Picie alkoholu, krzyki, śpiewy i przekleństwa – to codzienność mieszkańców osiedla Kolorowego. W budynku należącym do gminy został otwarty sklep monopolowy. – Jego lokalizacja stwarza idealne warunki do łamania prawa w postaci bezkarnego picia alkoholu, zakłócania porządku, oddawania moczu, wandalizmowi – piszą mieszkańcy i proszą o pomoc.
Sklep, jak opisują mieszkańcy, jest odizolowany od ulic. Grupy pijących mogą więc spokojnie i bez obaw ze strony służb porządkowych pić tam alkohol. – Kupują alkohol w sklepie, a przestrzeń publiczną przed sklepem traktują jak bar. Murki przy wejściach do sklepów służą im za siedziska i stoliki, zadaszenie przed wejściem chroni ich w dni deszczowe. Zieleń przed sklepem służy jako toaleta i miejsce do wyrzucania butelek – skarżą się. Rzecz jasna hałasy uniemożliwiają spanie. W chłodniejsze dni krzyki i śpiewy są tłumione przez okna, jednak latem jest to niemożliwe.
Sprzedawca natomiast łamie prawo, sprzedając alkohol osobom nietrzeźwym i pozwala na spożywanie go przed lokalem. – Chcielibyśmy dodać, że po zamknięciu sklepu libacje czasem trwają do 2-3 nad ranem – mówią mieszkańcy.
Policja i straż miejska mają problemy
Gdy na miejsce wzywana jest straż miejska lub policja, osoby, które imprezują pod sklepem, mogą spokojnie uciec. Pozwala im na to układ budynku, dzięki któremu funkcjonariusze są widoczni z daleka. – Oglądając próby tych interwencji widać, że aby były one skuteczne, funkcjonariusze musieliby obejść kilkusetmetrowy budynek z dwóch stron, następnie równocześnie dobiec do pijących, którzy najprawdopodobniej schowaliby się w sklepie – opisują próby zatrzymania łamiących przepisy sąsiedzi sklepu.
Na tym nie koniec. – Po kilku wezwaniach służb, grupy wracały krzycząc i zastraszając mieszkańców że zemszczą się poprzez pobicia, zabicia, powybijanie okien. Szyby sklepu monopolowego były wybite już tyle razy, że od roku właściciel zastępuje je dyktą, która również jest systematycznie niszczona. Są to czasem bardzo groźne i niebezpieczne osoby. Słyszymy ich rozmowy w których chwalą się pobiciami, przestępstwami... – relacjonują mieszkańcy os. Kolorowego. Ludzie się ich boją i nikt nie chce osobiście złożyć zawiadomienia na policję. Postanowili jednak interweniować u radnego miejskiego. W tym celu zmontowali nagranie, które udowadnia, co tak naprawdę dzieje się pod sklepem.
Co może pomóc?
– Sprawa jest nam znana. Tak jak już niejednokrotnie mówiłem, największym problemem dzielnicy są właśnie tacy chuligani – mówi Stanisław Moryc, radny Dzielnicy XVIII – Nowa Huta. Co można zrobić w tym konkretnym przypadku? Mieszkańcy podpowiadają, że przydałby się monitoring.
– Miejskiego nie możemy zrobić, ponieważ nie ma możliwości podłączenia kamer do monitoringu straży miejskiej. Wspólnota może je tam zainstalować, ale muszą być one dobrej jakości, żeby dało się później rozpoznać nagrane osoby – radzi Moryc.
Radny miejski, Wojciech Krzysztonek, twierdzi, że ten przypadek jest symptomatyczny dla większej liczby sklepów w Nowej Hucie i innych sąsiednich dzielnicach. Dlatego większe znaczenie będzie miała lipcowa sesja rady miasta, gdy samorządowcy będą decydować, w jaki sposób ograniczyć liczbę punktów sprzedaży alkoholu, aby wyeliminować ten problem, a nie uprzykrzyć życia prawidłowo funkcjonującym przedsiębiorcom.
– Musi być większy nadzór nad sklepami. Nie tylko interwencyjny, ale przede wszystkim prewencyjny. Takie miejsca muszą zostać objęte patrolami. Nagrania udostępnione mi przez mieszkańców pokazują, że takie punkty dosłownie spędzają sen z powiek – twierdzi radny Krzysztonek.
Być może najwyższy czas, aby mocniej ruszyć z miejskim monitoringiem? – Pewnym rozwiązaniem mógłby być monitoring punktów z alkoholem, ale to wiąże się ze zmianami na poziomie ustawowym. Można by stworzyć przepisy, które obligowałyby przedsiębiorców do instalowania kamer, ale pojawią się wątpliwości prawne. Na sam początek, ten sklep powinien stracić koncesję – uważa Wojciech Krzysztonek.
Strażnicy będą tam częściej
Straż miejska często nie zagląda w to miejsce z prostej przyczyny: braku zgłoszeń. – W 2014 nie mieliśmy zgłoszeń, a w tym roku dwa. Gdy po kilku minutach przyjechał patrol, nikogo pod sklepem nie było – mówi Marek Anioł, rzecznik prasowy krakowskiej straży miejskiej.
Przedstawiciel miejskiej jednostki rozumie, dlaczego mieszkańcy nie zgłaszają problemu i obiecuje, że Straż Miejska z własnej inicjatywy będzie to miejsce częściej odwiedzać. – Jeśli jest problem, przyjrzymy się mu – deklaruje Marek Anioł.