Zielone odpady powinny być spalane? U nas robi się z nich nawóz

fot. mpo.krakow.pl

Jak przekonuje dr Janusz Mikuła, zbierane po koszeniu resztki traw i liście powinny być spalane, ponieważ mają w sobie mnóstwo zanieczyszczeń pochodzących z powietrza i gleby. Tymczasem trafiają one do kompostowni. MPO uspakaja, że produkowana ziemia nie jest zanieczyszczona. Kto ma rację?

Prof. dr hab. Stanisław Gawroński z Wydziału Ogrodnictwa i Architektury Krajobrazu SGGW w Warszawie w artykule dotyczącym fitoremediacji pokazuje, które m. in. rośliny nadają się do oczyszczania skażonej gleby. Profesor Gawroński zauważa również, że dane gatunki idealnie nadają się do redukowania emisji zanieczyszczeń pochodzących z komunikacji.

W artykule pojawia się także zalecenie, co robić z biomasą, która zaabsorbowała zanieczyszczenia pochodzące z powietrza, wody i gleb. Profesor pisze o spalaniu w profesjonalnych piecach. To samo zaleca dr Mikuła z Politechniki Krakowskiej.

Tymczasem w Krakowie…

Tylko w 2016 roku MPO odebrało od mieszkańców Krakowa 22,6 tys. ton odpadów zielonych (o 3 tys. ton więcej niż rok temu). Do tego dochodzą gałęzie, liście i trawa z miejskich terenów. Zarząd Zieleni Miejskiej dorzucił do tego 8 tys. ton. Co się z nimi później dzieje?

Odpady zielone z całego Krakowa lądują w kompostowni, a konkretniej w „modułowej kompostowni odpadów Barycz”, która działa od 2005 roku.
Jak tłumaczy Piotr Odorczuk, rzecznik MPO, kontenery to zamknięte reaktory z aktywnym napowietrzaniem. Posiadają biofiltry oraz zabezpieczenia, dzięki którym nieoczyszczone powietrze nie dostanie się do atmosfery.

Sam proces kompostowania jest podzielony na kilka etapów. Najpierw odpady są suszone w temperaturze 50-70 stopni Celsjusza, następnie siekane. Później są poddawane procesowi tlenowego kompostowania. Ostatni etap to dojrzewanie na świeżym powietrzu przez ok. 6-8 tygodni. Ostatecznie z biomasy powstaje np. nawóz organiczny, który jest sprzedawany pod nazwą „Kompost na rabaty”. Został on dopuszczony do sprzedaży przez ministra rolnictwa. – Nie ma w nim substancji szkodliwych. Rocznie produkujemy 9-10 tys. ton – informuje Odorczuk.