– Bardzo żałuję tego projektu, żałuję pracy, która została włożona – stwierdził podczas czwartkowego briefingu zastępca prezydenta Krakowa Jerzy Muzyk.
W środę późnym wieczorem, po ponad dziesięciogodzinnej debacie, radni Krakowa odrzucili projekt miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla blisko 700-hektarowego obszaru Rybitw i Płaszowa. Za tym, aby projekt wylądował w koszu opowiedziało się 25 radnych (z Prawa i Sprawiedliwości, Platformy Obywatelskiej oraz Nowoczesnej), przeciwko było 15 radnych (z Przyjaznego Krakowa oraz Krakowa dla Mieszkańców).
Prezydent nie przekonał radnych
Do samego końca nie było wiadomo jak ostatecznie zachowają się radni. W dyskusji tylko przedstawiciele klubu Nowoczesny Kraków deklarowali, że będą chcieli odrzucić dokument po pierwszym czytaniu. Pod koniec debaty na mównicę wyszedł Włodzimierz Pietrus z Prawa i Sprawiedliwości, który zadeklarował, że członkowie jego klubu również będą chcieli wyrzucić projekt do kosza.
Nad tym co robić dalej z projektem podczas półgodzinnej przerwy w sesji zastanawiał się klub Koalicji Obywatelskiej. Wcześniej politycy PO proponowali, aby projektu nie przekreślać na tym etapie, tylko odesłać go do prezydenta. – Po wysłuchaniu wszystkich argumentów doszliśmy do wniosku, że zmieniamy zdanie i będziemy głosować za odrzuceniem planu – oświadczył chwilę przed głosowaniem szef klubu Andrzej Hawranek.
Po tych stwierdzeniach plan próbował jeszcze ratować wiceprezydent Jerzy Muzyk. Mówił, że wejście w życie dokumentu można odroczyć w czasie (o to wcześniej pytał się przewodniczący klubu PiS, ale otrzymał kilka godzin wcześniej negatywną odpowiedź). Wiceprezydent jednak nie zdołał przekonać radnych do zmiany zdania.
Problemy komunikacyjne
Wiceprezydent na czwartek zaprosił do urzędu dziennikarzy. Podczas spotkania mówił, że plan trzeba odłożyć, ale definitywnie się z nim rozstać należy dopiero po wykonaniu dogłębnej analizy głównie w kontekście strategii rozwoju Krakowa oraz studium zagospodarowania.
Odniósł się również do protestu i argumentów przedsiębiorców, którzy podnosili, że plan przyczyni się do upadku ich firm. – Staraliśmy się przedstawić rozwiązania, które w mojej ocenie gwarantowały kontynuację działalności. Nie mogę zgodzić się z twierdzeniem, że w przypadku uchwalenia planu w tej czy innej postaci, spowodowałoby to konsekwencję polegające na wstrzymaniu działalności czy zwolnieniu pracowników – mówił. Rzeczywiście przedsiębiorcy mogliby prowadzić dalej swoją działalność, jednak nie mogliby jej rozszerzać np. budując nowe hale.
Urzędnik zasugerował, że przyczyną wczorajszej porażki mogą być problemy komunikacyjne. – Bardzo żałuję tego projektu, żałuję pracy, która została włożona. Być może należałoby rozważyć w inny sposób kwestię komunikacji pomiędzy magistratem a na przykład przedsiębiorcami. Ale też chce zwrócić uwagę, że prezydent jest związany ustawą o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, w ramach której nie ma konsultacji społecznych, jest tylko dyskusja publiczna – zaznaczył.
Jerzy Muzyk: To osobista porażka
Zastępca Jacka Majchrowskiego, który plan „Nowe Miasto” traktował jako sztandarowy projekt krakowskiego samorządu nie chciał powiedzieć czy złoży rezygnację. – To nie jest decyzja, którą można podejmować przed kamerami, zwłaszcza że nie miałem okazji porozmawiać z moim szefem – stwierdził.
– Odbieram to jako osobistą porażkę. Porażka nie boli mnie z punktu widzenia ambicjonalnego, bo w życiu zawodowym zazwyczaj jest więcej porażek. Natomiast odbieram to w kategoriach porażki idei, do której ciężko będzie wrócić w bliżej określonej perspektywie czasowej – mówił Jerzy Muzyk.
Spowolnienie presji inwestycyjnej
Mówił, że tą ideą jest rozwój Krakowa, na który trzeba patrzeć w wieloletnim horyzoncie czasowym i należy walczyć o miejsce w lidze nie polskich a europejskich miast. Użył nawet porównania piłkarskiego, że nasze miasto nie powinno grać w ekstraklasie a europejskiej Lidze Mistrzów.
Stwierdził, że uwolnienie terenów inwestycyjnych na Rybitwach mogłoby zatrzymać presje deweloperską w innych częściach miasta. – To była szansa na ochronę innych terenów przed dogęszczaniem. Wiem, że często to było postrzegane jako moje straszenie, ale presja inwestycyjna jest bardzo duża. Nie mamy zbyt dużo – poza obszarami planistycznymi – instrumentów formalnych, aby powstrzymać pewne procesy – dodał.