Według policjantów, Sebastian M. jest bandytą, który napadł na Bogu ducha winnego sąsiada i uderzył go maczetą w głowę. Podczas ataku był pod wpływem psychotropów i alkoholu. Pobił również interweniujących funkcjonariuszy. Jego wersja jest zupełnie inna: policjanci weszli do mieszkania siłą, zagazowali córeczkę, a jego brutalnie pobili. Sprawę bada krakowska prokuratura.
Tydzień temu, za sprawą Zbigniewa Stonogi, opinia publiczna dowiedziała się o sprawie krakowianina, który stwierdził, że został brutalnie pobity przez interweniujących w jego mieszkaniu policjantów. Stwierdził, że nie stawiał oporu przy zatrzymaniu, a został skatowany. Przez gaz, który w nadmiernej ilości rozpylili policjanci, ucierpieć miała jego kilkumiesięczna córka. Teraz Sebastian M. czeka na to, co z jego zawiadomieniem o popełnieniu przestępstwa zrobi prokuratura. Sam też musi mierzyć się z zarzutami.
Wersja policji: agresywny na psychotropach
Jest noc z 6 na 7 lutego. W jednym z mieszkań w Nowej Hucie ma trwać głośna impreza, a wręcz „libacja alkoholowa”. Gdy sąsiedzi proszą Sebastiana M. (ponad 30-letniego mężczyznę) i osoby przebywające w jego mieszkaniu o spokój, ten ma wyciągnąć maczetę i uderza jednego z sąsiadów w głowę. Później barykaduje się w mieszkaniu i nie chce otworzyć, gdy funkcjonariusze dobijają się do drzwi.
Mariusz Ciarka, rzecznik prasowy małopolskiej policji: – Około pierwszej w nocy otrzymaliśmy zgłoszenie o tym, że pod jednym z bloków stoi zakrwawiony mężczyzna, który twierdzi, że dostał maczetą w głowę. Policjanci udali się na miejsce i po śladach krwi doszli do mieszkania sąsiada. Policjanci, co sam bym zrobił, próbowali dostać się do srodka. Sebastian M., krzyczał, żeby nie wchodzili, bo ich „wszystkich zaje…!”. Wiedział, kto puka i dzwoni i że nie są to przypadkowi ludzie.
Na miejsce zostaje wezwana straż pożarna. Strażacy wyważają drzwi. W momencie, gdy robi się szczelina, Sebastian M. macha rękami i wypowiada groźby pod adresem funkcjonariuszy. – Był to jedyny raz, gdy został użyty gaz pieprzowy – zastrzega Mariusz Ciarka. Po tym, jak policjanci wchodzą do mieszkania, rozpoczyna się regularna bójka. Mężczyzna rzuca się na nich. – Efektem tego jest to, że jeden z nich jest do dzisiaj na L4. Ma wstrząs mózgu, uszkodzone kręgi szyjne i kręgosłup. Drugi policjant też został ranny. Sebastian M. został w końcu obezwładniony – rzucony na ziemię i zakuty w kajdanki – relacjonuje rzecznik prasowy małopolskiej policji. – Był pijany i po psychotropach – wyrokuje Ciarka.
W czasie, gdy wykonywane są czynności, w innym pomieszczeniu znajduje się matka z kilkumiesięcznym dzieckiem. Zdaniem Ciarki, policjanci wezwali pogotowie i zajęli się córką Sebastiana M., ponieważ kobieta była pijana. W pewnym momencie do mieszkania miał przybyć jeszcze jeden mężczyzna, kolega zatrzymanego. On również, zdaniem Ciarki, rzucił się na policjanta i uszkodził mu twarz. Został obezwładniony i przewieziony na komisariat.
M., zdaniem przedstawiciela Komendy Wojewódzkiej Policji, ma kilka postawionych zarzutów. To między innymi napaść i uszkodzenia ciała maczetą, atak na funkcjonariusza, zniewaga i groźby. Ciarka twierdzi również, że prokuratura nie widzi żadnych podstaw do przedstawienia zarzutów policjantom. – A to była jego linia obrony – dodaje Ciarka. – Dla nas sytuacja jest niegroźna, niewątpliwa. Było tylu świadków, że to wszystko jest jasne. Poświadczyć to mogą strażacy i sąsiedzi z klatki schodowej. Gdyby była to prawda, wszystkie media by to wyniuchały – mówi.
„Samouszkodzenie ciała”
– Jak było na komisariacie? – pytam Mariusza Ciarkę. - Sebastian M. twierdzi, że tam został skatowany
– Był przesłuchiwany w obecności adwokata.
– Adwokat był z nim od początku, od momentu przywiezienia na komisariat?
– Nie, jak był pijany, po psychotropach, to musiał wytrzeźwieć. Również 8 lutego zatrzymany nie twierdził, że go bito czy dokuczano mu. Dopiero 29 kwietnia wpłynęła skarga, że policjanci mieli użyć przemocy fizycznej – informuje Mariusz Ciarka. – Dziwne, że tak długo czekał. I nieprawdą jest, że miał złamaną kość ogonową. W ogóle, z tego, co czytałem, to on dokonywał samouszkodzenia ciała. Walił głową o ścianę i przez to policjanci go trzymali. Na to też są świadkowie.
Jak mówi Ciarka, policjant nosi pałkę i kajdanki nie dla ozdoby, tylko ma ich użyć adekwatnie do sytuacji. Tutaj taka zaistniała. – Proszę zapytać go wprost, czy uderzył sąsiada – dodaje.
Wersja Sebastiana: brutalność policji
Zdaniem Sebastiana M., było zupełnie inaczej. Przede wszystkim zaprzecza on, żeby w jego mieszkaniu trwała jakakolwiek impreza. Niczym nie uderzył sąsiada, a policja po prostu wtargnęła do jego mieszkania, bo został pomówiony, a następnie funkcjonariusze go pobili.
Sebastian M.: – Gdy dobijali się do drzwi, zadzwoniłem na 112, żeby się upewnić, czy na pewno są to policjanci, bo myślałem, że jacyś bandyci włamują mi się do mieszkania. Wyważyli drzwi razem ze strażakami, a później psikali gazem. Przekroczyli swoje uprawienia. Chcą ze mnie zrobić człowieka, który się leczy psychiatrycznie i kibola. Twierdzą, że sam się uderzałem o stoliki… Nie dość, że dostałem w domu, to jeszcze na komendzie mnie katowali. Nie chcieli wezwać pogotowia, gdy moje dziecko się dusiło. Co ciekawe, gdy wróciliśmy do mieszkania 10 lutego, wciąż było czuć tam gaz i lekarz rodzinny polecił, aby zabrać stamtąd dziecko.
Jak twierdzi, gdyby dostał kilka razy pałką, nie robiłby problemu, jednak na tym się nie skończyło. – Było ich dwóch, cały czas mnie bili po całym ciele, zostałem rozebrany do naga. Zwymiotowałem pod siebie, gdy zostałem kopnięty w genitalia dwukrotnie. Prosiłem o pogotowie. Kiedy dzwonił mój adwokat, stwierdzili, że odmówiłem z nim rozmowy, a dopuszczony do mnie został dopiero o godzinie 18 następnego dnia – mówi M.
W zawiadomieniu o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, które wpłynęło do prokuratury rejonowej w Nowej Hucie, większość z 10 stron stanowi opis brutalnego działania policjantów, którzy nie ważąc na błagania zatrzymanych, znęcali się nad nimi. – To byli ludzie, którzy chcieli się wyżyć – stwierdza. – Niech pan zapyta policję czy znaleźli maczetę, którą miałem kogoś uderzyć – dodaje.
Sebastian M., w rozmowie z nami stwierdził, że nie leczy się psychiatrycznie. Tymczasem w piśmie, pełnomocnik M., przynajmniej dwukrotnie pisze, że jego mocodawca na komisariacie mówił policjantom o swoim problemie, aby ci przestali go bić.
Z obdukcji, którą przeprowadził pracownik Collegium Medicum, wynika, że M., faktycznie doznał licznych obrażeń głowy, karku, korpusu oraz kończyn. Lekarz przeprowadzający badanie nie chciał się wypowiadać na temat swojej pracy, a obdukcja nie wskazuje jednoznacznie, jak powstały obrażenia.
Gdzie jest maczeta, kim są świadkowie i czy był monitoring?
Prokuratura Rejonowa Kraków-Nowa Huta prowadzi śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy. – Finał nie jest przesądzony. Są dwa wyjścia: umorzenie albo oskarżenie policjantów. Z tym, że trzeba podkreślić, że pan Sebastian przez długi czas nie chciał się spotkać z prokuratorem, aby wyjaśnić pewne rzeczy. Zasłaniał się zwolnieniami lekarskimi, wystawionymi niezgodnie z prawem, ponieważ nie wydawał ich lekarz sądowy – tłumaczy prokurator rejonowy, Tomasz Moskwa.
Wątpliwości śledczych wzbudza również to, że pojawiły się problemy z charakterem obrażeń. – Pan M., był niedostępny w tym czasie. Dopiero niedawno raczył się stawić – mówi prok. Moskwa.
Prokuratura w Nowej Hucie przesłuchała na razie policjantów, którzy uczestniczyli w interwencji, oraz bliskich Sebastiana M. Z informacji, jakie uzyskaliśmy, wynika, że nie ma żadnego zapisu video, gdy M. przebywał na komisariacie i że nie znaleziono maczety, którą miał uderzyć sąsiada. Do sprawy został włączony zapis rozmowy M. z dyspozytorką numeru alarmowego 112.
– Teraz nie możemy spekulować na temat tego, jak sprawa się zakończy – podsumowuje prokurator rejonowy.