– Najważniejsze jest to, że mamy lokalną, ekologiczną i pełnowartościową żywność, a także warzywa i owoce, których nie można dostać w prawie żadnym sklepie – mówi Jędrzej Cyganik z Wawelskiej Kooperatywy Spożywczej w rozmowie z LoveKraków.pl
Dla tych, którzy pierwszy raz stykają się z Wawelską Kooperatywą Spożywczą: kim jesteście?
Jędrzej Cyganik: Jesteśmy grupą ludzi, którzy chcą mieć dostęp do świeżych i dobrych produktów pochodzących prosto od rolnika – to jest nasz priorytet. Przez nasze działania wspieramy także lokalne rolnictwo, uczymy się współdziałania, integrujemy społecznie. Poprzez samoorganizację możemy omijać pewne niewygodne rozwiązania systemowe, które są nam dane.
Ciekawią mnie inspiracje i pomysły na takie inicjatywy. Jak było w Waszym przypadku?
Jędrzej: Początki naszej kooperatywy mają swoje korzenie w prasie i... skrzynce czereśni. Kilka lat temu w „Przekroju” pojawił się artykuł o pierwszej w Polsce kooperatywie spożywczej w Warszawie. Stwierdziliśmy, że warto poszukać w naszej okolicy ludzi, którzy chcieliby działać w taki sposób, a później znaleźć rolników, od których będziemy kupować produkty.
Pierwszym naszym zakupem było dwadzieścia kilogramów czereśni. Nie wiedzieliśmy co z nimi zrobić, więc założyliśmy stronę na Facebooku i jak ktoś chciał, mógł przyjść do nas i je wziąć. Stopniowo dołączali do nas ludzie, którym spodobała się ta idea.
Zaczęło się od skrzynki czereśni. Jakie produkty można u Was dostać?
Katarzyna Wrona: Jest prawie wszystko, ale bazujemy na warzywach, bo nie ukrywamy, że większość z nas jest wegetarianami. Mięsa jeszcze nie rozprowadzamy, być może w przyszłości to się zmieni. Dochodzą do tego produkty wiejskie: jaka, mleko, orzechy. Nasz asortyment poszerza się o chleby czy pasty wegeteriańskie wraz z osobami, które do nas dołączają. Należy podkreślić, że produkty kupujemy od rolników, a wymieniamy się naszymi przetworami.
Dlaczego?
Jędrzej: Ponieważ polskie ustawodawstwo nie sprzyja tego typu inicjatywom. Na przykład środowiska rolnicze wciąż walczą o prawo do sprzedawania przetworów…
Katarzyna: …bo mogą sprzedawać marchewkę, ale już surówkę z niej nie, bo to produkt przetworzony. I potrzeba specjalnych pozwoleń.
Jędrzej: Choć rolnicy z innych krajów, jak Niemcy czy Włochy, takich pozwoleń już dawno nie potrzebują. W każdym gospodarstwie powstają wspaniałe przetwory – dlaczego mamy mieć dostęp tylko do tych produkowanych masowo i najczęściej z importu?
Jakich osób jest najwięcej w Wawelskiej Kooperatywie Spożywczej?
Katarzyna: Grupa wiekowa 30 lat +/- jest najliczniejsza. Głównie są to młodzi rodzice z dziećmi, ale zróżnicowanie jest duże. Zauważyliśmy, że zaczynają napływać też ludzie w średnim wieku, mamy już dwie członkinie w wieku około 50 lat. To jest fajne, bo starsi często mają już swoje nawyki – „panią Zosię z targu”. W kooperatywie mogą znaleźć coś więcej niż tylko produkty. Przyjaźnimy się, wspieramy, mamy wspólne cele.
Jędrzej: Jedzenie jest punktem wyjścia, ale dzięki temu ludzie poznają się, zaczynają sobie pomagać i współdziałać na innych polach, niż wspólne zakupy.
Aby móc korzystać z tego, co oferujecie, trzeba się zapisać do kooperatywy?
Jędrzej: Trzeba napisać do nas maila. Później, jeśli ktoś chce uczestniczyć w wymianie, zapraszamy takie osoby na spotkanie informacyjne przy odbiorze warzyw i wtedy członkowie opowiadają o tym, jak kooperatywa działa.
Katarzyna: Bezwzględnym warunkiem, by do nas dołączyć, jest zaakceptowanie naszych zasad, które są zapisane w statucie. Jeśli kandydaci się z nimi zgadzają, to dostają formularze, dzięki którym mogą zamawiać produkty.
Jakie produkty można dostać na drodze wymiany, bo nie uświadczy się ich w zwykłych sklepach spożywczych?
Katarzyna: Jako przykład mogę podać pastę ze słonecznika z curry. Nigdzie takiego produktu nie spotkałam. Mamy też chleby pieczone na zakwasie, a ze słodyczy – kulki daktylowe.
Jędrzej: Ogólnie produkty dla wegan, bo o nie najtrudniej w sklepach, a jeśli są, to drogie. Jak ktoś robi sobie tofu czy humus, to może zrobić trzy słoiki więcej i wymienić je na coś innego. Najważniejsze jest to, że mamy lokalną, ekologiczną i pełnowartościową żywność, a także warzywa i owoce, których nie można dostać w prawie żadnym sklepie.
Na styczniowym Food Stocku ciekawą prelekcję zorganizowała Polska Akcja Humanitarna. Chodzi mi o metodę PLON. Wasza inicjatywa wpisuje się w tę ideę niemarnowania jedzenia?
Jędrzej: Elementem metody PLON jest właśnie taka postawa konsumencka jak nasza. Chodzi o to, żeby kupować lokalnie, bezpośrednio od producenta, wspierać lokalne rolnictwo.
Katarzyna: I kupować rozsądnie.
Jędrzej: Współpracujemy z PAH. Ostatnio prowadziliśmy razem prezentację programu PLON i idei kooperatywy spożywczej jako jednej z możliwości świadomej konsumpcji. Wykład odbył się w jednej z korporacji i spotkał się z dużym zainteresowaniem i zaangażowaniem uczestników. Kilkoro z nich zgłosiło się do naszej kooperatywy.
Jakie są Wasze główne cele?
Jędrzej: Dobra i zdrowa żywność prosto od rolnika.
Katarzyna: Równie ważna jest dbałość o rolnika – żeby godnie żył i miał pieniądze za swoją pracę. My korzystamy w taki sposób, że nie płacimy pośrednikom, których jest mnóstwo. Swoją pracą i swoim czasem zyskujemy zdrowe jedzenie i tańsze produkty.
Jędrzej: Obecnie od rolników kupuję wszystko, oprócz jedzenia dla kotów czy płynu do prania. Dla porównania: kupuję marchew w kooperatywie – krzywą i brudną, ale słodziutką i soczystą. Raz jej zabrakło i byłem zmuszony do zakupów na jednym z placów. Pomijając brak smaku, wszystkie te marchewki prawdopodobnie pochodziły z jednej ogromnej marchewkowej monokultury gdzieś z drugiego krańca Polski. Taka marchew kosztuje w skupie około 30 groszy, ale przez łańcuch pośredników jej cena wzrasta dziesięciokrotnie. Lepiej zapłacić 3 złote rolnikowi i mieć pewność, że cała suma trafia do niego.
Jak rolnicy podchodzą do kooperatywy?
Katarzyna: Istnieją gospodarstwa posiadające certyfikaty ekologiczne. Kupując tam nie mamy żadnych problemów. Ale certyfikat jest drogi, więc i warzywa są droższe. Są też rolnicy bez certyfikatów, jednak spełniający wszystkie normy – uprawa odbywa się w tradycyjny sposób, bez nawozów sztucznych. U takich właśnie gospodarstw chcielibyśmy kupować. Rozmawiamy z rolnikami, umawiamy się. Ci starsi są nieco bardziej sceptyczni, ale w rolnictwie są też osoby młodsze. Po zapewnieniach, że otrzymają za swoją pracę godziwą płacę, są skłonni obdarzyć nas zaufaniem. Na tym to polega – na zaufaniu i wsparciu, bo rolnicy mają ciężkie życie.
Z jakimi problemami mierzycie się w samej kooperatywie?
Jędrzej: Głównie z zaangażowaniem ludzi. W każdej kooperatywie, i w ogóle w każdej społeczności, zdarzają się tzw. freeriderzy, którzy tylko odbierają swoje zamówienia. Staramy się jednak aktywizować wszystkich, aby współdziałali i uczestniczyli w życiu kooperatywy, dawali z siebie choć trochę, każdy wedle swoich umiejętności i możliwości. Problemem jest także świadomość i wiedza. W kooperatywie trudno o kogoś związanego z rolnictwem, np. po studiach rolniczych czy biologicznych. Mieszkańcy miast nie mają pojęcia, ile pracy wkłada się w uprawę żywności i z jakimi trudnościami się to wiąże. Musimy sobie pewne rzeczy wyjaśniać. Na przykład dlaczego pietruszka jest czasem miękka, albo dlaczego rolnik nie ma całkowitego wpływu na swoje plony.
Katarzyna: Ale jest coraz lepiej. Nie nazwałabym tego problemami, tylko nowymi wyzwaniami, z którymi trzeba sobie poradzić.
Współpracujecie z innymi kooperatywami w Polsce? Ile ich jest?
Jędrzej: Około dwudziestu. Kooperatywy działają w większych miastach. Na zjeździe, który zaplanowaliśmy na czerwiec, będziemy dyskutować o ogólnokrajowej współpracy. Chcemy założyć stowarzyszenie, które będzie trzymać to wszystko w kupie – wspierać już działające kooperatywy i pomagać zakładać nowe. Nie ma też przeszkód, aby kooperatywy przekształcały się w działalności gospodarcze.
O tym też chciałbym porozmawiać. Jak wyglądałaby taka potencjalna działalność gospodarcza?
Jędrzej: Oczywiście można przekształcić kooperatywę w działalność gospodarczą. Być może coś podobnego się zdarzy, ponieważ mamy możliwość wynajęcia lokalu, a właścicielowi zależy na tym, abyśmy otworzyli tam stragan i sprzedawali produkty. Dzięki temu będziemy mieć miejsce na naszą podstawową działalność.
W czerwcu planujecie większe spotkanie kooperatyw.
Jędrzej: W drugi weekend czerwca organizujemy trzeci ogólnopolski zjazd kooperatyw w Forum Przestrzenie. Będzie to doskonała okazja do wymiany doświadczeń i do dyskusji nad problemami, z którymi mierzy się polski ruch spółdzielczy. Poza tym, że dobrze jest się spotkać i pogadać, chcemy też zaproponować i przedyskutować rozwiązania, które mogą w przyszłości wpłynąć korzystnie na sytuację kooperatyw w Polsce. Obecnie nie ma ścisłej współpracy między inicjatywami w różnych miastach, nie wiemy co się dzieje np. w Łodzi czy w Warszawie. Poprzednie zjazdy nie przełożyły się znacząco na wzrost popularności idei kooperatyw spożywczych, a powinniśmy się o to zatroszczyć.
Katarzyna: Ludzie o nas nie wiedzą, a nam trudno jest do nich dotrzeć.
Co znajdzie się w programie eventu?
Jędrzej: Piątek jest dniem przyjazdu i rejestracji, planujemy też nieformalne spotkanie integracyjne. Sobota to dzień "wewnętrzny", choć otwarty na gości z zewnątrz. Ten dzień przeznaczymy na warsztaty i dyskusje na trzy główne tematy: współpraca miasto–wieś, promocja idei i rozwój kooperatyw oraz współpraca kooperatyw na poziomie ogólnokrajowym.
Katarzyna: Odwiedzą nas także goście z kooperatyw zagranicznych, prawdopodobnie z Włoch i z Hiszpanii. Podzielą się z nami – co tu ukrywać – wieloletnim doświadczeniem, a nie dwu- czy trzyletnim, jak nasze. Być może przedstawią nam prawne rozwiązania, które funkcjonują, a my o nich nie mamy pojęcia i chcemy wyważać otwarte już drzwi.
W niedzielę natomiast odbędzie się otwarty całodzienny piknik. Poza małym targiem lokalnych rolników będzie można dowiedzieć się wszystkiego o działaniu w kooperatywie. Będą też warsztaty poświęcone żywności, gotowaniu i uprawie. Drugi duży dział warsztatowy będzie się składał z reprezentantów innych grup działających w trybie kooperatywnym. Tematyka tych warsztatów będzie się kręcić wokół idei DIY, samoorganizacji i usamodzielniania się lokalnych społeczności w danych obszarach życia.
Jędrzej: Chcemy w ten sposób szerzyć naszą ideę, opowiadać o niej. Prosimy o kontakt grupy, które chciałyby zaprezentować swoją działalność i podzielić się umiejętnościami. Będzie można nauczyć się wielu nowych rzeczy. Serdecznie zapraszamy wszystkich do udziału.