Krzysztof Stanowski zbiera podpisy w Krakowie. „Sam na siebie nie zagłosuję, chcę kartę na pamiątkę”

fot. Krzysztof Kalinowski

- Mój plan, by być największym głąbem w gronie kandydatów na prezydenta nie wypalił – mówił w Krakowie Krzysztof Stanowski. I apelował, by za dużo osób na niego w wyborach nie głosowało. – Chciałbym jednak zdobyć więcej głosów niż Magdalena Biejat i na pewno nie mniej niż Marek Jakubiak, bo to byłby obciach.

Choć sam o swojej kandydaturze mówi w kategoriach happeningu, znany z Kanału Zero Krzysztof Stanowski ruszył w Polskę, by zbierać podpisy, które umożliwiłyby mu start w nadchodzących wyborach prezydenckich. W środę był w Katowicach, w czwartek z kolei pojawił się w Krakowie, gdzie najpierw spacerował w okolicach Rynku, by wieczorem pojawić się na oficjalnym spotkaniu w Hali Lipowej na Zabłociu.

W Hali stawiły się dziesiątki osób, głównie mężczyzn, którzy z entuzjazmem przywitali Stanowskiego. Ten najpierw zamówił piwo, a następnie cierpliwie odpowiadał na pytania zgromadzonych, apelując o składanie podpisów.

– Chciałbym, byście się pobawili w wolontariuszy, gdyby każdy z was wziął ze sobą listę i zebrał po 50 podpisów, byłoby świetnie, bo trochę nam brakuje – mówił, tłumacząc, że podpisy są konieczne, jeśli zgromadzeni chcieliby zobaczyć go w debacie prezydenckiej na TVP. – Są też konieczne, by TVP w likwidacji wyemitowała moje spoty, a są bardzo fajne, w jednym jeżdżę na smoku. Myślę, że przy tym, co można zobaczyć w „Wiadomościach”, te spoty to coś, czego Polska jak najbardziej oczekuje. 

fot. Krzysztof Kalinowski
fot. Krzysztof Kalinowski

„Najgłupszy z kandydatów”

Stanowski mówił też wprost, że „nie jest to kandydatura na poważnie” i wie, że nie ma szans na zdobycie wysokiego wyniku.

– Mój idealny plan to między 2 a 5 procent. Chciałbym zdobyć więcej niż Magdalena Biejat, to sobie postawiłem za punkt honoru, taki wynik byłby super. Na pewno też nie chciałbym zdobyć mniej niż Marek Jakubiak, bo to byłby obciach. Ale nie głosujcie na mnie, może niech zagłosuje na mnie co druga osoba tutaj, bo powyżej 5 procent nie chciałbym dostać – mówił, tłumacząc, że zbyt wysoki wynik sprawiłby, że zaczęto by go traktować jak pewną siłę polityczną i nie mógłby robić tego, co do tej pory.

Stanowski komentował też inne kandydatury w wyborach prezydenckich. – Myślałem, że będę najgłupszy ze wszystkich kandydatów, ale rzeczywistość mnie zaskoczyła – mówił, by po chwili dodać: –  Mój plan by być największym głąbem w tym gronie nie wypalił. Nie wiem nawet czy jestem wiceliderem.

Karta na pamiątkę

Przyszły (o ile zdobędzie podpisy) kandydat na prezydenta zadeklarował też: – Ja sam na siebie na pewno nie zagłosuję, chcę mieć kartę na pamiątkę.

Na głosy, że jest to niezgodne z prawem, odpowiedział: – To nie mówcie nikomu, że tak zrobię. 

fot. Krzysztof Kalinowski
fot. Krzysztof Kalinowski

Stanowski starał się przy tym unikać odpowiedzi na poważniejsze pytania, podobnie jak unikał deklaracji politycznych i wszelkich obietnic. Tłumaczył, że jego postulat jest znany – „zero obietnic” – poza tym, wdawanie się w poważniejsze dyskusje sprawiłoby, że „wszedłby na ścieżkę, z której przez dłuższy czas nie mógłby zejść”.

Zapytany zaś o to, czy, jeśli teraz nie uda mu się zebrać podpisów, będzie próbował też za cztery lata, odpowiedział. – To jednorazowy happening. On zresztą dużo mnie kosztuje, bo nie wszyscy sponsorzy patrzą na to przychylnym okiem. Na pewno nie będę tego robił drugi raz.