Krakowski Szybki Tramwaj czy metro?

fot. LoveKraków.pl

Metro w Krakowie to jednak nie taka fantastyka jak niektórzy myślą. Potwierdza to studium transportowe dla naszego miasta wykonane przez poznańskie Biuro Inżynierii Transportu. Tadeusz Trzmiel, wiceprezydent Krakowa zaznacza, że pod uwagę są brane dwie koncepcję: rozwój Krakowskiego Szybkiego Tramwaju oraz jedna linia metra łącząca okolice ul. Igołomskiej z Bronowicami. Należy jednak pamiętać, że to inwestycja w perspektywie 20 najbliższych lat.

Krakowskie metro nie byłoby takim jakie znamy z innych miasta. Zalecane jest tzw. lekkie metro. Do jego obsługi mogłyby być stosowane dwa „Krakowiaki” do obsługi systemu podziemnego. Jednak wiceprezydent wolałby, aby to była kolejka automatyczna z racji jednej nitki o długości ok. 15 kilometrów.

Trasa nie jest przypadkowa, Tadeusz Trzmiel tłumaczy, że rejony S7 są traktowane jako miejsca rozwojowe (tam ma powstać Nowa Huta Przyszłości). Mimo że prognozy co do użytkowników komunikacji miejskiej twierdzą, że w Krakowie w roku 2030 będzie ich ok. 1,2 mln, tak z GUS-owskich analiz wynika – i to jest według zastępcy Jacka Majchrowskiego jednym z czynników ryzyka – wyludniania się naszego miasta.

Dwa warianty

Równie ważna jest kwestia finansowa. Trzmiel przyznaje, że równocześnie należy rozwijać KST oraz decydować co z metrem. – Rozwój szybkiego tramwaju (który miałby łączyć np. Bronowice z Salwatorem) szacowany jest na 2,5 mld złotych w tej perspektywie, co jest do udźwignięcia dla budżetu miasta. Natomiast koszt metra to ponad 8 mld złotych. to przerasta nasze możliwości – uważa Trzmiel.

Wiceprezydent pamięta o słowach polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy wspominali o pomocy finansowej dla tej inwestycji, równie ważne byłoby zdobycie funduszy unijnych. Jednak do momentu aż rada miasta nie podejmie decyzji, wszystko jest w fazie studium. Dopiero w połowie lutego radni miejscy oraz władze miasta mają dostać dokładnie przeanalizowane dwa wcześniej wspomniane warianty. – Wtedy rozpoczną się tak naprawdę konsultację społeczne – dodaje Trzmiel.