Karę trzech lat więzienia wymierzył krakowski sąd Marioli M. za oszustwa przy sprzedaży mieszkań w Krakowie. 61-latka nie przyznawała się do winy.
Na mocy nieprawomocnego wyroku kobieta ma także dziesięcioletni zakaz prowadzenia działalności gospodarczej i musi oddać pokrzywdzonym blisko milion złotych. Ma też do zapłaty 50 tys. zł grzywny.
Oskarżona odpowiada z wolnej stopy. Średniego wzrostu, szczupła, brunetka na garsonce miała wpiętą broszkę z jaszczurką. Nie kryła, że utrzymuje się teraz z emerytury, na którą z racji wieku przeszła całkiem niedawno. Twierdziła, że nie posiada żadnego majątku oprócz działki w Czyżynach, ale ona już jest objęta zajęciem komorniczym.
Pomocny syn notariusz
– Pani jest osobą karaną za oszustwo przez warszawski sąd? – upewniał się na rozprawie sędzia. Oskarżona się obruszyła.
– Dostałam tylko grzywnę – odparła. Sędzia zwrócił jej uwagę, że to też forma kary orzeczona w prawomocnym już wyroku.
Kobieta miała biuro pośrednictwa obrotu nieruchomościami na ul. Mikołajskiej w Krakowie. Świadkowie zeznali, że pomagał jej też syn, krakowski notariusz i to miało uwiarygadniać działania Marioli M. Wzbudzało większe zaufanie potencjalnych klientów.
Generalnie kobieta kusiła ludzi ofertą kupna atrakcyjnych mieszkań, które miały należeć do jednego z banków. Namawiała klientów, by wpłacili jej kwotę 10-20 tys. zł, by „zarezerwować” dla nich te mieszkania. Niektórym obiecywała, że gdy nabędą lokal, to ona go potem sprzeda z zyskiem i podzieli się częścią funduszy.
Po otrzymaniu pieniędzy Mariola M. podpisywała z ludźmi umowę i stosowała metodę uników. Opowiadała, że nie może otrzymać niezbędnych dokumentów z banku lub czeka na klucze do tych mieszkań, by klienci je sobie obejrzeli.
Te oczekiwania trwały tygodniami, kobieta nie chciała poddawać o jaki bank chodzi oraz lokalizacji mieszkań do kupienia.
Zwodziła ludzi, że będą mieszkania
W końcu podawała różne adresy lokali m.in. na ul. Ugorek, Rakowickiej, Młyńskiej, Żywieckiej i Topolowej. Sąd przesłuchał m.in. pokrzywdzoną 37-letnią Karolinę P., która skusiła się na ofertę oskarżonej i przekazała jej 20 tys. zł, by zarezerwować jedno z mieszkań.
Po wpłacie oskarżona zwodziła kobietę, nie pokazała jej lokalu, a tylko mówiła, że znajduje się gdzieś w okolicy ronda Barei. Karolina P. odzyskała całą kwotę, ale tylko dlatego, że zaangażowała prawnika, który wynegocjował z synem oskarżonej oddanie pieniędzy.
– Czemu pani dała 20 tys. zł, choć nie znała lokalizacji mieszkania i jego metrażu? – dopytywał się adwokat Marioli M. Świadek odparła, że miała do oskarżonej zaufanie jako pośredniczki w obrocie nieruchomościami. Także dlatego, że była wieloletnią klientką jej mamy prowadzącej sklep z obuwiem.
– Dlatego nie uważałam, by to było kupowanie kota w worku. Dopiero, gdy Mariola M. nie chciała mi oddać pieniędzy z zaliczki, zaczęłam podejrzewać, że coś jest nie tak z tym mieszkaniem – nie kryła Karolina P.