„Beksiński nie miał szczęścia do Krakowa” [Rozmowa]

W pierwszy weekend paździenika zostanie oficjalnie otwarta Galeria Beksińskiego fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Już niebawem sztuka Zdzisława Beksińskiego na stałe zagości w Nowohuckim Centrum Kultury. O tym, dlaczego uchodzi ona za kontrowersyjną i jak dzieła artysty ostatecznie trafiły do Krakowa, opowiada Joanna Gościej-Lewińska, kierownik Galerii CENTRUM w Nowohuckim Centrum Kultury.

Natalia Grygny, LoveKraków.pl: Sztuka Beksińskiego uchodzi za kontrowersyjną. Można powiedzieć, że nikogo nie pozostawia obojętnym.

Joanna Gościej-Lewińska, kierownik Galerii CENTRUM w Nowohuckim Centrum Kultury: Nie wiem, czy rzeczywiście „nikogo” nie pozostawia obojętnym. Takiego sukcesu nie osiągnął dotąd chyba nikt w dziejach sztuki... Ale mówiąc serio: faktem jest, że twórczość Zdzisława Beksińskiego przebiła się do bardzo szerokiego kręgu odbiorców. Można wręcz zaryzykować twierdzenie, że pod tym względem nie może się z nim równać żaden inny współczesny polski artysta malarz, choć nie brakowało i nie brakuje wśród nich naprawdę wybitnych postaci. Już choćby z tego powodu sztuka Beksińskiego przyciąga uwagę, niejako zmusza do zajęcia stanowiska, opowiedzenia się za lub przeciw. Stąd tak wiele sporów, komentarzy, zarówno entuzjastycznych, jak i krytycznych. W takiej sytuacji nawet przemilczanie obecności Beksińskiego w polskiej sztuce, co się zdarza, staje się rodzajem manifestu.

Tak działa rozgłos. Trzeba jednak koniecznie podkreślić, że fenomen popularności Beksińskiego ma też inne, bardzo solidne podstawy. Jak sądzę, ludzie dostrzegają - i potrafią docenić - w jego obrazach autentyczne mistrzostwo warsztatowe, ową niebywałą biegłość operowania środkami malarskimi, jaką dysponowali w ciągu wieków tylko najwięksi. Sam Beksiński zresztą nie krył swojej fascynacji dziełami wielkich mistrzów i starał się do nich na różne sposoby nawiązywać. Rzecz jasna z samych umiejętności niewiele by wynikało, gdyby nie służyły one uruchomieniu czy raczej materializacji owych niebywałych wizji, jakie wyszły spod jego ręki i jakie od lat nas poruszają. Widz ma poczucie, że artysta dostrzegł i pokazał mu coś, co inni tylko przeczuwają... Ta nieokiełzana wyobraźnia, ów dar, jakim los obdarzył Beksińskiego, spowodował w pewnym momencie jego życia odejście od awangardy i poszukiwanie własnej drogi twórczej, zgodnej z własną intuicją. Niektórzy do dziś uważają, że zmarnował wtedy swój talent, ale większość raczej jest mu za to wdzięczna.

Do tej pory Kraków nie miał szczęścia do Beksińskiego?

Powiedziałabym raczej, że to Beksiński nie miał szczęścia do Krakowa. Przyjechał tutaj z Sanoka pod koniec lat czterdziestych ubiegłego wieku, żeby studiować architekturę. Interesowała go co prawda sztuka, zdał nawet celująco egzamin na ASP, ale uległ naciskom ojca, by zająć się czymś „praktycznym”. Wyobrażam sobie, że młody, niezwykle wrażliwy człowiek mógł potem z tego powodu mieć jakiś podświadomy uraz do miejsca, gdzie to się działo. Ale to tylko moje przypuszczenie, nie ma na to świadectw. W późniejszych latach bardziej niż z niechcianym zawodem Kraków musiał mu się kojarzyć ze sztuką awangardową, dominującą - mimo politycznie niesprzyjających okoliczności - w tutejszym środowisku artystycznym, w którym ton nadawały takie postaci, jak Tadeusz Kantor, Jonasz Stern czy Andrzej Wróblewski.

Trudno się dziwić, że Beksiński, gdy samodzielnie dochodził do uprawiania sztuki, był pod wpływem panującej tu atmosfery, co wiać najlepiej we wczesnych praca fotograficznych i rysunkach. Jego późniejsze zerwanie z awangardą, o czym wspomniałam wcześniej, musiało więc też być w jakim sensie zerwaniem z Krakowem. I vice versa, bo był przez tutejsze środowisko, choć z wyjątkami, przyjmowany potem dość chłodno. Inna sprawa, czy się tym w ogóle przejmował... Teraz jednak, za sprawą kolekcji państwa Dmochowskich z Paryża, Beksiński wraca do Krakowa, nie boję się stwierdzić - triumfalnie.

Jak do tego doszło?

To dość długa historia, opowiem najkrócej, jak się da. Piotr Dmochowski to prawnik, który w latach 70. ubiegłego wieku wyjechał do Francji. Tam zainteresował się sztuką, zaczął kupować różne dzieła, także polskich artystów, aż w latach 80. trafił na wystawę Zdzisława Beksińskiego. Zafascynowany jego twórczością, postanowił pokazać ją światu. Kupował obrazy, przygotowywał publikacje, urządził także autorską galerię w centrum Paryża, naprzeciwko Centre Pompidou, nie odnosząc jednak sukcesu. Bliska współpraca z artystą trwała do połowy lat 90. Wraz z żoną Anną, zgromadził w tym czasie wielką kolekcję dzieł Beksińskiego, nie tylko obrazów olejnych, ale także fotografii i rysunków.

Podstawową jej część umieścił w 2005 roku na stałej wystawie w Miejskiej Galerii Sztuki w Częstochowie. Kilka lat temu podjął starania, aby przenieść zbiór do Warszawy. Z różnych względów nic z tego nie wyszło, ale sprawa zrobiła się głośna w internecie. Utrzymywałam wtedy kontakty korespondencyjne z panem Dmochowskim, którego informowałam o wystawach w naszej galerii. Kiedy dyrektor NCK Zbigniew Grzyb dowiedział się, że jest taka sytuacja, zaproponował, żeby może ściągnąć kolekcję do Krakowie. Z czasem udało się Annę i Piotra Dmochowskich, początkowo nastawionych - powiedziałabym - dość ostrożnie do pomysłu, zaprosić do Nowej Huty, pokazać wnętrza i projekt przyszłej galerii. Udało się, mamy Beksińskiego w Krakowie.

Jakie dzieła zobaczymy w Nowohuckim Centrum Kultury? Czy będzie to wyłącznie okres fantastyczny?

W stałej ekspozycji znajdzie się 50 obrazów olejnych malowanych na płytach. W większości rzeczywiście pochodzą one z tak zwanego okresu fantastycznego w twórczości Beksińskiego, z lat 70. i początku 80. To te najbardziej znane i kojarzone z artystą - wizyjne, mroczne, niepokojące, bardzo przestrzenne, pełne nadrealnych istot, katedr... Ale są też prace późniejszego, utrzymane już w innej stylistyce, bardziej ascetyczne, płaskie, zbliżone do abstrakcji. Też bardzo piękne. To naprawdę, jeśli chodzi o Beksińskiego, dzieła najwyższej próby, nie gorsze od tych przekazanych przez samego artystę do muzeum w Sanoku.

Z okazji otwarcia galerii na początku października, pokażemy również zbiór dwustu fantastycznych, choć dla niektórych być może nieco szokujących, fotografii i rysunków. One również pokazują, jak totalnym artystą był Beksiński.

O wystawie sporo się mówi już od dawna. Zapewne w promocji pomoże film „Ostatnia rodzina”.

Ależ oczywiście. Choć nie planowaliśmy tego, tak się po prostu szczęśliwie poskładało. Tym bardziej, że film, którego jeszcze nie widziałam poza zwiastunami, podobno udał się znakomicie. Wiem to między innymi od samego Piotra Dmochowskiego, którego postać tam się pojawia. Z drugiej strony to jednak opowieść tragiczna - o cierpieniu, o niedostosowaniu, o trudnych relacjach międzyludzkich, o śmierci wreszcie. Sztuka jest tego tylko częścią. Więc teraz trudno mi powiedzieć, czy film pomoże w percepcji obrazów, czy też pokazany w nim ludzki dramat je przesłoni. Tak czy inaczej z pewnością warto będzie odwiedzić w październiku i kino, i galerię w NCK. Lepszego promocyjnego prezentu nie mogliśmy sobie wymarzyć.

 

News will be here