Zakończył się 55. Krakowski Festiwal Filmowy. W ramach małego podsumowania prezentujemy recenzje trzech wybranych filmów wyświetlanych podczas tegorocznych pokazów. Premiera jednego z nich zgromadziła w Kinie pod Baranami ogromną publiczność. Czy film był tego wart? Sprawdźcie poniżej.
Ikona mody wabikiem na tłumy
Nie dziwi fakt, że jedna z sal Kina pod Baranami była tego wieczoru zapełniona do ostatniego miejsca. W ramach Krakowskiego Festiwalu Filmowego odbył się pokaz filmu „Iris” w reżyserii Alberta Mayslesa.
Tytułowa bohaterka to legendarna kolekcjonerka, ikona mody i muza projektantów. W 1950 roku wraz z mężem założyła luksusową tekstylną firmę Old World Weavers, którą prowadziła do 1992 roku. Przez lata była również projektantką wnętrz Białego Domu. Jej niesamowity, barwny styl stał się tematem wystawy w Metropolitan Museum’s Costume Institute w Nowym Jorku w 2005 roku.
Zgodnie z tematyką, film dokumentalny jest kolorowy i pełen humoru. Ogromny wpływ na to ma oczywiście osobowość bohaterki, która pomimo swojego wieku nadal realizuje swoje pasje. Na początku warto zaznaczyć, że całość jest ukazana bez zbytniego patosu. Akcja dokumentu jest tak dynamiczna, że widz nawet na moment nie przestaje się nudzić. Muzyka idealnie uzupełnia ten obraz, co jakiś czas stając się przewodniczką wprowadzającą w nastroje bohaterów. Zabawne wypowiedzi Iris, w szczególności kierowane do jej męża, sprawiają, że nie postrzegamy jej jako osoby niedostępnej. Nawet w sytuacjach, kiedy rozmawiają z nią osoby będące miłośnikami jej stylu i osobowości, nie kreuje się na ikonę mody. Dlatego też dokument ten odwraca pewien porządek: nie jest to obraz osoby sławnej, a osoby, która pomimo rozpoznawalności pozostała sobą. Niezwykła opowieść opowiedziana z dystansem, ale w sposób tak barwny, że widz po seansie zapewne pomyśli: to już koniec?
Wielki „Comeback” …
W jednym z największych i najpilniej strzeżonych słowackich więzień rozgrywa się akcja filmu dokumentalnego „Comeback” w reżyserii Miro Remo. Główni bohaterowie, Miro i Zlatko, to recydywiści, którzy za kratami spędzili większą część swojego życia i niebawem mają wyjść na wolność. Reżyser stawia pytania o winę, celowość kary oraz resocjalizacyjny potencjał systemu więziennictwa.
Kamera jest towarzyszką szarej rzeczywistości głównych bohaterów. Opowiadają oni nie tylko o swoim życiu, ale dzielą się swoimi emocjami i najskrytszymi uczuciami. Warto zwrócić uwagę na to, jak Remo eksponuje twarze więźniów. Wypisane na nich emocje portretują bohaterów i tworzą ich całkowicie nowy obraz. Przestają na moment być więźniami, ale stają się zwyczajnymi ludźmi, którzy wydają się mówić: „nie oceniaj, dopóki nie usłyszysz mojej historii”. Dlatego też stwierdzenie jednego z bohaterów dotyczące tego, iż „spłacił dług wobec społeczeństwa i nie żałuje tego co zrobił” pojawia się w końcowej części dokumentu. Nie powoduje one jednak uczucia nienawiści, a … współczucia.
Scena, która zasługuje na uwagę, przedstawia wyjście na wolność jednego z bohaterów. Stanowi ona rytuał przejścia z miejsca kary do świata wolności. Być może pojawi się tutaj skojarzenie ze słynnym filmem „Skazani na Shawshank”, kiedy to Brooks Hatlen po wyjściu na wolność nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości, co kończy się dramatycznie. W „Comeback” nie pojawia się tragiczny finał, ale smutna teza, że bohater po popełnieniu przestępstwa i tak kiedyś powróci do więzienia.
Jednym z piękniejszych motywów filmu jest ukazanie matki, która wspiera swojego syna pomimo tego, że jest wielokrotnym recydywistą. Cierpliwość, miłość i umiejętność wybaczania… Warto zobaczyć ten przejmujący obraz, który nie ma za zadanie pouczać, ale pokazać, że czasami tak łatwo oceniać.
Miro Remo nie bał się ukazać więziennej rzeczywistości od wewnątrz. Chociaż czasami odnosi się wrażenie pewnej niekompletności, narracja jest poprowadzona tak, aby te niewielkie mankamenty ukrywać. To jednak nie odbiera tej produkcji najważniejszego. Film zmusza do refleksji nad winą i celowością kary. Głęboki i poruszający obraz.
Marzenia polskiej Marylin Monroe
Elżbieta Czyżewska… Wybitna aktorka teatralna i filmowa, ikona urody w latach 60. ubiegłego wieku. Nazywana polską Marylin Monroe. Podróż w czasie zapewniają widzom reżyserki filmu: Kinga Dębska i Maria Konwicka. Należy wyróżnić tutaj zasadniczy podział: lata świetności i ukazanie Czyżewskiej jako ikony oraz proces zapominania o tej wybitnej aktorce. W filmie wypowiadają się znane osoby zarówno z Polski, jak i zagranicy. Nim Czyżewska wyszła za mąż za dziennikarza Davida Halberstamema, grywała u najlepszych reżyserów. Jedna decyzja o wyjeździe do Stanów Zjednoczonych zaważyła na jej dalszym życiu.
Jest to piękna opowieść, w której nie brak elementów bajkowych, ale i takich, które przypominają o istnieniu szarej rzeczywistości. „Aktorka” to dzieło oddające ducha dawnych lat, a główna bohaterka wydaje się postacią niemalże baśniową. Jednak jak pokazuje dokument, marzenia to jedno, a prawdziwe życie to drugie. Czyżewska zmuszona do opuszczenia Polski, wyjeżdża do Nowego Jorku. Tam nie jest ikoną i musi zaczynać wszystko od nowa. Co jednak poszło nie tak? Takie pytanie wydają się zadawać reżyserki filmu. Widz nie znajdzie tutaj jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ obraz skłania do przemyślenia wielu kwestii.
Zwraca uwagę interesujące podejście do sposobu ukazania kobiety w wielkim mieście. Brak tutaj szczęśliwego zakończenia, czego widz spodziewa się już po kilku minutach filmu. Ukazane jest zagubienie w nowej rzeczywistości i walka o to, aby nadal być „Aktorką”. W ten sposób miasto staje się jednym z bohaterów filmu. Poszczególne adresy, budynki, miejsca tworzą specyficzną mapę Czyżewskiej, której punkty scalają to małe dokumentalne dzieło w całość. Poprzez miejsca opowiedziana jest jej historia. Dynamiki dodaje dodatkowo narracja prowadzona z różnych perspektyw: wypowiadają się różne osoby, które na dany temat mają różne zdania.
„Aktorka” to propozycja filmowa dla tych, którzy nie lubią jednoznaczności . I historii, które nie zawsze kończą się dobrze.