Zasłynął z „zamachu krzesłem” na prezydenta Bronisława Komorowskiego, ostatnio organizował protesty przeciwko obostrzeniom podczas pandemii, teraz podaje się za dziennikarza.
Jak poinformował Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, podając się za dziennikarza, Marek M. wszedł do budynku Prokuratury Okręgowej w Krakowie, by stamtąd nadawać transmisję na żywo.
– Urządzał transmisje oglądane przez członków faszyzującej prorosyjskiej organizacji „Kamractwo". Mimo tego, że mężczyzna ten od lat jest znany z naruszenia prawa – ochrona budynku dała się nabrać, że ma do czynienia z „dziennikarzem” z poważnej dużej redakcji – poinformował OMZRiK.
Okazało się jednak, że nie do końca było tak, jak przedstawia to ośrodek.
– Marek M. składając zawiadomienie do Prokuratury Okręgowej w Krakowie w ogólnodostępnej części wejścia do Prokuratury Okręgowej, dokonał jakiegoś nagrania, które zamieścił w internecie. Nie odbywało się to wewnątrz pomieszczeń, lecz przy dzienniku podawczym, które jest ogólnodostępne – powiedział nam Janusz Hnatko, rzecznik prasowy krakowskiej prokuratury.
Krzesło i porwanie
Natomiast sam Marek M. działa w – jak to nazwał – krakowskim antysystemowym środowisku patriotyczno-wolnościowym. Opowiadał o tym kilka miesięcy temu w rozmowie na kanale byłego kickboksera, a obecnie zawodnika KSW Tomasza Sarary. M. mówił też o nastrojach rewolucyjnych i coraz większej rzeszy osób, które chciałyby „wziąć odpowiedzialność za kraj”. Chwalił się, że jego środowisko ma „dobry kontrwywiad” i ludzi w „służbach”.
Mężczyzna przypomniał również happening z krzesłem i jego konsekwencje. – Po 100 latach byłem drugą osobą oskarżoną o zamach na głowę państwa – ironizował. Ostatecznie mężczyzna został uniewinniony od głównego zarzutu. Skazany został za znieważanie głowy państwa i posługiwanie się fałszywą tożsamością na 6 tys. zł grzywny. Taki wyrok zapadł przed sądem apelacyjnym w 2017 roku.
To nie jedyna kontrowersyjna sprawa. Dużo poważniejsza miała miejsce w 2018 roku, gdy porwał własnego syna, do którego opieki stracił prawo. – 37-letni mieszkaniec Krakowa, który nie zastosował się do poleceń sądu przyznającego opiekę nad dzieckiem matce i uprowadził swojego czteroletniego synka, był poszukiwany listem gończym wydanym w toku śledztwa przez Prokuraturę Rejonową w Krakowie – Nowej Hucie. Również inne krakowskie prokuratury prowadziły przeciwko niemu postępowanie, ponadto miał do odbycia zaległą karę 1,5 roku pozbawienia wolności – informował Sebastian Gleń, rzecznik prasowy małopolskiej policji. Marek M. trafił od razu do zakładu karnego.