Wanda, niejaki Twardowski, smok wawelski – słyszał o nich najpewniej każdy krakowianin. Czy jednak wiecie, że wawelskiego gada można spotkać również w Kopalni Soli „Wieliczka”? By go wypatrzyć, wystarczy uważnie przyjrzeć się ambonie w kaplicy św. Kingi. Pod ziemią mieszka rzecz jasna nie tylko smok, ale również Skarbnik, krasnoludki i niebezpieczna Bieliczka. Podczas zwiedzania zabytkowej kopalni usłyszycie także bardzo starą opowieść o Kindze i pewnym cudownym pierścieniu.
Kinga
Jest postacią historyczną. Urodziła się w roku 1234 w królewskiej rodzinie Arpadów (córka Beli IV). Gdy miała pięć lat, zaręczono ją z małopolskim Piastem – Bolesławem, którego znamy pod przydomkiem Wstydliwy. Kinga zwana również Kunegundą - królewna, księżna, klaryska, patronka solnych górników, błogosławiona, wreszcie święta. Z jej osobą wiąże się również jedna z najpiękniejszych legend wielickiej kopalni.
Historię o cudownym pierścieniu opisał już słynny kronikarz Jan Długosz. A było to tak… Król Bela pragnął swej córce ofiarować bogaty posag. Kinga jednak nie chciała ani złota, ani kosztowności. Dowiedziała się bowiem, że w jej nowej ojczyźnie jest w bród wszelkich bogactw, brakuje jednak soli. Poprosiła więc ojca o kopalnię soli w krainie Maramuresz. Przyszła księżna krakowska udała się tam i do jednego z szybów wrzuciła swój zaręczynowy pierścień. Dziwili się ludzie, gdy w orszaku Kingi ujrzeli górników. Mądra królewna zabrała ich jednak nie bez przyczyny. W pobliżu Krakowa nakazała postój, a górnikom wskazała miejsce, w którym mają kopać. Bez słowa zabrali się do roboty. Wnet kilofy uderzyły o twardą skałę. Oczyszczona z ziemi okazała się bryłą soli kamiennej. Jeszcze większe zdumienie zapanowało, kiedy w blasku słońca zajaśniał zatopiony w niej pierścień, ten sam, który Kinga Arpadówna posłała w głąb szybu w odległym kraju.
Opowieść o pierścieniu królewny Kingi jest bardzo bliska górnikom Kopalni Soli „Wieliczka”. Legendarne zdarzenia przedstawili w komorze Janowice – wyrzeźbiona w soli Kinga wyciąga dłoń po pierścień, który podaje jej klęczący górnik.
Biała Pani
Mówi się o niej też Pani Kopalni albo Bieliczka. Pod koniec XIX wieku pojawiło się przekonanie, że jest nimfą z prehistorycznego morza, które skamieniało, zmieniając się w sól. Biała Pani była równie piękna, co zła. Szkodziła górnikom bez wyraźnej przyczyny, ot tak, ze złośliwości chyba. Nie tylko utrudniała pracę, odstraszając od miejsc, w których znajdowała się najczystsza sól, ale, co gorsza, zwodziła, mamiła i prowadziła na zgubę oczarowanych jej urodą. Czasem udawała damę w opałach, czasem przysiadała przy pracującym ciężko górniku, opowiadała o swojej tęsknocie za słońcem i prosiła, by ją wynieść na powierzchnię. Biada temu, kto zgodził się ratować tę przecherę. Wzięta w ramiona bądź „na barana”, zmieniała się w bałwan soli. Pod żadnym pozorem nie wymawiano w kopalni jej imienia, unikano rejonów, w których lubiła się pojawiać. A gdy już przyszło górnikom stanąć z Bieliczką twarzą w twarz, wówczas ratował znak krzyża, modlitwa lub wypowiedzenie imienia świętego patrona.
Skarbnik
Skąd przybył, tego nie wie nikt. Uosabia potęgę natury, niewykluczone więc, że był w wielickich podziemiach od zawsze. Strzeże solnych skarbów, chroni też górników. W dawnych czasach nie mówiło się o nim „Skarbnik”, lecz „On” – z szacunkiem i respektem. Niepojęte podziemne zjawiska skłaniały do szczególnej ostrożności, by ani jednym słowem nie urazić władcy podziemi. Skarbnik był surowy, lecz sprawiedliwy.
Z dziada pradziada przekazywano w Wieliczce opowieści o starcu z rozwianą brodą, nadzwyczajnie wysokim, o spojrzeniu gorejącym i przenikliwym, który ostrzegał górników przed niebezpieczeństwami, a także, tym uczciwym oraz pracowitym, wskazywał najlepszą sól. Pojawiał się pod postacią sztygara lub górniczego urzędnika i nie raz wystawiał pracujących pod ziemią ludzi na rozmaite próby, z drugiej zaś strony zdarzały mu się poufałości – podkradał górnikom śniadanie.
Skarbnik nie wahał się też przybrać kształtu zwierzęcia, np. myszy, kota bądź psa. Pod tymi postaciami zdarzało mu się używać ludzkiego głosu. Bywało też, że manifestował swoją obecność poprzez tajemnicze światła, błyski, trzaski. Od wielu już lat w wielickiej kopalni nie wydobywa się soli, a Skarbnik, zdaje się, poszedł z duchem czasów i złagodniał nieco. Wciąż troszczy się o bezpieczeństwo kopalni oraz przebywających w niej ludzi, ale częściej niż kiedyś pojawia się na Trasie Turystycznej, witając gości, w szczególności najmłodszych zwiedzających.
Krasnoludki
Narzędzia w nieładzie, splątana lina, okruszki w pustym chlebaku – sprawcami wszelkich psot były rzecz jasna krasnoludki. Poczynały sobie śmiało, lecz gdy zaszła potrzeba, chętnie górnikom pomagały przy pracy. Na Trasie Turystycznej można zobaczyć kilka rzeźb przedstawiających tych małych mieszkańców podziemi. Zdobią komorę Pieskowa Skała, zamieszkają na podszybiu szybiku Kunegunda, gdzie prezentują rozmaite górnicze zajęcia.
Krasnoludki przebojem przedarły się do współczesności. Za sprawą bajkopisarki Beaty Kołodziej przybrały miano soliludków i zamieszkały w Solilandii. O przygodach soliludków powstały już trzy tomy, można też spotkać się z nimi osobiście podczas zwiedzania kopalni. Specjalny tematyczny spacer po Trasie Turystycznej „Odkrywamy Soliandię” to frajda dla dzieci i dorosłych.