„Nie mamy pieniędzy na struny” – rozmowa z Kombajnem Do Zbierania Kur Po Wioskach

Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach – zespół dobry, zespół niedoceniony, zespół ponad normę doświadczony przez los. Debiutowali dekadę temu w słynnym „Minimaxie” Piotra Kaczkowskiego. Mają na koncie terapię w ośrodku dla uzależnionych, trzy albumy, odwołaną trasę i śmierć perkusisty. O biedzie, piłce nożnej, artystach lubianych, i tych mniej lubianych, rozmawiałem po koncercie w Krakowie z dwoma gitarzystami zespołu: najmłodszym stażem Tomaszem Śliwką oraz Pawłem „Koprem” Koprowskim – jedynym, obok Marcina Zagańskiego, muzykiem pamiętającym oryginalny skład Kombajnu.

Łukasz Pytko, Lovekrakow.pl: Jako że wywiad ukaże się w na skroś krakowskim portalu, zapytam was na początek o pierwsze skojarzenie z Krakowem.

Tomasz Śliwka: Smok wawelski!

Koper: Bazyliszek!

TŚ: Bazyliszek był z Warszawy! A jak Kraków, to Wisła i Cracovia. A dzisiaj był chyba jakiś mecz?

Tak jest, Wisła wygrała 2-0 z Pogonią Szczecin.

TŚ: A jak Wisła stoi w tabeli?

Fatalnie, 9 albo 8 miejsce. Dobrze, mamy za sobą pytanie o Kraków, pora na stolicę. Ja sam jestem z Krakowa, a tu taki paradoks – nawet lubię Warszawę…

K: - No to kurwa bój się o siebie!

…a lubię zwłaszcza mieszkające tam niedźwiedzie. Na pewno pomogła mi w tym wasza piosenka „Warszawa” (w której znajduje się wcześniej wymieniony fragment o niedźwiedziach – przyp. red). A wy jaki macie stosunek do stolicy?

K: Ja mam niedobry stosunek. Jestem z Warszawy, przeżyłem tam 18 lat.

TŚ: Wszyscy, którzy się tam urodzili, to stamtąd wyjechali.

Historia waszego zespołu wiąże się z jeszcze inną miejscowością, a mianowicie z Nowym Dworkiem koło Świebodzina (muzycy poznali się tam w ośrodku dla uzależnionych – przyp. red). Pierwsze skojarzenie ze Świebodzinem jest od pewnego czasu oczywiste, dlatego spytam - jak Wam się podoba tamtejszy Jezus?

K: Przerażający jest! Pasowałby do Warszawy…

TŚ: Na Placu Trzech Krzyży powinien stać.

K: Albo zamiast palmy.

TŚ: Palma powinna wyrosnąć mu na dłoni.

Przygotowując się do tej rozmowy natrafiłem na tylko jeden sensowny wywiad z wami, udzielony jakiemuś niszowemu portalowi. Nie lubicie wywiadów? Wkurzają was dziennikarze?

TŚ: Dowiesz się, jak przeczytasz swój wywiad z nami za parę dni.

K: Bardzo mało wywiadów udzielamy. Dlaczego? No bo pytasz nas o nasz światopogląd. A nasz światopogląd jest… nasz. Chyba nikt nie lubi się obnażać albo dzielić swoją prywatnością?

TŚ: …chyba, że jesteś Skibą i pokazujesz dupę na scenie.

A propos Skiby, i szerzej – a propos kondycji polskiej sceny muzycznej: kogo uważacie za naprawdę wartych słuchania?

TŚ: Łąki Łan. Zajebisty zespół. I Edyta Bartosiewicz, najlepsza polska gitarzystka ever.

K: Ja nie słucham muzyki. Prawie w ogóle. Ostatnio tylko jakiś japoński zespół słuchałem. A, i jeszcze pomagałem przy nagrywaniu płyty Skubasa, więc siłą rzeczy miałem styczność z muzyką.

Pytam nieprzypadkowo, bo w 2011 roku graliście w Poznaniu na Męskim Graniu, razem z Fiszem, Voo Voo, Lao Che, Lechem Janerką i Leszkiem Możdżerem. Moim zdaniem był to świetny zestaw, na jednej scenie zebrało się grono naprawdę godnych uwagi artystów.

TŚ: Leszek Możdżer strasznie ściemniał. A później nie chciał rozdawać autografów dziewczynom, które krzyczały za nim: „Panie Leszku! Panie Leszku!”. A on udawał, że ich nie słyszy. Nie spodziewałem się po nim czegoś takiego.

Swego czasu śmialiście się z Kupichy, i co? Wyszło na wasze – płyty Feel można kupić za 5 zł w Saturnie, a debiutanckiego „Ósmego Piętra” Kombajnu Do Zbierania Kur Po Wioskach nie można kupić w żadnym sklepie. Na allegro ktoś chciał ostatnio za tę płytę 120 zł!

K: A ja w Saturnie pracowałem, i próbowałem ściągnąć do sklepu nasze płyty, żeby się sprzedawały. I nie dało się, nie ma w dystrybucji!

Nie myśleliście o reedycji?

TŚ: Następne pytanie.

K: Następne pytanie. (śmiech)

Pytam dlatego, że jest sposób na to, żeby wydawać płyty niezależnie. Na pewno słyszeliście o Michael’u Girze. On sam, z pomocą fanów, zebrał środki na dwa ostatnie albumy Swans. W bardzo prosty sposób – wydał dwie koncertówki. Nie myśleliście o tym? Tym bardziej, że Kombajn na scenie różni się bardzo od jego studyjnego alter ego.

TŚ: Ale Gira musiał nagrać sześć płyt, by stwierdzić, że nauczył się grać. Wiadomo, to by była najlepsza opcja – wydawać płyty, wydawać koncerty. Pytanie brzmi: kto to kupi?

K: Nie ma pieniędzy, bieda jest. Sprawa podstawowa: masz pieniądze, żeby opłacić studio, tłoczenie, dystrybucję? Bo my, kurwa, nie mamy na struny.

Niestety, taka jest obecnie kondycja polskiego rynku muzycznego. Przy okazji, muszę jeszcze wspomnieć o jednym zespole, do którego często jesteście porównywani. Myslovitz. Jak się zapatrujecie na ten twór bez jego oryginalnego frontmana (Artur Rojek opuścił zespół w 2012 roku – przyp. red)? Oni wciąż każą sobie płacić za bilet ponad 50 zł.

TŚ: Ostatnia płyta z Rojkiem była średnia. Dlatego się rozstali.

K: jak nagrywaliśmy drugą naszą płytę, „Lewą stronę literki M”, to mieszkaliśmy w Sopocie u Cieślaka (Macieja Cieślaka, producenta muzycznego – przyp. red), który masterował właśnie płytę „Happiness is Easy” Myslovitz. I my przed premierą, a nawet przed końcowym masteringiem, weszliśmy do studia i odsłuchaliśmy to. Mieliśmy tę płytę nawet wytłoczoną. A ja chciałem to sprzedać na allegro i zarobić.

Wracając do Kombajnu – pamiętam, że te dziesięć lat temu, gdy debiutowaliście, szczególnie przemawiały do mnie teksty Marcina Zagańskiego. Wydawały mi się one na swój sposób poetyckie i oryginalne. Mamy rok 2013, i teraz nie robią już one na mnie takiego wrażenia. Myślę, że jest to efekt nie jakiejś ujętej w cudzysłowie „dojrzałości”, czy to muzycznej, czy życiowej, ale po prostu wszystko wokół nas staje się coraz bardziej proste. Dziś gimnazjalista po usłyszeniu was prawdopodobnie zwymiotowałby i wrócił do słuchania Justina Biebera.

(chwila ciszy)

TŚ: To jego problem.

K: Nie, masz rację, tak właśnie jest!

Miałem to szczęście, że natknąłem się na was jeszcze przed wydaniem „Ósmego Piętra”. Pamiętam ten moment: rok 2003, to był drugi utwór na płycie Minimax.pl, wydanej przez Piotra Kaczkowskiego, legendę Polskiego Radia. Usłyszałem tekst o „smarowaniu mięsa balsamem” i z miejsca chwyciłem bakcyla.

A który utwór z tej płyty najbardziej ci się podobał?

To pytanie jest tendencyjne! Ale oczywiście, oprócz Kombajnu, najbardziej podobał mi się Freak of Nature. Kupiłem sobie nawet ich płytę.

TŚ: Tak jest, pełna zgoda!

K: A mi najbardziej podobał się Yeshe. Uważam, że to jedyny projekt, w którym Waglewski się sprawdził.

TŚ: Yeshe są mega dobrzy.

Koper, z waszej dwójki tylko Ty byłeś wtedy członkiem zespołu. Pierwszy raz w radiu puścił was właśnie Piotr Kaczkowski – jakieś wspomnienie związane z jego osobą?

K: Pamiętam nawet słowa, które powiedział, gdy pierwszy raz nas zagrał w Trójce. Że „to jest Do Zbierania Kur Po Wioskach”, i że „umarł Leszek Łątkowski” - bo to było tak, że nasz pierwszy perkusista zmarł na raka mózgu, i akurat jego śmierć się zbiegła z tym, że wysłaliśmy naszą demówkę do radia. Chociaż znam Kaczkowskiego osobiście, to nie pytałem go, dlaczego puszczał „Połączenia” właśnie wtedy…

Prawdopodobnie mu się podobaliście.

K: Tak myślę.

fot. Filip Radwański/lovekrakow.pl

News will be here