Jak Kraków nie buduje ścieżek rowerowych

Droga Dla Rowerów fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Kraków zupełnie nie radzi sobie z wydawaniem pieniędzy na infrastrukturę rowerową. Z raportu opublikowanego przez Stowarzyszenie Kraków Miastem Rowerów wynika, że z zaplanowanych na 2018 rok niemal 70 mln zł udało się wydać zaledwie jedną czwartą. Marcin Dumnicki: w tym tempie na infrastrukturę rowerową będziemy czekać 150 lat.

W referendum z 2014 roku krakowianie w znakomitej większości opowiedzieli się za budową nowych ścieżek rowerowych. Jednak rozbudzone nadzieje cyklistów nie zostają spełnione. Choć pieniędzy nie brakuje, to urzędnicy nie chcą albo nie potrafią ich sensownie wydawać. I tak wśród zapowiedzi, jak to dobrze będzie w przyszłości, mijają kolejne lata.

Gorący kartofel

Jak tłumaczy Marcin Dumnicki ze Stowarzyszenia Kraków Miastem Rowerów, z zaplanowanych na 2018 rok 68 milionów złotych udało się wydać jedynie 17, a więc nieco ponad jedną czwartą.

– To nie są inwestycje, które się nie udają po raz pierwszy. Tam są inwestycje przełożone z 2017 roku, są też zadania, które tradycyjnie się nie udają. Urzędnicy co kilka lat wracają do tematu, ogłaszają, że będzie finansowanie, że zbudują, po czym gdzieś po połowie roku okazuje się, że znowu się nie udało, pieniądze przerzucają na inne, według nich ważniejsze, zadania. I tym sposobem co roku mogą mówić, jak to dobrze w Krakowie będzie, ale jeździć to my możemy po infrastrukturze, która jest wybudowana, a nie po obietnicach. Urzędnicy albo nie chcą, tylko udają, że będzie budowane, albo zajmują się tym osoby, które nie umieją doprowadzić inwestycji do końca – mówi.

Obiecanki cacanki

Przygotowany przez Kraków Miastem Rowerów raport zbudowany jest na solidnych danych, pochodzących wprost od urzędników. – Ponieważ często są zadania, gdzie część budżetu planuje się wydać przed zrealizowaniem danej inwestycji, np. na projekt, a dopiero w następnych latach planowana jest budowa, to dla pewności zapytaliśmy urzędników wszystkich jednostek w jakikolwiek sposób zajmujących się budowaniem infrastruktury rowerowej i to na podstawie ich odpowiedzi przygotowaliśmy raport – tłumaczy Dumnicki.

Czego nie udało się zatem zrealizować? Przepadły zarówno sztandarowe inwestycje, o których głośno było w poprzedniej kampanii wyborczej, jak również te mniej spektakularne, ale nie mniej potrzebne.

– Z dwóch bardzo ważnych inwestycji, na które Kraków czeka, to kładka wzdłuż Kamieńskiego, czyli otwarcie na południe. Obecnie jazda rowerem na południe to horror, bo albo korzystamy z ruchliwej jezdni i dosłownie walczymy o życie, albo z chodnika. Druga to al. 29 listopada, czyli połączenie północy z centrum. Nie brakuje też absurdu, czyli kładki Kazimierz-Ludwinów. Budżet na tę inwestycję został pięciokrotnie przekroczony, a niedawno dowiedzieliśmy się, że kładki nie będzie albo nie będzie jej w najbliższej przyszłości – wylicza Dumnicki.

Raport stowarzyszenia można bez ogródek nazwać listą wstydu. Na dwadzieścia zadań ujętych w raporcie, w aż dwunastu przypadkach miasto nie wydało ani złotówki z zaplanowanego budżetu.

Nie udało się więc przedłużyć ścieżki rowerowej wzdłuż al. Solidarności, połączyć parków Krakowa czy wybudować ścieżek na wałach wiślanych i mostu nad Białuchą.



Fot. Kraków Miastem Rowerów

Zdarta płyta

Jak urzędnicy tłumaczą ów blamaż? Dominuje słyszana od lat retoryka. A to wzrosły koszty robót budowlanych, a to było opóźnienie w finansowaniu, a to trzeba było unieważnić przetarg. I jak zawsze, każda porażka przekuwana jest w sukces. – Te 25 procent, które udało się uzyskać to – jeżeli popatrzymy na kontekst – jest i tak całkiem sporo – zapewnia Michał Pyclik z Zarządu Dróg Miasta Krakowa. – To nie są inwestycje za kilkaset tysięcy złotych, jakie realizowaliśmy kilka lat temu. Te inwestycje są skomplikowane technicznie. Dużo problemów pojawiło się z uzgodnieniami dokumentacji projektowej – z właścicielami mediów, z właścicielami terenów, z Wodami Polskimi, zatem sporo to wydłużyło, ale dla większości tych głównych inwestycji – np. na Kamieńskiego uda się nadgonić te opóźnienia z ubiegłego roku – obiecuje i podkreśla, że miniony rok był szczególnie trudny. – Albo były wysokie ceny, albo nie zgłaszali się wykonawcy, ale na każdej z inwestycji prace były wykonywane. Ale to wszystko się dzieje. To nie jest tak, że te pieniądze zostały zmarnowane. Te pieniądze są w budżecie, zostały przesunięte – zapewnia.

Uwiąd

W każdym samorządzie, nawet najlepiej funkcjonującym, może przydarzyć się sytuacja, że jakaś inwestycja ma opóźnienie albo nawet w danym roku nie udaje się jej zrealizować. Ale nie może być tak, że dzieje się tak kilka lat z rzędu.

Obecny stan obnaża więc całkowity uwiąd polityki rowerowej miasta. Zmianie jakościowej (i ilościowej) nie pomogło powołanie oficera rowerowego ani też – po likwidacji tego stanowiska po dwóch latach działalności – utworzenie w jego miejsce całego zespołu ds. aktywnej mobilności, mającego w założeniu dbać o i reprezentować interesy rowerzystów.

Wygląda to tak, jakby cały system opierał się na założeniu, że i tak „ma się nie udać”. – Nie ma długoletniego planu, on jest w sferze marzeń, dokładnie tak, jak było 10 czy 20 lat temu. Rzeczą odpowiedzialną byłoby wprowadzenie tego planu budowy dróg dla rowerów do wieloletniej prognozy finansowej, tak żebyśmy mieli horyzonty czasowe i finansowanie zapewnione na lata. Żeby urzędnicy wiedzieli, że w tym roku trzeba jakąś trudną inwestycję przygotować, żeby np. za rok czy dwa lata firmy mogły wjechać na plac budowy. Nie ma w ogóle takiej mapy drogowej. Czyli w tym roku budujemy to, w przyszłym tamto, a za dwa lata coś innego – wytyka wspomniany wcześniej Marcin Dumnicki.

I dodaje, że jeśli tempo budowy ścieżek rowerowych utrzyma się na istniejącym poziomie, to infrastrukturą rowerową z prawdziwego zdarzenia będziemy mogli cieszyć się za bagatela… 150 lat.