Zapadł wyrok w sprawie katastrofy budowlanej w kamienicy przy ul. Wielopole 15. Właściciel i menedżer klubu są niewinni. Schody zawaliły się przez imprezowiczów.
Do dramatycznego wypadku doszło prawie dwa lata temu, w nocy z 5 na 6 listopada 2011 roku. Przy Wielopolu na trzech kondygnacjach funkcjonowało kilka klubów muzycznych, do których nocami ruszały tysiące młodych ludzi. Gdy runęły betonowe schody między drugim a trzecim piętrem, tylko cud sprawił, że nikt nie zginął, a obrażenia odniosło zaledwie 25 osób. Pracujące na miejscu służby ratunkowe nie kryły, że było o włos od prawdziwej tragedii.
Przed sądem stanął menedżer jednego z klubów Grzegorz G. i właściciel Zenon O. Obu uniweniono, gdyż sąd uznał, że to nie ich działanie przyczyniło się do katastrofy budowlanej. Tuż po zdarzeniu wskazywano, że schody nie zawaliłyby się, gdyby oskarżeni nie przeprowadzili ich remontu. Przebudowa polegała na wykonaniu odwiertów, dzięki którym zamontowano antypoślizgowe maty.
Nie udało się udowodnić związku między wywierceniem dziur, a zawaleniem schodów. Dlatego przyczynę, którą wskazywali śledczy w 2011 roku, sąd odrzucił po zapoznaniu się z opinią biegłego. Stwierdzono ponadto, że schody runęły, gdyż nie wytrzymały obciążenia znajdujących się na nich ludzi. Dla sądu znacznie zmienia to postać rzeczy. Według orzeczenia zarzuty postawiono niewłaściwym osobom. Na sali rozpraw przyznano też, że dbanie o stan klatki schodowej nie należało do obowiązków ani właściciela, ani menedżera klubu.
Marcinowi O. i Grzegorzowi G. groziło 12 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Na razie, do czasu pisemnego uzasadnienia wyroku, prokuratura wstrzymuje się od komentowania sprawy, ale nie wyklucza apelacji. Wyrok nie jest prawomocny.
Do dramatycznego wypadku doszło prawie dwa lata temu, w nocy z 5 na 6 listopada 2011 roku. Przy Wielopolu na trzech kondygnacjach funkcjonowało kilka klubów muzycznych, do których nocami ruszały tysiące młodych ludzi. Gdy runęły betonowe schody między drugim a trzecim piętrem, tylko cud sprawił, że nikt nie zginął, a obrażenia odniosło zaledwie 25 osób. Pracujące na miejscu służby ratunkowe nie kryły, że było o włos od prawdziwej tragedii.
Przed sądem stanął menedżer jednego z klubów Grzegorz G. i właściciel Zenon O. Obu uniweniono, gdyż sąd uznał, że to nie ich działanie przyczyniło się do katastrofy budowlanej. Tuż po zdarzeniu wskazywano, że schody nie zawaliłyby się, gdyby oskarżeni nie przeprowadzili ich remontu. Przebudowa polegała na wykonaniu odwiertów, dzięki którym zamontowano antypoślizgowe maty.
Nie udało się udowodnić związku między wywierceniem dziur, a zawaleniem schodów. Dlatego przyczynę, którą wskazywali śledczy w 2011 roku, sąd odrzucił po zapoznaniu się z opinią biegłego. Stwierdzono ponadto, że schody runęły, gdyż nie wytrzymały obciążenia znajdujących się na nich ludzi. Dla sądu znacznie zmienia to postać rzeczy. Według orzeczenia zarzuty postawiono niewłaściwym osobom. Na sali rozpraw przyznano też, że dbanie o stan klatki schodowej nie należało do obowiązków ani właściciela, ani menedżera klubu.
Marcinowi O. i Grzegorzowi G. groziło 12 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Na razie, do czasu pisemnego uzasadnienia wyroku, prokuratura wstrzymuje się od komentowania sprawy, ale nie wyklucza apelacji. Wyrok nie jest prawomocny.