Lider krakowskiej listy Prawa i Sprawiedliwości w pierwszej rozmowie jako kandydatka na posła. Małgorzata Wassermann zdradza, co zamierza robić w przyszłej kadencji Sejmu. Wyjaśnia, dlaczego nie startowała cztery lata temu do parlamentu oraz odpowiada na pytanie, czy w przyszłym rządzie objęłaby tekę ministra sprawiedliwości.
Patryk Salamon, redaktor naczelny LoveKraków.pl: Nie wydaje się pani, że dostanie się do Sejmu tylko dzięki nazwisku swojego ojca?
Małgorzata Wassermann, lider listy Prawa i Sprawiedliwości w Krakowie: Mam lepsze zdanie o wyborcach niż pan, bo wierzę, że ich wybory są świadome, a nie dyktowane „magią” nazwiska. Jeżeli 25 października mieszkańcy Krakowa zdecydują się powierzyć mi mandat poselski, to mam pełne przekonanie, że będą wybierać mnie, a nie tylko moje nazwisko. Być może jestem osobą rozpoznawalną, ale mam też poczucie, że w dużym stopniu sama ciężko na tą rozpoznawalność zapracowałam. W Krakowie mieszkam od urodzenia, tutaj chodziłam do szkoły, studiowałam i tutaj prowadzę własną kancelarię adwokacką. Mam wielu przyjaciół i znajomych w naszym mieście. Swoją wiedzą prawniczą od lat służę nie tylko osobom, które reprezentuję przed sądami, ale także współtworząc projekty ustaw procedowanych w poprzednich kadencjach Sejmu. Myślę, że właśnie ta działalność daje mi szansę na zdobycie mandatu posła.
Wierzy pani, że dzięki swojej pracy dostanie się do sejmu, a nie tylko dzięki nazwisku?
Jestem dumna z dorobku mojego ojca i nie wstydzę się swojego rodzinnego nazwiska. Cieszy mnie, że nazwisko Wassermann kojarzy się bardzo pozytywnie i jest atutem kandydata, a nie obciążeniem. Z pewnością przyczyniła się do tego kilkuletnia oddana praca mojego ojca na rzecz Polski i Polaków. Zaangażowanie parlamentarne, w tym trzy komisje śledcze, którym poświęcił całą swoją wiedzę i mnóstwo czasu, praktycznie zabrały nam go z domu na 10 lat. Powtórzę jednak raz jeszcze: wierzę, że wyborcy zagłosują na mnie jako na Małgorzatę Wassermann, a nie tylko jako na córkę Zbigniewa Wassermanna. Przez lata osobiście bardzo angażowałam się w udzielanie pomocy prawnej wielu ludziom nie tylko w kancelarii, ale także jako wolontariuszka. Mam wrażenie, że jak na rynek krakowski udało mi się stworzyć bardzo dobrze prosperującą i chętnie polecaną kancelarię, nie boję się podejmować trudnych wyzwań nawet gdy po drugiej stronie mam tak potężnego przeciwnika jak np. NFZ.
Dlaczego już cztery lata temu nie zdecydowała się pani startować do sejmu?
Staram się bardzo profesjonalnie wykonywać zawód adwokata i prowadzić swoją kancelarię. Cztery lata temu nie czułam się jeszcze na siłach, aby jednocześnie prowadzić kancelarię i wykonywać obowiązki poselskie. Chciałabym nie musieć zamykać kancelarii. Jeżeli zostanę wybrana, nie będę posłem zawodowym i nie będę pobierać uposażenia z Sejmu, ale dalej będę utrzymywać się z własnej pracy jako adwokat. Sprawę każdego klienta kancelarii zawsze traktowałam bardzo indywidualnie, bo wiem, że dla danej osoby to właśnie jej problem jest najważniejszy. Poza tym przed poprzednimi wyborami doszłam też do wniosku, że muszę nabrać dystansu do tego co wydarzyło się w Smoleńsku. Do Sejmu idzie się po to, aby poświęcić czas i wiedzę nie dla załatwiania własnych spraw, ale rozwiązywania spraw ogółu.
Kto namówił panią do startu w tegorocznych wyborach?
Nikt nie musiał mnie namawiać. Samodzielnie i w pełni świadomie podjęłam taką decyzję. Na płaszczyźnie prawnej współpracuję z kierownictwem PiS od dłuższego czasu. Pojawiła się propozycja startu, a ja zadeklarowałam taką gotowość i kandyduję.
Ale kto panią namówił?
Jeśli ktoś się na coś decyduje to nie musi być namawiany.
To kto zaoferował? Prezes Kaczyński?
To oczywiste, że rozmawiałam o swoim kandydowaniu z prezesem partii. Spotykałam się od czasu do czasu z kierownictwem PiS, np. gdy mogłam się ze swoją wiedzą prawniczą do czegoś się przydać, więc naturalnie w tych rozmowach pojawiał się temat kandydowania, a ja ze swej strony wyraziłam taką gotowość. Ale dopiero po zatwierdzeniu list przez komitet polityczny otrzymałam z Warszawy potwierdzoną informację, że jestem na liście.
Szykuje się pojedynek między panią a Rafałem Trzaskowskim z PO. Jak będzie wyglądać to starcie?
Nie nastawiam się na stracie. Chciałabym skupić się w kampanii na pozytywnych aspektach mojej oferty dla Polaków. Jestem daleka od odwoływania się do słabości czy błędów innych. Chcę pracować w Sejmie na rzecz tworzenia dobrego prawa, z obywatelami i dla obywateli. Dzisiaj razi mnie to, w jaki sposób tworzy się prawo, gdzie często decydujący jest głos potężnych lobby interesów, a nie głos obywateli. W kampanii zamierzam zatem eksponować to, na czym ja się znam, a nie to, na czym nie znają się moi konkurenci.
Jak pani scharakteryzuje swoje zadania w przyszłej kadencji sejmu i co zyskają na tym mieszkańcy Krakowa?
Jak już mówiłam, mieszkam w Krakowie od urodzenia i czuję, że jest to mój dom. Każdy codzienny problem Krakowian, taki jak np. smog, korki, bezpieczeństwo to także mój problem. Na pewno daleka jestem od obiecywania moim wyborcom rzeczy, które załatwiane są na poziomie lokalnym i nie wchodzą w zakres poselskich kompetencji. Ciągle widzę karuzelę niespełnionych obietnic, bo trzeba sobie zdawać sprawę co na poziomie lokalnym może poseł, a co jest rolą prezydenta czy rady miasta. Wydaje mi się, że poseł z Krakowa powinien dbać przede wszystkim o to aby ważne inwestycje i środki pieniężne nie omijały województwa małopolskiego.
Będzie pani łatwiej pozyskiwać środki jako minister sprawiedliwości w przyszłym rządzie?
Rozważając tą kwestię czysto hipotetycznie, to nie sądzę, aby podstawowym zadaniem ministra sprawiedliwości było pozyskiwanie jakichkolwiek środków. Niewątpliwie jednak jako minister można dla swojego regionu zrobić więcej niż jako poseł.
Media ogólnopolskie rozpisują się na temat teki ministra sprawiedliwości dla pani.
Dzielenie stanowisk sześć tygodni przed wyborami jest nic niewarte. Jeżeli wyborcy powierzą PiS władzę, to wtedy będziemy się zastanawiać, kto wejdzie w skład rządu.
Jeśli dostanie pani propozycję np. od Beaty Szydło, aby wejść w skład Rady Ministrów, to jaka będzie pani odpowiedź?
Jeśli ja się Pana zapytam, czy zamierza Pan zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych, to co Pan powie?
To odpowiem, że nie będę kandydować na taki urząd.
Rozumiem tabloidy, które pisały o tym, że miałabym zostać ministrem sprawiedliwości, bo one potrzebują chwytliwych tytułów. Kwestie kadrowe są jednak dla mnie kwestią wtórną. W PiS mamy bardzo szeroką ławkę i jest wiele osób, które mogłyby się doskonale sprawdzić w roli ministra sprawiedliwości.
Będzie pani „grać” Smoleńskiem w kampanii wyborczej?
Nigdy nie grałam Smoleńskiem. To dla mnie osobiście zbyt poważna sprawa, aby nią „grać”. Smoleńsk jest przede wszystkim moją prywatną sprawą. W śledztwie prowadzonym przez prokuraturę mam status osoby pokrzywdzonej i o to znaczenie mi chodzi. Do Sejmu nie idę jednak załatwiać swoich prywatnych spraw, tylko swoją wiedzą i doświadczeniem przyczynić się do rozwiązywania problemów systemowych. Jeśli cały system wymiaru sprawiedliwości będzie działał tak jak powinien, to będzie to z pożytkiem dla wszystkich obywateli i dla każdego śledztwa, w tym także dla śledztwa w sprawie tej katastrofy.