nakładów na służbę zdrowia do poziomu 6,8 proc. PKB.

Ja jako pacjent – bardziej niż jako lekarz – jestem zainteresowany tym, żeby te nakłady wzrosły. W mojej chorobie są dwa leki, które są refundowane w Czechach, na Słowacji i wszędzie w Europie, tylko nie w Polsce. Więc ja tu ubijam swój interes, ponieważ chcę, żeby wzrosły nakłady; i w mojej, i innych pacjentów chorobie leki były refundowane.

Czy do protestu głodowego powinny dołączać kolejne placówki?

Uważam, że nie powinny. Dobrze, by było jedno miejsce. Narażanie młodych ludzi nie ma sensu. To jest bardzo duży wysiłek dla tych organizmów – spadek glikemii, mamy do czynienia ze wzrostem ciśnienia krwi – wiele osób w Warszawie zostało już zdyskwalifikowanych, u niektórych pojawiło się nadciśnienie rzędu 240/140, co jest bezpośrednim zagrożeniem życia, więc mówienie, że każdemu przyda się trochę diety, jest absolutnie niestosowne i niegodne. Tak jak mówienie, że marszałek senatu zarabia mniej niż ordynator. Ordynator w szpitalu w Oświęcimiu ma zasadniczą pensję rzędu 5500 złotych, tak więc, uczciwie mówiąc, wydaje się, że marszałek Karczewski po prostu zwyczajnie w tej wypowiedzi kłamał.

Czy głodówka odbywa się rotacyjnie? Jeżeli pogarsza się stan zdrowia głodujących, to w ich miejsce dochodzą inni?

Na razie w Krakowie mamy grupę pierwotną, ale oczywiście tak jest. Oni są badani dwa razy dziennie przez starszych kolegów, wielokrotnie też przez profesorów Collegium Medicum. W tej chwili opiekuje się nimi profesor Mikołaj Spodaryk (wybitny pediatra, kierownik Oddziału Leczenia Żywieniowego szpitala w Prokocimiu, przyp. JK) i jeżeli on zdyskwalifikuje taką osobę, uznając, że dalsze głodowanie zagraża jej życiu, to taka osoba musi opuścić głodówkę i nie może nigdy powrócić już do tego protestu, bo to zagrażałoby jej życiu.

Władze zapowiadają, że są gotowe spełnić postulat głodujących, ale dopiero w 2025 roku.

W tej chwili powstała inicjatywa obywatelska, pracująca nad alternatywnym projektem ustawy o wzroście nakładów na opiekę zdrowotną, to zostało wczoraj ogłoszone, wiem, że planowane są inne, także ostrzejsze kroki. Natomiast wydaje mi się, że niedorzecznością jest planowanie czegoś na 2025 rok, bo chociażby w mojej chorobie, jeżeli ja mam czekać jeszcze osiem lat na leki, to ja tego nie doczekam. W związku z tym można przeliczyć wprost, ile osób umrze z powodu tego odwlekania, z powodu braku terapii w nowotworach piersi, nowotworach prostaty, chorobach hematologicznych. To nie jest uczciwe stawianie sprawy. Trzeba powiedzieć wprost – tu nie chodzi tylko o wzrost nakładów, a o życie tysięcy, tysięcy Polaków. Popatrzmy na to tak. Nie pytajmy, czy jesteś gotowy na podniesienie podatków, tylko czy jesteś gotów na podniesienie podatków, aby móc się leczyć na choroby nowotworowe, a nie zwykłą grypę.

Istnieje realna szansa, że ów projekt trafi do sejmowej zamrażarki… Jak wtedy będzie wyglądał protest?

Jeżeli stanie się tak, jak pan powiedział, oczywiście jest to możliwe. Ale jeżeli podpiszą się pod tym setki tysięcy Polaków, to będzie po raz kolejny ignorowanie ich woli. A przecież rządzący zapowiedzieli, że wsłuchamy się w głosy Polaków.

Ale mieliśmy reformę oświaty i jakoś rząd nie posłuchał suwerena…

Nie posłuchał suwerena. Ale trzeba mieć świadomość, że ci młodzi ludzie głodując, głodują dla mnie, dla pana, dla każdego z Polaków, aby jak trafi do szpitala, mógł być leczony zgodnie z tym, co dzisiaj lekarze wiedzą na świecie – tak samo jak w Czechach, na Słowacji w Rumunii, tu nie chodzi już o metody ze Stanów Zjednoczonych.

Zaskakuje duża solidarność środowiska medycznego. Protesty wspierają i władze szpitalne, i władze uczelni medycznych czy Izby Lekarskie, widać poważną konsolidację.

Wydaje mi się, że jest bardzo mocna konsolidacja środowiska medycznego, a to rodzi nadzieję. I ten lęk o to, co stanie się jutro, wynika z tego, że zauważono, że to środowisko wokół tych młodych ludzi i ich postulatów wyjątkowo mocno się zjednoczyło i jest zdeterminowane. Proszę zwrócić uwagę, że to właśnie dyrektorzy, ordynatorzy, osoby, które zarządzają szpitalami, najlepiej zdają sobie sprawę z niedoborów. Z czego muszą rezygnować, aby móc leczyć pacjentów, czego nie mogą leczyć, a na co ich nie stać, a co mogliby zrobić za te 6,8 proc. PKB, jak mogliby zmniejszyć kolejki do lekarzy, dlatego nie dziwi mnie taka solidarność.

Młodzi lekarze skarżą się, na to, że są obciążani ponad miarę, mówi się o notorycznym łamaniu kodeksu pracy i wprost wyzysku. Ostatnio Minister Konstanty Radziwiłł zaproponował, by wynagrodzeniem dla rezydentów było stypendium, które w razie wyjazdu za granicę musieliby zwracać.

Mówienie, że można płacę za rezydenturę zastąpić jakimś stypendium, jest absolutnie niedorzecznością. Rezydent to jest lekarz, który nas leczy, operuje, konsultuje, który prowadzi zajęcia ze studentami. W dużych szpitalach wojewódzkich, w szpitalach klinicznych, to podstawowa część kadry medycznej i pracowników, to na nich stoją szpitale uniwersyteckie. Gdyby oni dzisiaj zrezygnowali ze współpracy, to te szpitale przestaną funkcjonować. Jest tam tak mało kadry, że nie byłyby w stanie pomagać pacjentom.

Doktorze, nie obawia się pan, że protest lekarzy ściągnie na środowisko zakrojoną na szeroką skalę kampanię dezinformacyjną, analogiczną do wytoczonej przeciwko sędziom, w której środowisko medyczne będzie przedstawiane jako skorumpowane, opieszałe, nieczułe? Pobrzmiewają też echa wypowiedzi ministra Ziobry z 2007 roku.

Na pewno widział pan kampanię przeciwko Kasi Pikulskiej, a tak naprawdę jest to lekarz, który jeździ na misje i pomaga z narażeniem swojego zdrowia innym osobom. W związku z powyższym jest to obrzydliwe. Z tego, co wiem, autor tego materiału został zawieszony, ale informacja poszła w świat… Tu myślę, że nakłada się kilka rzeczy. Pierwsza to jest to, że żaden lekarz w Polsce nie powinien się obawiać, bo jest ich tak mało, że bez problemu znajdą pracę, jak nie tu, to za granicą. Drugą rzeczą jest to, że każdy rozumny rządzący zdaje sobie sprawę, że zohydzanie, obrzydzanie zawodu lekarza doprowadzi do znacznego zwiększenia kosztów leczenia, niezadowolenia społecznego, bo wytworzymy taką sytuację, że pacjent, który trafi do lekarza, będzie bał się zażyć leki, które on przepisał, będzie bał się skorzystać z jego porady, będzie się domagał konsultacji, bo będzie wierzył, że trafił na złodzieja, bandytę i łapownika. Kolejna rzecz jest taka, że trzeba się przyjrzeć, czy to jednak nie rządzący nie powinni się przypadkiem obawiać ujawnienia przez środowisko stanu służby zdrowia. Przykład – szpital w Proszowicach, gdzie od 4 miesięcy na oddziale pediatrii dwóch lekarzy dyżuruje na zmianę. Czy to nie zagraża zdrowiu i życiu pacjentów? Czy nie jest to większym zagrożeniem niż przyjazd kilku lekarzy do Krakowa? Czy nie warto by było tym zainteresować wojewodę i inne władze, że lekarze dyżurują ciągiem przez 72- i więcej godzin, że na niektórych oddziałach zatrudnieni są fikcyjnie lekarze, tylko po to, żeby utrzymać oddział? A dyrekcja nie robi nic w tym kierunku, żeby przyjąć nowych lekarzy, mimo że oni się zgłaszają. Mówi wprost, że oni chcieli zbyt dużo, musielibyśmy podnieść pensje innym lekarzom, w związku z tym od kilku lat tolerujemy sytuację, w której notorycznie łamane jest prawo pracy.

Czy minister Radziwiłł powinien ustąpić ze stanowiska? Pani premier Szydło zapowiedziała zmiany w rządzie.

Wielu ministrów zdrowia nie sprawdzało się. Natomiast jeśli chodzi o ministra Konstantego Radziwiłła, którego mam przyjemność znać osobiście z działalności w Izbie Lekarskiej, ale i protestów, bo zawsze dzielnie wspierał wszystkie protesty medyczne. Uważam, że tak, powinien absolutnie odejść. Powodem jest to, że przez wiele, wiele lat głosił poglądy odmienne od tych, które głosi teraz. Na podstawie tych poglądów był wybierany m. in. szefem Naczelnej Izby Lekarskiej, a jak się dzisiaj okazuje, były to tylko pozory, więc człowiek, który potrafi tak ładnie kłamać, w mojej ocenie nie powinien piastować funkcji ministra.