Jerzy Fedorowicz o Teatrze Variété: Ta scena ma zasłużoną renomę

– Było nas trzech: Szydłowski, Trela i ja. Nazywano nas „braciszkami”– wspomina senator Jerzy Fedorowicz. – Ta scena, stworzona i prowadzona przez Janusza Szydłowskiego, ma swą zasłużoną renomę i szeroką publiczność – komentuje ostatnie wydarzenia wokół Teatru Variété.

Po raz pierwszy zabieram publicznie głos w sprawie Teatru Variété i dyrektora Janusza Szydłowskiego. Nie oznacza to, że nie działałem w kwestii rozwiązania pewnych, delikatnie mówiąc, niezręczności, które spowodowały medialne zamieszanie. Rozmawiałem na ten temat z panem prezydentem Aleksandrem Miszalskim i panem wiceprezydentem Łukaszem Sękiem.

W niedzielę na portalu LoveKrakow.pl ukazała się informacja, która napełnia mnie nadzieją na kompromisowe załatwienie sprawy. Miasto nie ma w planach ani likwidować Teatru Variété, ani łączyć go z Teatrem Bagatela. I to najważniejsze! Ta scena, stworzona i prowadzona przez Janusza Szydłowskiego, ma swą zasłużoną renomę i szeroką publiczność z Krakowa, Małopolski, a także wśród turystów przyjeżdżających do naszego miasta.

Było nas trzech: Szydłowski, Trela i ja

W sprawie dyrektora Janusza Szydłowskiego nie zabierałem publicznie głosu, by nie być posądzonym o nepotyzm, ponieważ jest on moim najbliższym przyjacielem, prawie bratem. Znamy się od pierwszego roku studiów na Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, czyli od 60. lat. Było nas trzech: Szydłowski, Trela i ja. Nazywano nas „braciszkami”. Po dwóch latach dołączył do nas Wiesław Wójcik.

Trela i Wójcik już odeszli, ale w tamtych czasach wszystko robiliśmy razem. Zaangażowaliśmy się w Teatr STU, projekt stworzony przez Krzysztofa Jasińskiego. On był dla nas wzorem. Po studiach zorganizowaliśmy Grupę Proscenium w Teatrze Rozmaitości (dzisiaj Bagatela). Późnej rozstaliśmy się: Szydłowski wyjechał do Warszawy, a my z Trelą poszliśmy do Starego Teatru.

Janusz Szydłowski wyrastał na wspaniałego aktora, ale niestety musiał emigrować z Polski. Znalazł się we Włoszech, gdzie nawet odbywał służbę wojskową w siłach NATO. Uczył też we włoskiej szkole teatralnej. Odnalazł spokój i miłość w Londynie. Związał się i następnie ożenił z Christiną Podleski. W Teatrze POSK-u tworzył świetne przedstawienia.

I wreszcie, namówiony przeze mnie, w połowie lat 90. wrócił do naszego rodzinnego miasta. Prosiłem, by ratował spadającą frekwencję Sceny pod Ratuszem. Wyreżyserował farsę „Wieczór kawalerski”, a następnie „Perły kabaretu Hemara”. Tłumy przychodziły do Ratusza i przychodzą nadal. I za to dziękuję, Braciszku!

Tak urodziła się idea

W Bagateli wyreżyserował „Tajemniczy ogród”. Był to wielki sukces artystyczny i frekwencyjny. Na „Małego Lorda”, w jego reżyserii, na scenie Opery Krakowskiej, internauci już w nocy rezerwowali bilety!

Niedługo otrzymał propozycję pracy w PWST na wydziale wokalno-aktorskim. Był znakomitym nauczycielem. Jednak martwił się, że jego praca może pójść na marne, bo absolwenci nie znajdą zatrudnienia w Krakowie. I tak urodziła się w jego głowie idea stworzenia Teatru Variété w naszym mieście.

Od razu sukces

Z poparciem prezydenta prof. Jacka Majchrowskiego i klubu radnych Platformy Obywatelskiej, na którego czele stał Grzegorz Stawowy, dostał kredyt zaufania i pierwsze fundusze. Zabrał się do tytanicznej pracy. Zderzał się z problemami, o których nikomu z nas się nie śniło! I wreszcie, po dwunastu latach otwarcie! Premiera „Legalnej blondynki”, w reżyserii Janusza Józefowicza, z kreacją Barbary Kurdej-Szatan w roli tytułowej. Od razu sukces! Pełna widownia! I tak przez 10 lat. Na scenie orkiestra, młodzi aktorzy, tancerze i nawet taki tuzy teatru jak Anna Polony, Marta Bizoń, Jerzy Trela, Tadeusz Huk, Aleksander Fabisiak i Jacek Wojciechowski.

Od początku do dzisiaj, 20 lat w pędzie: budowa, szukanie sponsorów i repertuaru, obsady itp. Dzień i noc na wysokich obrotach. Dwa lata temu przypłacił to zdrowiem, ale mimo pobytu w szpitalu prowadził teatr, w kontakcie ze swoją zastępczynią, znakomitą menadżerką Agnieszką Miką.

Zaproszenie Szydłowskiego do konkursu na dyrektora było grubym nietaktem, ale cieszą mnie najnowsze wieści. Szydłowski będzie nadal twórczy i aktywny w swoim teatrze, może w nieco innej, ale wciąż ważnej roli. A kiedyś, oby jak najpóźniej, stanie tam ławeczka, z której „braciszek” będzie witał gości krakowskiego Teatru Variété.

PS. Myślę, że „Braciszkowie” zasłużyli się Krakowowi.

 

Śródtytuły i pogrubienia pochodzą od redakcji.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Grzegórzki