To, o czym mówiło się od co najmniej kilku tygodni, stało się faktem. Nowym szkoleniowcem Wisły Kraków został Franciszek Smuda. Były selekcjoner reprezentacji Polski podpisał z klubem trzyletni kontrakt.
Wchodząc do wypełnionej do ostatniego miejsca sali konferencyjnej, Smuda z trudem ukrywał zadowolenie. - Jest to dla mnie przyjemny dzień, szczególnie, że pojawiło się tylu dziennikarzy. Są wakacje, więc spodziewałem się pięciu-dziesięciu osób, a jest jak przed meczem z Barceloną czy Realem - mówił. - Cieszę się, że prezes obdarzył mnie takim zaufaniem i pozwolił kolejny raz objąć Wisłę.
To trzecie podejście szkoleniowca do prowadzenia Białej Gwiazdy. Od dwóch poprzednich różni się jednak znacząco. Wisła nie jest dziś klubem, który przed kibicami roztacza mocarstwowe plany. Na finansowe uwarunkowania zwracał zresztą uwagę sam "Franz".
- Chciałbym, żeby zespół grał równie atrakcyjną piłkę, jak za moich poprzednich kadencji. Myślę, że to się uda, choć nie stanie się to z dnia na dzień - przyznał. - Wiadomo jaka jest sytuacja finansowa klubu i jaka jest kadra. Na pewno muszą być pewne poprawki.
Na wyprowadzenie drużyny z kryzysu Bogusław Cupiał dał nowemu trenerowi trzy okienka transferowe. Z jednej strony jest to komfort, którego w erze biznesmena z Myślenic doświadczyło niewielu. Otwartym pozostaje jednak pytanie, na jakie wzmocnienia pozwoli skromny budżet.
Smuda jak ognia unikał dziś nazwisk potencjalnych nowych wiślaków. Chwalił za to skautów Marcina Kuźbę i Macieja Żurawskiego za pracę przy wyszukiwaniu zawodników w niższych ligach, co może wskazywać kierunek transferowych działań. Na obcokrajowców nie zamierza się jednak zamykać. - Na całym świecie przy budowie zespołu nikt nie zwraca uwagi na narodowość. Ważne, by byli to dobrzy i pożyteczni zawodnicy - stwierdził.
Pewnym jest natomiast, że mocno graniczony będzie sztab trenerski. Nazwisko asystenta Smudy nie jest jeszcze znane, jednak nieoficjalnie wiadomo, że będzie nim Marcin Broniszewski, który towarzyszył mu również w Ratyzbonie. - Podałem nazwiska, które mogą ze mną pracować. To jest kwestia czasu, gdy prezes dogada się z tymi trenerami - zdradził "Franz". - Chcemy trochę oszczędzić. Sztab nie będzie tak liczny, jak w normalnych zawodowych klubach. Prawdopodobnie powiększymy go dopiero w grudniu.
Smuda zapewnia, że zdaje sobie sprawę z ogromu pracy jaki ma do wykonania i deklaruje harówkę od pierwszych dni. - Gdy pracuję, to daję z siebie wszystko. Największą radością trenera nie jest premia za mecz, tylko świadomość, że został on super rozegrany, a kibice wracając do domów mają o czym rozmawiać, chwalą zespół. To jest mój cel - mówi z wyraźną ekscytacją.
Wchodząc do wypełnionej do ostatniego miejsca sali konferencyjnej, Smuda z trudem ukrywał zadowolenie. - Jest to dla mnie przyjemny dzień, szczególnie, że pojawiło się tylu dziennikarzy. Są wakacje, więc spodziewałem się pięciu-dziesięciu osób, a jest jak przed meczem z Barceloną czy Realem - mówił. - Cieszę się, że prezes obdarzył mnie takim zaufaniem i pozwolił kolejny raz objąć Wisłę.
To trzecie podejście szkoleniowca do prowadzenia Białej Gwiazdy. Od dwóch poprzednich różni się jednak znacząco. Wisła nie jest dziś klubem, który przed kibicami roztacza mocarstwowe plany. Na finansowe uwarunkowania zwracał zresztą uwagę sam "Franz".
- Chciałbym, żeby zespół grał równie atrakcyjną piłkę, jak za moich poprzednich kadencji. Myślę, że to się uda, choć nie stanie się to z dnia na dzień - przyznał. - Wiadomo jaka jest sytuacja finansowa klubu i jaka jest kadra. Na pewno muszą być pewne poprawki.
Na wyprowadzenie drużyny z kryzysu Bogusław Cupiał dał nowemu trenerowi trzy okienka transferowe. Z jednej strony jest to komfort, którego w erze biznesmena z Myślenic doświadczyło niewielu. Otwartym pozostaje jednak pytanie, na jakie wzmocnienia pozwoli skromny budżet.
Smuda jak ognia unikał dziś nazwisk potencjalnych nowych wiślaków. Chwalił za to skautów Marcina Kuźbę i Macieja Żurawskiego za pracę przy wyszukiwaniu zawodników w niższych ligach, co może wskazywać kierunek transferowych działań. Na obcokrajowców nie zamierza się jednak zamykać. - Na całym świecie przy budowie zespołu nikt nie zwraca uwagi na narodowość. Ważne, by byli to dobrzy i pożyteczni zawodnicy - stwierdził.
Pewnym jest natomiast, że mocno graniczony będzie sztab trenerski. Nazwisko asystenta Smudy nie jest jeszcze znane, jednak nieoficjalnie wiadomo, że będzie nim Marcin Broniszewski, który towarzyszył mu również w Ratyzbonie. - Podałem nazwiska, które mogą ze mną pracować. To jest kwestia czasu, gdy prezes dogada się z tymi trenerami - zdradził "Franz". - Chcemy trochę oszczędzić. Sztab nie będzie tak liczny, jak w normalnych zawodowych klubach. Prawdopodobnie powiększymy go dopiero w grudniu.
Smuda zapewnia, że zdaje sobie sprawę z ogromu pracy jaki ma do wykonania i deklaruje harówkę od pierwszych dni. - Gdy pracuję, to daję z siebie wszystko. Największą radością trenera nie jest premia za mecz, tylko świadomość, że został on super rozegrany, a kibice wracając do domów mają o czym rozmawiać, chwalą zespół. To jest mój cel - mówi z wyraźną ekscytacją.