Stąd nugat „powędrował” do Watykanu. Z wizytą w cukierni Cichowscy

Cukiernia przy ul. Starowiślnej 21 kryje wiele ciekawych historii... fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Znajdujące się na wystawie ciasta, ciastka i torty wyglądają niczym niewielkie dzieła sztuki. Pracownia Cukiernicza Cichowscy kryje w sobie wiele niezwykłych historii, którymi podzielił się z nami jeden z obecnych właścicieli, pan Adam Cichowski.

Lwów w Krakowie

To był jeden z najbardziej upalnych lipcowych dni w Krakowie. Kiedy rozpoczynamy rozmowę, zewsząd dobiegają niezliczone rozmowy gości przebywających w kawiarni i co jakiś czas ktoś śmieje się głośno, wspominając jakąś historię. W tym miejscu warto zaznaczyć, że na początku była tu jedynie cukiernia, a kawiarnia powstała w 2003 roku. Ale od początku.

Pracownia Cukiernicza Cichowscy mieści się przy ulicy Starowiślnej 21 i działa nieprzerwanie od 1947 roku. – W Krakowie działało wielu cukierników z Lwowa. Niegdyś kamienica, w której mieści się cukiernia, należała do żydowskich właścicieli. Żona jednego z nich zginęła w Oświęcimiu. Reszta rodziny przeżyła i wyjechała z Polski. Później kamienica przeszła do Skarbu Państwa i zarządzało nią miasto. Całkiem niedawno, bo osiem lat temu odnaleziono wnuki dawnego właściciela – opowiada pan Cichowski. – Zdradzę, że przed II wojną światową znajdował się tutaj zakład fotograficzny. Przy drzwiach znajdowała się taka charakterystyczna szyba – wskazuje na drzwi główne.

Pierwszym właścicielem tego miejsca był Piotr Czop, który stworzył tutaj cukiernię w 1947 roku. Była to ekskluzywna galanteria czekoladowa, w której można było kupić torty, nugaty i  wiele innych specjałów tworzonych według tradycyjnych, lwowskich receptur. – To był człowiek samotny, nie miał rodziny – kontynuuje opowieść właściciel. – W latach 70. poszukiwał wspólnika. Tata wcześniej pracował w cukierni u Scherharda w cukierni na Rynku Głównym, ale po piętnastu latach postanowił się usamodzielnić. Porozumiał się z Piotrem Czopem i rozpoczęli współpracę. Właśnie wtedy rozpoczęła się przygoda z tym miejscem.

Dalsze losy

Spółka powstała w 1974 roku, a pan Adam zaczął pracować tutaj osiem lat później. W latach 50-tych i 60-tych miejsce to słynęło z wyrobów galanterii czekoladowej i karmelowej. Po jakimś czasie pan Czop ze względu na wiek chciał zrezygnować i odsprzedał nam firmę. – Zależało mi  na tym, aby pojawiły się tutaj takie wyroby, jakie tworzył pan Czop. Mam na myśli czekoladki i pralinki – uśmiecha się pan Cichowski. – Jednak kiedy zaczynałem, nie było łatwo. Większość produktów byłą trudno dostępna. Mieliśmy cztery podstawowe surowce: cukier, mąkę, margarynę i jajka. Dodam jeszcze, że wszystko było wówczas na przydział, który wystarczał na dwa tygodnie produkcji. Jednak nie było takiego problemu jak teraz: czy coś się sprzeda czy nie. To takie trochę przewrotne, bo można było robić czegoś więcej, ale nie było z czego. Dlatego też produkcja była ograniczona, jednak z dostępnych surowców próbowaliśmy coś wyczarować. Ale nie oszukiwaliśmy klientów i staraliśmy się, aby nasze wyroby były jak najlepszej jakości.

Tajniki zawodu

– Tajniki zawodu przekazał mi tata. Jednak nie można osiąść na laurach – mówi pan Adam. – Trzeba pamiętać, że w każdej dziedzinie coś się zmienia. Technika bardzo poszła do przodu i w związku z tym nadal się uczę i jeżdżę na kursy czy pokazy. Poznaję nowe surowce i techniki, które wchodzą na rynek. W tym zawodzie trzeba się uczyć przez cały czas.

Nugat w drodze do Watykanu

Dawniej najsłynniejszym wyrobem Pracowni Cukierniczej Cichowscy był nugat, który stał się przysmakiem Jana Pawła II. Jakim sposobem „zawędrował” aż do Watykanu? – Raz w miesiącu odwiedzała nas siostra zakonna odpowiedzialna za zaopatrzenie kurii. Wielu księży jeździło do Rzymu i zabierali ze sobą nugat dla papieża – opowiada właściciel. – Ale to było dawno, dawno temu... – śmieje się Cichowski.

Teraz sprzedaje się przede wszystkim ciasteczka. – Wprowadziłem nową formę sprzedaży ciastek. Dawniej były one robione  według przepisu Scherharda i były to duże, sztukowe ciasta. W końcu przyszła moda na mniejsze odpowiedniki – ciastka grylażowe.  Dlatego zaczęliśmy tworzyć ich mieszanki. Teraz jest to już powszechne, ale my to zapoczątkowaliśmy. Wraz z byłymi pracownikami „rozeszły się” też receptury i uległy zmianom. Wprowadziliśmy tzw. makaroniki francuskie w różnych barwach. Teraz, aby coś się sprzedało, musi ładnie wyglądać i właśnie to przyciąga ludzi.

Coraz mniej małych cukierni…

- Powstawanie coraz większej liczby „sieciówek” nie wróży dobrze – przyznaje pan Adam. – To zabija niewielkie cukiernie, ponieważ pojawia się konkurencja cenowa. Niektóre chcą wejść na rynek i oferują niskie ceny. W niewielkich cukierniach stawia się na jakość. Oczywiście, że w każdym biznesie musi być jakiś zysk, ale trzeba też wydać trochę pieniędzy na remonty czy zakup nowych maszyn. Nie jestem zwolennikiem kredytów, bo teraz coś idzie dobrze, a za pół roku może być inaczej. Wolę mały zakład, w którym powstają dobre jakościowo rzeczy.

Niewielkie cukiernie i kawiarnie różnią się również od masowych tym, że tutaj można spędzić czas w klimatycznym miejscu. Swoim wystrojem, Pracownia Cukiernicza Cichowscy nawiązuje do okresu międzywojennego i lwowskiego klimatu firmy.

– Cukiernia znajduje się tutaj od ponad 70 lat, także pokolenia ludzi przychodzą tutaj na zakupy. Chociaż nie jest dobre to, że blisko centrum miasta pustoszeją kamienice. Właściciele odzyskują je, ale nie mają pieniędzy na remonty, wyrzucają lokatorów i powstaje tam działalność biznesowa. Jak nie ma ludzi, to nie ma dla kogo tworzyć... – podsumowuje pan Adam.