"Sytuacja w małopolskiej kulturze sięgnęła dna". [Rozmowa]

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Dysproporcje pomiędzy średnim wynagrodzeniem w instytucjach kultury a średnim wynagrodzeniem w gospodarce i sferze budżetowej powiększyły się. Według Pracowni Badań Społecznych Sedlak & Sedlak, najniższe zarobki w kulturze występują w województwie małopolskim. Dlatego pracownicy kultury postanowili powiedzieć „dość” i stworzyć petycję „Dziady kultury”. - Tak się właśnie czujemy i  sami się odbieramy. Przy każdej okazji mówi się o murach i wydarzeniach, a nie mówi się o człowieku – stwierdzają w rozmowie z LoveKraków.pl Andrzej Rybicki, przewodniczący Rady Sekcji Pracowników Muzeów i Instytucji Ochrony Zabytków NSZZ „Solidarność” i Jacek Szczęsnowicz, wiceprzewodniczący Komisji Międzyzakładowej NSZZ „Solidarność” Pracowników Bibliotek Publicznych.
Rozmowa odbyła się kilka dni temu. Wówczas nie przewidywano jeszcze protestu. Dzisiaj Andrzej Rybicki potwierdził, że w Noc Muzeów jednak dojdzie do prostestu w instytucjach kultury. 

Natalia Grygny, LoveKraków.pl: Czy w małopolskiej kulturze naprawdę aż tak źle się dzieje?

Jacek Szczęsnowicz: Odkąd w lutym wystosowaliśmy petycję dotyczącą podwyżek płac pracowników kultury, skierowaną do Urzędu Marszałkowskiego, słyszymy wypowiedzi, które można określić co najmniej jako nieprzyjazne i w dużej mierze nieprawdziwe. Nawiązuję do wypowiedzi pana Jacka Krupy, członka Zarządu Województwa Małopolskiego, który w Radiu Kraków stwierdził, że pracownicy małopolskich instytucji kultury zarabiają średnio powyżej 3000 zł. Prawda wygląda inaczej. Pod względem średniej płac pracowników merytorycznych zatrudnionych na stanowiskach bibliotekarskich, jesteśmy ostatnią biblioteką  wśród bibliotek wojewódzkich w Polsce z średnią 2.358 zł brutto.

Andrzej Rybicki: W tej chwili poziom rozgoryczenia pracowników małopolskich instytucji sięgnął dna. Brak podwyżek od wielu lat powoduje, że pracownicy mają dość. Małopolską kulturę tworzą ludzie. Oprócz satysfakcji naukowej, moralnej i artystycznej muszą mieć również satysfakcję finansową. Czasy biednych artystów, muzyków, muzealników się skończyły. Jeżeli mówimy o wspaniałych instytucjach, to mówmy o wspaniałych ludziach, którzy wytwarzają kulturę i w tych murach pracują.

A czy widać już jakieś efekty w związku z powstaniem petycji?

JS: Jeszcze nie, ponieważ teraz prowadzimy tylko akcję informacyjną. Do protestu może dojść wtedy, kiedy nie będzie porozumienia ze strony Urzędu Marszałkowskiego.

Czy protest przewidziany jest podczas tegorocznej Nocy Muzeów?

AR: Mógłby się wtedy odbyć, ponieważ jest to święto wszystkich ludzi kultury. Placówki są wówczas licznie odwiedzane. To świetny moment na zwrócenie uwagi na nasz problem.

Myślą Państwo, że odniósłby zamierzony skutek?

AR: Chcemy tylko przekazać społeczeństwu, jak naprawdę wygląda sytuacja finansowa pracowników kultury. Wciąż mówi się złej sytuacji górników, pielęgniarek, nawet organy wymiaru sprawiedliwości przypominają o sobie. Do tej pory pracownicy kultury milczeli w myśl zasady: powinniśmy się w ogóle cieszyć, że mamy pracę. Zresztą rok temu usłyszeliśmy od marszałka Marka Sowy, że jak nam się nie podoba to możemy zmienić miejsce pracy.

JS: Ze swojej strony chciałbym podkreślić, że jakikolwiek protest nie jest celem samym w sobie. Chcemy go uniknąć ze względu na odwiedzających nasze instytucje, ale teraz czas na ruch Urzędu Marszałkowskiego. Przez te lata rozmawialiśmy, obiecywano nam podwyżki, ale nic z tego nie wynikło. Wyczerpała się już formuła rozmów gabinetowych. Nie dążymy do protestu, chcemy się tylko porozumieć.

Czyli oficjalnej odpowiedzi na petycję jeszcze nie było?

AR: Oficjalnej nie, ale pojawiły się różne wypowiedzi medialne typu: skąd mamy wziąć te pieniądze? Żeby spełnić nasze żądania, potrzeba około 10 milionów. Zaraz padło również demagogiczne pytanie: komu mamy zabrać?

Czy zatem w tym kontekście kwota podwyższenia wynagrodzenia zasadniczego o 500 zł brutto jest realna?

AR: Oczywiście. Nawet wtedy, kiedy budżet był skrojony na pewną określoną kwotę dla naszego województwa,  w ostatniej chwili okazało się, że z podatku CIT znalazło się 10 mln zł i natychmiast Zarząd Województwa Małopolskiego rozdzielił te pieniądze, oczywiście z pominięciem naszych instytucji…

JS: To błąd marszałka, że przez te lata zaniedbał tą sytuację. Gdyby sukcesywnie podnosili nam pensję, nie byłoby tego problemu.

Czy jest szansa, żeby zmieniło się coś w kwestii traktowania pracowników kultury? Mam tutaj na myśli  wymagania dotyczące organizacji wydarzeń kulturalnych czy pracę w weekendy.

AR: Przyznaję, że tworzenie nowych wartości kulturalnych ma miejsce w oparciu o ograniczanie bądź likwidowanie dodatkowych środków. Tutaj muszę niestety skrytykować program Wirtualne Muzea Małopolski. Wydano na niego 12 milionów złotych po to, żeby móc zobaczyć w Internecie ponad 800 zabytków. Za te pieniądze pewnie  moglibyśmy je po prostu kupić. Wciąż słyszymy, że te pieniądze są dobrze wydane. Na rynku kultury istnieje cały szereg programów digitalizacyjnych: Europeana, Kultura Plus. W ich ramach muzea prezentują nie 800 zabytków, tylko po kilka lub kilkanaście tysięcy.  Do Internetu wprowadzane są przez pracowników muzeum, bez żadnych dodatkowych gratyfikacji. Mówi się o programach unijnych, funduszach unijnych. My z tych pieniędzy nie mamy nic.

JS: Biblioteka jest czynna od rana do wieczora, również w weekendy. Jest to olbrzymie udogodnienie przede wszystkim dla studentów zaocznych. Problemem jest to, że nie płaci się za dyżury sobotnio – niedzielne. „Odbiera się” dni, ale brakuje pracowników. Nie można zwiększyć zatrudnienia, bo nie ma na to pieniędzy

Nawet argument, że w instytucjach pracują ludzie z wyższym wykształceniem okazał się dla władz niewystarczający?

AR: Dla władz żaden argument nie jest wystarczający. Dla nich podstawowym argumentem jest to, że potrzeba dziesięciu milionów, żeby spełnić nasze żądania i „skąd my mamy na to wziąć”? O wyższym wykształceniu czy znajomości języków w ogóle nie ma mowy. My nie chełpimy się tym naszym wykształceniem, ale oczekujemy, że otrzymamy godziwe wynagrodzenie za naszą pracę.

Czasami pojawia się stwierdzenie, że pracownicy instytucji kultury nie mają się o co upominać, bo nie jest to rzekomo ciężka praca.

AR: Upominamy się o wszystkich pracowników. O palacza, portiera, księgową, pracowników administracji kultury. Mamy prawo wygłaszania i artykułowania potrzeb nie tylko ludzi kultury sensu stricte, ale pracowników instytucji w ogóle.

JS: Marszałkowie zawsze twierdzą, że wszystko zależy od dyrektora. Oczywiście ale to organizator, czyli oni, dają mu pieniądze na działalność. Nie ma tutaj jednak wynagrodzenia odpowiadającemu rodzajowi wykonywanej pracy, a także nie uwzględniona jest ilość i jakość wykonywanej pracy, jak podaje art. 78. § 1 Kodeksu Pracy.

Jak wygląda kwestii premii motywacyjnych?

AR: Miesięcznie wynosiły one 60 złotych netto.

JS: W 2013 r była uchwała mówiąca o zwiększeniu budżetu na wynagrodzenia z pochodnymi dla pracowników kultury. To była dobra informacja, ale życie pokazało, że nie są to wynagrodzenia, a tylko pieniądze na nagrody uznaniowe. Czyli: nie dostanie jej każdy, a wedle uznania dyrektora, kierowników. Są różne zasady. Nie jest to żadna podwyżka.

Pojawia się coraz więcej instytucji kultury. Czy to też ma jakiś wpływ na pensję?

AR: W Niemczech jest sześciokrotnie więcej muzeów niż w Polsce. To samo pewnie przekłada się na inne instytucje. U nas nie ma zbyt wielu instytucji. Wręcz przeciwnie, możemy się pokusić o stwierdzenie, że istnieją jeszcze duże obszary do zagospodarowania w tej kwestii poprzez tworzenie instytucji kultury. Rzecz polega na tym, że są na to za małe nakłady finansowe. Wyprzedzają nas województwa takie jak warmińsko – mazurskie czy podlaskie. Nie mówię o nominalnych kwotach, ale o tzw. kwalifikowanym pieniądzu, wykorzystanym w nakładach na widza, czytelnika, czy odwiedzającego muzea. A w przypadku Małopolski, marszałek Sowa podkreśla, ze Małopolska kulturą stoi. Tu jest ta dysproporcja. Albo doceniamy tą kulturę i ludzi, którzy ja tworzą, albo dajemy sobie z tym spokój.

Jeżeli petycja,  późniejsze protesty nie przyniosą efektów?

AR: Nasze postępowania jest uzależnione od sytuacji. Jesteśmy otwarci na wszelkiego rodzaju zmiany. Nie chcemy mówić o żadnych strajkach, bo prawie każda grupa społeczna w tej chwili tak robi. To jest najprostszy sposób. Pracownicy kultury poprzez swoje możliwości intelektualne będą potrafili dokuczyć władzy. Określenie Dziady kultury już wywarło ogromne wrażenie. Tak się czujemy i tak my sami się odbieramy. Przy każdej okazji mówi się o murach i wydarzeniach, a nie mówi się o człowieku. Kultura jest emanacją humanizmu. Organizatorzy kultury nie mówią o człowieku, nie mówią o humanum.

JS: Usłyszeliśmy w jednym z wywiadów pana marszałka Kozaka, że to „najniższe służby tyle zarabiają i że podajemy dane najniższych służb”. Jak tu rozmawiać, jak dążyć do dialogu, skoro padają takie słowa? Dyrektorzy jednostek kulturalnych dostali polecenie stworzenia raportu dotyczącego średnich wynagrodzeń pracowników. Co ciekawe wyliczano je z PIT-ów. Czyli kiedy ktoś dostał zapomogę z funduszu socjalnego, nagrodę jubileuszową, wliczano to do średniej. To nie jest fair.

AR: Proszę również zwrócić uwagę na to, że jeżeli w budżecie dzieje się coś niedobrego, to oszczędności szuka się  zazwyczaj w kulturze.

JS: Nasunęło mi się jeszcze takie skojarzenie. Na Podwalu trwa remont torowiska, żeby nie wykoleił się tramwaj. Dlaczego ludzie kultury są gorzej traktowani niż takie torowisko? Tu też jest potrzebny remont naszych wynagrodzeń, żebyśmy się nie przewrócili.