Lao Che w Klubie Studio. Punkowy pazur kontra zimna fala

Jeden z najbardziej nieprzewidywalnych zespołów na polskiej scenie, grupa Lao Che, ponownie odwiedziła Kraków. 16 listopada formacja dała koncert w Klubie Studio.

Zanim jednak na scenie pojawiła się płocka kapela, publikę rozgrzał support - grupa Pieniądze. Zespół zaprezentował swoje bardzo żywiołowe brzmienie, lokujące się gdzieś pomiędzy punk rockiem a stylistką Kazika na Żywo. Licznie zgromadzona publiczność z życzliwością przysłuchiwała się twórczości zespołu, kilka osób zaimprowizowało nawet niewielkie pogo, jednak wyraźnie wyczuwalna była atmosfera oczekiwania na gwiazdę wieczoru.

W końcu wokalista Pieniędzy zakończył występ intonując klasyczną frazę „Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść…”, a w ich miejsce pojawili się panowie z Lao Che. Swoje show rozpoczęli piosenką „Już jutro” z najnowszego, wydanego w zeszłym roku „Soundtracku”. Prawdziwy entuzjazm publiki wzbudził jednak następny utwór, czyli „Czarne kowboje” z „Gospel”. Setlista koncertu składała się z piosenek pochodzących z wszystkich wydawnictw Lao Che oprócz tego najsłynniejszego, stanowiącego punkt zwrotny w karierze zespołu - „Powstania Warszawskiego”. Pojawiły się natomiast – zgodnie z zapowiedziami przed występem – utwory z „Guseł”: „Lelum Polelum”, „Astrolog” czy „Wiedźma”. Płocka formacja zagrała też piosenkę niezamieszczoną na żadnej płycie, czyli „Królową”. Po zaskakującej, jazzującej wersji „Prądu stałego / prądu zmiennego” zespół zszedł ze sceny, ale nie dał się długo prosić o bis. Lao Che pożegnało Kraków utworami „Zombi!”, „Chłopacy” i zaimprowizowanym wykonaniem „Klucznika”.

Na początku koncertu zespół zaatakował energetycznymi kawałkami, później pozwolił publice odpocząć przy tych bardziej nastrojowych, by na koniec znów porwać ją w szał koncertowej zabawy. Muzyce towarzyszyły klimatyczne wizualizacje, zaś Spięty, lider Lao Che, ciągle żartował, przedstawiając swój zespół nazwą supportu. Kontakt muzyków formacji z publicznością zasługuje na pochwałę: artyści prezentują bezpretensjonalną, otwartą postawę pełną dobrego humoru i szacunku wobec widowni. Podziw budzi również to, jak artyści łączą swój zróżnicowany stylistycznie dorobek w spójne i przekonujące show. Lao Che potrafi pokazać punkowy pazur, ogólnie zdaje się jednak skręcać w stronę zimnej fali, co tylko potwierdza tezę o powrocie estetyk rodem z lat '80. Występ w Studio udowodnił też, że Spięty i spółka brzmią najlepiej w warunkach klubowych (chociaż koncerty plenerowe zespołu też potrafią być udane, jak chociażby bardzo punkowy występ podczas Jarocin Festiwalu w 2010 roku).

Show Lao Che w Studio z pewnością zapisze się pozytywnie w pamięci fanów. Nawet ci, którzy oczekiwali utworów z „Powstania…”, nie powinni być zawiedzeni. Tym bardziej, że zespół zapowiedział na swoim facebookowym profilu rychły powrót do Krakowa w „arcyciekawej muzycznej kombinacji”. Szczegółów tejże na razie brak, ale z pewnością jest na co czekać!


Rafał Sowiński

fot. Jacek Smoter / lovekrakow.pl